2021 rok nie jest łatwy dla Justyny Święty-Ersetic. Najpierw walczyła z urazem, a później z koronawirusem, który pokrzyżował plany podczas przygotowań. Lekkoatletka w rozmowie z TVP Sport nie ukrywa, że choroba dała się mocno we znaki, nawet najprostsze czynności kosztowały ją sporo wysiłku.
- Trochę mnie ten wirus kosztował. Wiele na tym straciłam. Organizm też. Na początku, gdy wracałam, uskuteczniałam tylko i wyłącznie spacery. I tak, i tak był to duży wysiłek - mówi sportsmenka w rozmowie z serwisem.
Czułam wielkie wsparcie. Największe od trenera. Był ze mną cały czas. Bardzo trudne chwile. Po kontuzji nie zdążyłam się nawet wdrożyć w trening, a już pojawiły się kłopoty. Rzucano mi kłody pod nogi - dodaje.
ZOBACZ WIDEO: DME 2021. Kamila Lićwinko: Naprawdę nic nie jest w stanie wytrącić mnie z równowagi
Ostatnio "Aniołki Matusińskiego" w składzie z wracającą do zdrowia Justyną Święty-Ersetic oraz Małgorzatą Hołub-Kowalik, Kornelią Lesiewicz i Natalią Kaczmarek wygrały bieg z czasem 3:26,3 s podczas Drużynowych Mistrzostw Europy w lekkoatletyce.
Start w Chorzowie wiele mi dał. Pojawiły się ogromne emocje. Był lekki strach, jak zareaguje organizm, ale wyszło fajnie. Dobre przetarcie - komentuje sportmenka.
Zobacz także:
Euro 2020. Boniek nie zgadza się z dziennikarzami. "Byliśmy bliżej wygranej"
Mecz z Rosją unaocznił duży problem reprezentacji Polski. Od tego zależy skuteczność Roberta Lewandowskiego