[tag=75089]
Tomasz Lewandowski[/tag] nie będzie trenerem wielokrotnych medalistów mistrzostw świata i Europy: Adama Kszczota i Marcina Lewandowskiego. Informowaliśmy o tym dość szeroko (na przykład TUTAJ >>). Nie jestem specjalistą od szkolenia, więc nie będę się wymądrzał czy to dobrze, czy nie. Niech to ocenią fachowcy.
Moje oburzenie wywołało coś zupełnie innego. Otóż - niejako przy okazji - Tomasz Lewandowski poinformował, jakie są zarobki szkoleniowca, który ma sukcesy na poziomie medali największych imprez sportowych na świecie (TUTAJ więcej na ten temat >>). Jakie? 17,5 zł netto za godzinę pracy!
Oddajmy głos trenerowi. - Chciałbym też, by opinia publiczna dowiedziała się, na ile wyceniana jest przez PZLA praca trenera w Polsce. Kontrakt opiewa na kwotę 200 zł brutto za dzień. Jednak nie za każdy przepracowany dzień, a jedynie za dzień wyjazdowy, bez względu na liczbę dni pracy.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: kamerzysta ucierpiał przez Urszulę Radwańską
Czyli mamy 200 zł brutto za dzień wyjazdowy, powiedzmy, że ten dzień to 8 godzin pracy (choć doskonale sobie zdajemy sprawę, że to pewnie bardziej 12 godzin i więcej), to nam wychodzi 25 zł brutto za godzinę. Po odliczeniu wszystkich składek i zaliczek podatkowych "na rękę" zostanie mniej więcej 17,5 zł netto.
17,5 zł netto, to nie pomyłka. To nie 175 zł netto. To też nie 1750 zł netto. Jeżeli Lewandowski pisze prawdę, to mamy do czynienia z jednym z największych skandali w polskim sporcie ostatnich lat. A nie mam powodów, aby nie wierzyć w słowa tego trenera.
Przecież mój redakcyjny kolega, Łukasz Witczyk, rozmawiał dzisiaj z wiceprezesem PZLA, Tomaszem Majewskim. Liczyłem, że jeden z najważniejszych ludzi w polskiej lekkiej atletyki sprostuje te informacje, powie, że to pomyłka, że związek płaci lepiej jednemu z najważniejszych trenerów niż sprzątaczce. Ale nie. Majewski powiedział, że chce zakończyć konflikt, dlatego nic nie powie.
Tak, tak, sprzątaczce. Mniej więcej 15-20 zł netto musimy wydać za godzinę pracy osoby, która uporządkuje nasz dom czy mieszkanie. Odkurzy, przetrze kurze, umyje kafelki w łazience. Albo niewykwalifikowanemu pracownikowi fizycznemu na budowie. Np. pomocnikowi murarza. PZLA na podobną kwotę wycenia warsztat trenera medalistów MŚ czy ME. To się nie mieści w głowie.
Oczywiście, że Tomasz Lewandowski nie przymiera głodem, nie ma problemów z opłaceniem czynszu czy martwi się, co będzie jutro. To trener, który pracuje w klubie, ma pewnie dodatkowe zajęcia, itd. Ale to nie zmienia faktu, że jako prezes jednego z największych związków sportowych w Polsce wstydziłbym się oferować takiemu człowiekowi 17,5 zł netto za godzinę pracy.
Wyobrażacie sobie, że PZPS dzwoni do Vitala Heynena i mówi: "pracujesz sobie w tej włoskiej lidze, masz kontrakt, a jak będziesz przyjeżdżał na zgrupowania reprezentacji to zapłacimy ci 17,5 zł netto za godzinę, czyli mniej więcej... 4 euro za godzinę.". Nie chcę nawet wiedzieć, jakby zareagował Belg.
Przerażające, że w dyscyplinie, która jest bardzo popularna w naszym kraju (mówią o tym wyniki: zarówno oglądalności w TV, jak i statystyki czytalności w serwisach internetowych), która co roku przynosi nam deszcz medali, wreszcie która jest naszą wielką nadzieją na Tokio 2020 zarobki trenerów są niewiele wyższe od płacy minimalnej w Polsce. No tak, przecież od 1 stycznia 2020 stawka godzinowa musi przekraczać 12 zł netto za godzinę. Lewandowski otrzymał propozycję 17,5 zł. Szał!
W obronie Tomasza Lewandowskiego nikt nie stanął. Nie słyszałem wypowiedzi sponsorów czy polityków, którzy są oburzeni takim poziomem wynagrodzenia. A szkoda. Bo jak zawodnicy tego trenera wracali z medalami, to jedni i drudzy chętnie pozowali z nim do wspólnych zdjęć i wrzucali je na swoje kontakt społecznościowe. A teraz? Gdzie oni są? Quo vadis, Polsko?