Tokio 2020. Marcin Lewandowski: To niemożliwe, by igrzyska odbyły się w terminie

Newspix / Pawel Andrachiewicz/PressFocus / Na zdjęciu: Marcin Lewandowski
Newspix / Pawel Andrachiewicz/PressFocus / Na zdjęciu: Marcin Lewandowski

- Na pierwszym miejscu jest zdrowie mojej rodziny, moich dzieci, moje własne. A dalej ewentualnie przyjemności, czyli sport - podkreśla Marcin Lewandowski, który przedwcześnie zakończył zgrupowanie w USA, a obecnie przechodzi kwarantannę w domu.

- Głowa paruje. Nie wiemy, co zrobić - mówił w piątek (13.03.) Marcin Lewandowski na nagraniu w mediach społecznościowych. Opublikował film krótko po tym, jak premier Mateusz Morawiecki ogłosił zawieszenie lotów międzynarodowych i wprowadzenie kontroli na granicach w związku z pandemią koronawirusa.

Lewandowski przebywał wówczas na zgrupowaniu w miejscowości Flagstaff w Arizonie, m.in. z Adamem Kszczotem. Lekkoatleci planowali trenować za oceanem do 3 kwietnia. Po decyzji premiera mieli moment zawahania. Potem zaczęli działać.

- Reakcja była szybka. Zapadła decyzja, że jak najprędzej wracamy do Polski, póki w ogóle jeszcze można wrócić, bo granice są otwarte - mówi Marcin Lewandowski w rozmowie z WP SportoweFakty. - Najpierw wstępnie przebukowaliśmy bilety na poniedziałek, 16 marca - na najbliższy możliwy termin. Szybko okazało się, ze został uruchomiony program rządowy #LOTdoDomu i możemy wrócić dzień wcześniej, w niedzielę. Dostaliśmy zgodę od wiceprezesa PZLA Tomasza Majewskiego na zakup biletów. Udało nam się załapać na pierwszy samolot z rządowego programu.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film

Z Phoenix lekkoatleci polecieli do Chicago, a stamtąd - czarterem LOT-u - do Warszawy. Gdy znaleźli się w Polsce, odetchnęli z ulgą. W Stanach Zjednoczonych sytuacja wydawała im się dość dziwna. Jak podkreśla Marcin Lewandowski, Amerykanie nie wyglądali na zbytnio przejętych rozprzestrzeniającym się po całym świecie koronawirusem.

- Praktycznie do końca naszego pobytu w Stanach nie było widać napięcia czy dziwnych zachowań. Podchodzili do tego bardzo luźno. Myślę, że po prostu nie zdają sobie sprawy z tego, co ich czeka. Dlatego właśnie chcieliśmy uciec stamtąd jak najszybciej - dodaje brązowy medalista mistrzostw świata w Dosze z 2019 r.

Jeszcze w ubiegłym tygodniu Lewandowski podkreślał, że jego cel się nie zmienia. Wierzył, że igrzyska olimpijskie w Tokio odbędą się w planowanym terminie (24 lipca-9 sierpnia). Dziś jednak nie ma już złudzeń.

- To niemożliwe, by impreza odbyła się w tym terminie. Jeszcze kilka dni temu byłem bardzo pozytywnie nastawiony i wierzyłem, że mimo wielkiego zamieszania wszystko dobrze się skończy. Teraz jednak coraz więcej wskazuje na to, że tak nie będzie. Myślę, że nie ma co robić tego za wszelką cenę - podkreśla biegacz.

Międzynarodowy Komitet Olimpijski cały czas jednak uparcie stoi na stanowisku, że nie ma obecnie potrzeby wprowadzania drastycznych środków, czyli zmiany terminu igrzysk.

- A co ma powiedzieć organizator? Musi mówić: "Szykujcie się, wszystko się odbędzie". Myślę, że jest to robione po to, by nie siać jeszcze większej paniki. Gdyby świat się dowiedział, że igrzyska, które mają się odbyć w lipcu i w sierpniu, zostaną odwołane, to znaczyłoby to, że sprawa jest bardzo poważna. Moim zdaniem taki jest właśnie powód przesuwania tej decyzji. Robią to po to, by nie stresować świata jeszcze bardziej - mówi lekkoatleta z Polic.

Po powrocie z USA odbywa przymusową, dwutygodniową kwarantannę. Dla zawodowego sportowca to spore utrudnienie. - Generalnie wiadomo, że każdy sportowiec jest teraz w beznadziejnej sytuacji. Na szczęście udało mi się zorganizować stacjonarną bieżnię, mogę śmigać na miejscu, w domu. Nie ma co się oszukiwać - to improwizacja treningu, ale jakiś ruch zawsze jest - tłumaczy.

Sportowe ambicje Marcina Lewandowskiego cierpią, ale z drugiej strony stara się widzieć w tym wszystkim pozytywy.

- Od pewnego czasu - odkąd mam rodzinę, dwójkę dzieci, zdrowych dzieci - całkowicie zmieniłem myślenie. Zdrowie jest najważniejsze. Bez względu na wszystko. Najpierw zdrowie mojej rodziny, moich dzieci, moje własne. A potem ewentualnie przyjemności, czyli sport - Marcin Lewandowski przedstawia hierarchię wartości.

Gdyby wszystko przebiegało zgodnie z planem, odbywałby kolejny trening w Arizonie. O pobycie w domu, zabawie z córkami mógłby tylko pomarzyć.

- Dlatego nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! Cieszę się, że mogłem wrócić do rodziny, spędzę z nią przynajmniej dwa tygodnie w domu. Słyszy pan, jak moje dzieci ciągle szaleją, nawet podczas naszej rozmowy nie do końca mogę się skupić. Ale to jest coś, czego na co dzień mi brakuje. I to bardzo. Nie zamierzam zmarnować tego czasu - uśmiecha się Marcin Lewandowski.

Marzenie o medalu w Tokio zostało odłożone na bok. Na razie na dwa tygodnie, być może na dłużej. Ale Lewandowski zapewnia, że gdy w końcu sportowcy dostaną zielone światło, będzie gotowy.

- Jest teraz taka karuzela informacji, z każdej strony coś innego... Jedni mówią, że igrzyska nie zostaną przełożone, inni że jeśli już, to na rok 2022, by odbyły się razem z zimowymi. Nie chcę o tym w ogóle myśleć, bo nie mam na to wpływu. Robię swoje i czekam. Chcę być gotowy. Bo pamiętajmy, że mówimy o moich ostatnich igrzyskach w karierze - podkreśla 32-letni sportowiec.

Czytaj także: Tokio 2020. MKOl apeluje o zachowanie spokoju. "Nie ma potrzeby podejmowania drastycznych decyzji"
Czytaj także: Koronawirus. Akcja-ewakuacja, czyli jak polscy sportowcy wracają do ojczyzny

Źródło artykułu: