Igrzyskami w Tokio ludzkość pokazałaby wała wirusowi!

- Chciałbym, żeby igrzyska w Tokio odbyły się w terminie. Ludzkość symbolicznie pokazałby wała wirusowi. Ale tu wszystko zależy od zawodników - mówi złoty medalista olimpijski z Moskwy Władysław Kozakiewicz.

Michał Pol
Michał Pol
Władysław Kozakiewicz Newspix / Kamil Krzaczyński / Na zdjęciu: Władysław Kozakiewicz
Michał Pol, WP SportoweFakty: We wtorek UEFA podjęła decyzję o przeniesieniu Euro 2020 o rok. W ten sam wtorek MKOl wydał komunikat, w którym zaleca sportowcom kontynuowanie przygotowań do igrzysk olimpijskich, bo nie zamierza zmieniać terminu. Uważa pan, że odbędą się w terminie?

Władysław Kozakiewicz: Codziennie zadaję sobie to pytanie i na razie wierzę, że tak. A przynajmniej bardzo bym chciał, żeby tak się stało. Ludzkość w symboliczny sposób pokazałaby wała wirusowi. To byłby najczytelniejszy sygnał, że potrafiła go przezwyciężyć. Igrzyska to zawsze festiwal radości, ale w tym roku miałby wymiar wyjątkowy.

Czytam wiele o epidemiach, wierzę, że ludzkość jest na tyle inteligentna, że szybko opracuje stosowne leki i szczepionki. Sportowcy są najzdrowszą częścią społeczeństwa. Poza tym nie są w wieku największego zagrożenia, jak choćby ja. Oczywiście nie są też nietykalni - piłkarz mojego klubu Hannover '96 był jednym z pierwszych sportowców w Niemczech, u którego zdiagnozowano zarażenie. Ale przechodzą chorobę w miarę łagodnie. Jest jeszcze trochę czasu na decyzję. Dlatego, jeśli będziemy mieli pewność, że sytuacja w Japonii jest opanowana i zapewnione będzie pełne bezpieczeństwo, organizowałbym igrzyska.

ZOBACZ WIDEO Koronawirus. Ciężka sytuacja klubów sportowych. "Ratunkiem może być wprowadzenie odpowiednich przepisów"
Ale sportowcy na całym świecie narzekają, że na cztery miesiące przed najważniejszą imprezą życia nie mają jak się przygotowywać. Np. Anita Włodarczyk twierdzi, że zgrupowania są niemożliwe, bo w Polsce wszystkie ośrodki są zamknięte, a na zagraniczne wyjechać się nie da. I nie wiadomo kiedy będzie można.

To jest problem. Zamknięto stadiony, baseny, obiekty do treningu. Sportowcom została możliwość tylko treningu indywidualnego. Ale też wszyscy oni znaleźli się w tej samej sytuacji.

Brak obozów za granicą nie byłby jeszcze takim kłopotem. W końcu my, wszyscy polscy lekkoatleci, przygotowywaliśmy się do igrzysk w Moskwie cały rok w Polsce i na złe nam to nie wyszło. Oczywiście czasy były inne i mieliśmy do dyspozycji ośrodki COS. Obawiam się jednak, że przy całym rachunku zysków i strat ekonomicznych, konieczność treningów indywidualnych przez jakiś czas, nie będzie dla MKOl argumentem do przekładania igrzysk.

A groźba, że igrzyska odbędą się przy pustych trybunach? Bo kibice będą bali się przyjechać albo po prostu nie będzie im wolno? Czy jest sens rozgrywać taką imprezę bez publiczności?

Byłby to precedens. Z drugiej strony byłyby to igrzyska w całości telewizyjne. Telewizja pokazuje dziś imprezy sportowe fantastycznie, z tylu ujęć, w zwolnionym tempie itd. Szczerze mówiąc widać więcej niż na żywo na stadionie. Pamiętam, że oglądałem lekkoatletykę na stadionie podczas igrzysk w Atenach w 2004 roku i kompletnie nie widziałem, co się dzieje. Poszedłem obejrzeć Insinbajewą, ale skakała po drugiej stronie stadionu.

Gdyby zaszła taka konieczność, by rozegrać igrzyska w Tokio bez kibiców, w co nie wierzę, bo przecież Japonia poniosłaby ogromne straty, to akurat media doskonale by sobie z tym poradziły. Niewykluczone, że to właśnie media i sponsorzy wymuszą rozegranie igrzysk nawet przy pustych trybunach.

Przecież to kibice motywują zawodników do lepszych wyników. Nie wyobrażam sobie finałów 100 m, skoku wzwyż itd. bez publiczności. Przecież pan sam zdobył złoto i pobił rekord świata w Moskwie dzięki kibicom, którzy "zmotywowali" pana gwizdami.

To prawda, że mnie tam nakręcili kibice, a jeszcze bardziej radzieccy sędziowie, którzy jawnie faworyzowali zawodników gospodarzy we wszystkich dyscyplinach. To dodało mi z 10 centymetrów. Ja sam nie wiem do dziś, czy moja poprzeczka nie była zawieszona wyżej, żebym przegrał z Wołkowem.

Z drugiej strony pobiłem też kiedyś rekord świata na mityngu w Mediolanie w 1980 roku, przy kompletnie pustych trybunach. Patrzę właśnie na zdjęcie z tamtych zawodów i oglądało to może ze sto osób. Czyli można i bez kibiców. Acz igrzyska to impreza wyjątkowa. Trudno ją sobie wyobrazić bez kibiców.

Marcin Lewandowski, który po powrocie z USA przebywa na kwarantannie, mówi, że zdrowie jego rodziny i jego są najważniejsze, więc wyobraża sobie nawet odpuszczenie igrzysk. Co będzie jeśli tak pomyśli więcej sportowców i zbojkotują start?

Uważam, że igrzyska będą mogły się odbyć tylko wówczas, jeśli wszyscy sportowcy będą się tam czuć bezpiecznie. Że wszyscy przyjadą tam przebadani, do bezpiecznej, hermetycznej wioski olimpijskiej. Jeśli ktoś miałby rezygnować z powodu strachu o zdrowie, to faktycznie nie ma to sensu. Pocieszam się, że jest jeszcze czas przed podjęciem tak ostatecznych decyzji. Zobaczymy, jak sytuacja będzie wyglądać w kwietniu, maju, czerwcu.

Czy ten stan rzeczy nie przypomina panu okresu sprzed igrzysk w Los Angeles w 1984, kiedy wielu sportowców z obozu socjalistycznego długo nie wiedziało, czy ich kraj zbojkotuje imprezę, czy będą startować?

Polska wycofała się jako jeden z ostatnich krajów. Do końca wierzyliśmy, że jednak pojedziemy, jak Rumunia, której sportowcy wyłamali się z socjalistycznego bojkotu. Przecież byliśmy "najweselszym barakiem w obozie". Do końca przygotowywaliśmy się na 100 proc. To była wielka tragedia dla wielu zawodników, zwłaszcza tych, dla których to była ostatnia okazja do startu.

Teraz trochę też tak jest, że dla wielu zawodników start w Tokio na przełomie lipca i sierpnia miał być kulminacją w karierze. Niektórzy mieli kończyć kariery po igrzyskach. Nie wiem, co zrobią w razie przesunięcia imprezy. Zwłaszcza, że nie wiadomo, czy przełożone zostaną na lato 2021 czy może aż 2022.

Różnica jest taka, że wtedy decyzję podjęto za nas. Teraz być może wielu stanie przed decyzją jechać czy nie jechać, kontynuować karierę do odłożonych igrzysk czy nie.

W czasach koronawirusa nie mogę nie zapytać o zdrowie. Jak pan się czuje?

Razem z żoną czujemy się bardzo dobrze. Dochodzą do nas te wszystkie straszne wieści ze świata, ale tu w naszej małej mieścinie, Bissendorf pod Hanowerem dzieje się niewiele. Ulice są puste. Przestaliśmy się widywać ze znajomymi. Każdy siedzi w swoim domku. Wszystkie aktywności sportowe odwołane, nie mogę wyjść nawet pograć w golfa, choć przecież ludzie raczej się na polu nie tłoczą.

Były w Niemczech widoczne objawy paniki?

Przez moment kiedy ludzie rzucili się wykupywać papier toaletowy i płyny do dezynfekcji. Sąsiedzi triumfalnie pokazywali zdobyczne rolki, co mi przypomniało czasy PRL. Ale wszystko szybko wróciło do normy. Sklepy pełne. W kolejkach do kasy przepisowe odstępy między ludźmi. Kasjerka w rękawiczkach zresztą nie dotyka pieniędzy, resztę wydaje nie do ręki, ale specjalnego pojemniczka. Niemcy są świetnie zorganizowani i chętnie się dostosowują do zaleceń.

Szkoły, przedszkola, żłobki zamknięte od poniedziałku. Fryzjer zamknięty, ale kosmetyczka obok nas działa. Nasze centrum rehabilitacyjne, w którym pomagam żonie też otwarte, ale mamy o połowę mniej klientów.

W tym roku wypada 40. rocznica pańskiego złotego medalu w Moskwie i słynnego gestu? Wybiera się pan w podróż sentymentalną na Łużniki?

Rozważałem wyjazd wspominkowy. Bez przerwy mam zaproszenia od różnych telewizji. Ale wiadomo, że rocznica wypada w czasie igrzysk w Tokio, więc pewnie i tak nie mógłbym jechać.

Członek Japońskiego Komitetu Olimpijskiego: Igrzyska muszą zostać przełożone >>
Włoski biegacz przechodzi koronawirusa. Mówi o objawach i zastosowanej terapii >>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×