Przerażające wyznanie medalistki olimpijskiej. "Mogliśmy teraz tutaj nie siedzieć"

Newspix / Na zdjęciu: Malwina Kopron
Newspix / Na zdjęciu: Malwina Kopron

Malwina Kopron podczas igrzysk w Tokio zdobyła brązowy medal. Niewiele osób jednak wie, że mało brakło, a mogłaby z powodów zdrowotnych zakończyć karierę. Opowiedziała o tym w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".

W tym artykule dowiesz się o:

Do zdarzenia doszło w 2020 roku, gdy wybuchła pandemia koronawirusa i zamykane były granice. Wtedy Malwina Kopron wróciła z obozu treningowego w Chula Vista. Po przylocie ze Stanów Zjednoczonych musiała przejść obowiązkową kwarantannę. Początkowo wszystko przebiegało zgodnie z planem, aż w pewnym momencie nasza młociarka schyliła się i nie była w stanie się wyprostować.

Jak sama przyznała, była przekonana, że pękł jej wyrostek robaczkowy. Gdy dziennikarz "Przeglądu Sportowego" zapytał, na ile poważne były to problemy, Kopron odpowiedziała bez chwili zawahania: - Na tyle poważne, że moglibyśmy teraz tutaj nie siedzieć.

Kopron - jako osoba na kwarantannie - została skierowana do szpitala zakaźnego w Puławach. Tam wykonano u niej test na COVID-19, choć nie miała żadnych symptomów zakażenia. Temperatura ciała wynosiła 36,9 stopnia. Wcześniej lekarze nie chcieli jej przyjąć w Lublinie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Wygląda jak modelka. "Polska" krew!

W ciągu dwóch dni trasę z Puław do Lublina - 50 kilometrów w jedną stronę - pokonywała czterokrotnie, również w karetce, jadąc na sygnale. Gdy okazało się, że nie ma koronawirusa, znów trafiła do Lublina. Wspomina, że gdy została przyjęta na SOR, wszyscy pacjenci zostali ewakuowani, a lekarze przyjmowali ją w specjalnych kombinezonach ochronnych.

Na decyzję czekała sześć godzin. - Pielęgniarki twierdziły, że może być chora bo test wykonano cztery a nie pięć dni po przylocie - wspomina. Znów została odesłana do Puław, gdzie trafiła na oddział ginekologiczno-położniczy z kwalifikacją do natychmiastowej operacji.

Powiedziała ordynatorowi wykonującemu operację: "panie doktorze, proszę ratować, co się da, bo chciałabym jeszcze kiedyś mieć dzieci".

- Okazało się, że miała torbiel krwotoczną, która była skręcona wokół własnej osi i uciskała na inne naczynia. Mogło dojść do martwicy jajnika, a w najgorszym wypadku pęknięcia torbieli, co mogłoby doprowadzić do zakażenia w jamie brzusznej - dodała.

Na szczęście wróciła do zdrowia i w Tokio dała nam sporo radości, zdobywając brązowy medal olimpijski. Jednak gdyby przez pandemię igrzyska nie zostały przełożone, to jej start w stolicy Japonii stałby pod znakiem zapytania.

Zobacz także:
Rekonstrukcja rządu stała się faktem. Oto nowy minister sportu
Wielka impreza lekkoatletyczna znów w Polsce

Źródło artykułu: