Nie tak miał wyglądać początek sezonu dla Justyny Święty-Ersetic. Dwukrotna medalistka igrzysk olimpijskich w Tokio planowała wystartować w ostatni piątek w mityngu w Karlsruhe. Do Niemczech jednak nie pojechała - zamiast tego 29-latka trafiła na izolację.
Sprinterka opublikowała we wtorkowy wieczór bardzo mocny post w mediach społecznościowych, w którym ujawniła, że przez jeden fałszywie pozytywny test na koronawirusa straciła szansę na inauguracyjny start w halowym sezonie.
W jej emocjonalnym wpisie nie zabrakło bardzo mocnych słów. Lekkoatletka, znana ze swoich wyważonych wypowiedzi, zaskoczyła kibiców, co jednak świadczy jedynie o tym, jak ta sytuacja wyprowadziła ją z równowagi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szaleństwo na lotnisku. "Zaniemówiłem"
"Jak do tego doszło? Nie wiem, a właściwie wiem! Błędny wynik testu i jeden wielki burdel, bo tak trzeba o tym mówić (...) Pomimo wykonania powtórnego testu i uzyskania od razu negatywnego wyniku, musiałam w dalszym ciągu siedzieć w domu, więc ja się grzecznie pytam po co w takim układzie był kolejny test (wynik negatywny przypominam) skoro nikogo później to nie interesowało?? Dodzwonienie się gdzieś oczywiście graniczyło z cudem!!!" - wściekała się.
Jak przekonuje zawodniczka, wynik jej pierwszego testu musiał być błędny. Zupełnie nie rozumie też, dlaczego kolejny, który dał wynik negatywny, już nie miał żadnego znaczenia. Na dodatek czuła i nadal czuje się bardzo dobrze, nie miała żadnych objawów zakażenia koronawirusem.
A przypomnijmy, że polska gwiazda ma już doświadczenie z COVID-19. Wiosną ubiegłego roku koronawirus nie tylko wyłączył ją z treningów. Święty-Ersetic przekonywała, że skutki zakażenia odczuwała jeszcze przez wiele tygodni, a problemem po powrocie był dla niej nawet trucht.
W styczniu Święty-Ersetic, przebywała na zgrupowaniu w Spale, gdzie przygotowywała się do imprezy głównej halowego sezonu, czyli Halowych Mistrzostw Świata w Belgradzie (18-20 marca). Już w grudniu w rozmowie z WP SportoweFakty multimedalistka wielkich imprez przekonywała, że chce tam wystąpić.
- Jeśli będę zdrowa, to na pewno nie zrezygnuję - powiedziała, jednocześnie zapewniając, że na pierwszych treningach w grudniu czuła się bardzo dobrze i nie odczuwała dolegliwości związanych z kontuzjami, które prześladowały ją w sezonie olimpijskim.
Pytania o starty w sezonie halowym były zasadne o tyle, że latem polskich lekkoatletów czekają aż dwie imprezy główne - lipcowe mistrzostwa świata w Eugene i sierpniowe mistrzostwa Europy w Monachium. Nie brakuje zawodników, którzy chcąc przygotować się do tak intensywnego sezonu letniego odpuszczają starty pod dachem.
Przypomnijmy, że na mityngu w Karslruhe ze znakomitej strony zaprezentowała się inna nasza sprinterka na 400 metrów, Anna Kiełbasińska. Polka nie tylko wygrała swój bieg, ale zrobiła to w rewelacyjnym czasie. 51,92 s - to nie tylko jej nowy rekord życiowy, ale także najlepszy w tym roku wynik na świecie (WIĘCEJ TUTAJ).
Problemy z budzącymi wątpliwości wynikami testów na koronawirusa mieli w ostatnich tygodniach nasi sportowcy szykujący się do startu na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie.
Już w Chinach na izolację trafiła aż czwórka naszych rodaków. Ostatnie wieści są jednak pozytywne - Natalia Maliszewska (short-track) i Magdalena Czyszczoń (łyżwiarstwo szybkie) miały negatywny wynik ostatniego testu i są blisko startu na igrzyskach (WIĘCEJ TUTAJ).