[b]
Z Tokio Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty[/b]
Pech nie opuszcza Justyny Święty-Ersetic. Gdy wydaje się, że Polka przezwyciężyła wszystkie możliwe problemy i ich limit już się wyczerpał, pojawia się nowy. I to w przeddzień igrzysk olimpijskich w Tokio.
Na kilka dni przed wylotem reprezentacji do Japonii wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki Tomasz Majewski zdradził, że nasza mistrzyni Europy ma problemy ze zdrowiem. W rozmowie z Interią potwierdził to także trener sztafety Aleksander Matusiński.
- Przez ten uraz mięśniowy jej treningi zostały spowolnione. Teraz po prostu nie wiemy, na ile w Tokio pozwoli jej zdrowie - przekazał szkoleniowiec.
ZOBACZ WIDEO: Koniec współpracy polskich pływaków z prezesem PZP? "Potrzebujemy zmian, aby zapobiec rozwojowi w złą stronę"
Ceremonia rozpoczęcia igrzysk w piątek, pierwszy możliwy start Święty-Ersetic 30 lipca (eliminacje sztafety mieszanej 4x400 m), a Polka ma na razie zakaz biegania. Wszystko przez powracającą kontuzję mięśnia czworogłowego uda.
Wiele wskazuje na to, że nasza gwiazda będzie oszczędzana na początku imprezy i może nie wystartować w eliminacjach pierwszej konkurencji. Co dalej? To pozostaje zagadką i wszystko będzie zależeć od tego, czy ustąpi ból.
To byłoby rozsądne - w stolicy Japonii czekają przecież nie tylko biegi w sztafecie 4x400 m, ale i start indywidualny na 400 m. Ponadto trener zabrał do Tokio szeroką grupę zawodniczek, które palą się do biegania, łącznie z nową mistrzynią Europy juniorek Kornelią Lesiewicz czy głodną startów Anną Kiełbasińską.
W 2019 roku Święty-Ersetic udało się pobiec w finale mistrzostw świata w Dosze, teraz zapewne marzy o finale igrzysk olimpijskich. Ze szwankującym zdrowiem może to być nierealne.
Sprinterka z Raciborza już jednak niejednokrotnie udowadniała, że wychodzenie z takich opresji to jej specjalność. Przecież na mistrzostwa świata w Londynie w 2017 roku jechała po pechowej kontuzji stawu skokowego, a gdy odpadła w eliminacjach biegu na 400 m, trudno jej było opanować łzy rozpaczy. Minęło zaledwie kilka dni i wróciła na bieżnię w finale sztafety, doprowadzając ją do brązowego medalu.
Z kolei rok później na mistrzostwach Europy w Berlinie miała zaledwie 90 minut przerwy między finałem indywidualnym a finałem 4x400 m. I co? I zgarnęła dwa złote medale, stając się jedną z największych gwiazd europejskiej lekkoatletyki.
Przypomnijmy: jeszcze w sezonie zimowym polska sprinterka doznała poważnej kontuzji mięśnia czworogłowego. Uraz doskwierał jej od dawna, jednak podczas Halowych Mistrzostw Europy w Toruniu sytuacja pogorszyła się na tyle, że musiała przerwać treningi na kilka tygodni.
Nawet jednak mając problemy ze zdrowiem zdołała na HME pobić rekord Polski (51,34 s) i wywalczyć srebrny medal.
I gdy wszystko wracało do normy, na jej drodze pojawił się koronawirus. Nasza gwiazda bardzo ciężko przeszła zakażenie i musiała przerwać treningi. W rozmowie z WP SportoweFakty przekonywała, że powrót był dla niej koszmarem, a zwykły spacer kończył się zadyszką.
- Pierwsze treningi wytrzymałościowe kończyły się po prostu płaczem i tak naprawdę, zastanawiałam się wtedy, czy w ogóle zdążę wrócić na bieżnię przed igrzyskami - mówiła utytułowana zawodniczka (WIĘCEJ TUTAJ).
Więcej - jeszcze w czerwcu pojawiały się u niej duszności, które komplikowały plany treningowe.
I gdy znów wydawało się, że wszystko zmierza w dobrą stronę (srebro na mistrzostwach Polski, 51,07 s na mityngu w Chorzowie), przyplątał się kolejny uraz.