Chcieli zablokować start Polki na MŚ. Za to, jak wsparła Ukrainę

- Nie za bardzo rozumiałam, dlaczego taka była reakcja wolontariuszy - podczas HMŚ w Belgradzie organizatorzy chcieli zablokować start naszej gwiazdy - Justyna Święty-Ersetic.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Justyna Święty-Ersetic PAP / Na zdjęciu: Justyna Święty-Ersetic
Justyna Święty-Ersetic po raz kolejny już w swojej karierze nie zawiodła na wielkiej imprezie - to jej świetny bieg na ostatniej zmianie zadecydował o brązowym medalu sztafety 4x400 metrów kobiet na Halowych Mistrzostwach Świata w Belgradzie.

A impreza była dla polskiej sprinterki wręcz mordercza. W ciągu trzech dni 29-latka z Raciborza aż pięć razy stawała na starcie 400 metrów. Dystansu, który doprowadza organizm do skrajnego wyczerpania. Najpierw eliminacje, półfinał i finał biegu indywidualnego, w którym Polka zajęła czwarte miejsce.

Wynik dobry, jednak będąca w tym roku w znakomitej formie zawodniczka (51,04 s, nowy rekord Polski) miała w finale jeden cel - medal. Dlatego po biegu nie ukrywała smutku.

- Jest mi strasznie przykro. Bieg potoczył się tak, a nie inaczej. Próbowałam gonić, ale zabrakło mi sił - mówiła bardzo rozczarowana przed kamerami TVP Sport w sobotni wieczór.

ZOBACZ WIDEO: "Szalona". Wideo z trenerką mistrza olimpijskiego robi furorę w sieci

Decydujący finisz

A potem eliminacje i finał sztafety. Kontuzje Anny Kiełbasińskiej i Małgorzaty Hołub-Kowalik oraz przeziębienie Kingi Gacki sprawiły, że trener Aleksander Matusiński nie miał wyboru i nie mógł oszczędzać zmęczonej już sprinterki w eliminacjach. I już w tym biegu Święty-Ersetic wyprowadziła nas z trzeciego na pierwsze miejsce.

W finale też odebrała pałeczkę na trzeciej pozycji, jednak medal był bardzo niepewny, co było słychać nawet w głosie komentatora TVP Przemysława Babiarza. Tuż za Polką biegła rewelacyjna Femke Bol, srebrna medalistka HMŚ w Belgradzie w biegu indywidualnym, potrafiąca robić na bieżni rzeczy niesamowite.

I na ostatniej prostej Holenderka wyprzedziła minimalnie Polkę. Na szczęście nasza mistrzyni olimpijska z Tokio wykrzesała jeszcze pokłady energii i zdołała wyprzedzić reprezentantkę USA. Polska wyprzedzająca Stany Zjednoczone w sztafecie 4x400 metrów? To powoli robi się naszą specjalnością.

- Lekko nie było - ujawnia Święty-Ersetic. - Finał indywidualny na 400 metrów dał mi się we znaki, w niedzielę nie czułam się rewelacyjnie. Ale z niejednej opresji już wychodziłam w swojej karierze, teraz też udało się wywalczyć medal. Najważniejsze, że pokazałyśmy, że jesteśmy w światowej czołówce.

Po powrocie do Polski nasza sprinterka przyznała, że brązowy medal w sztafecie mocno poprawił jej nastrój po miejscu poza podium w biegu indywidualnym.

- Czwarte miejsce nie było moim celem. Ale teraz zrozumiałam, że po prostu zrobiłam co mogłam. Byłam rozgoryczona i rozżalona, ale postanowiłam dać z siebie wszystko w sztafecie. I wracam do kraju zadowolona - podsumowała.

Ryzyko dla Ukrainy

Medal medalem, jednak wielkie uznanie polska lekkoatletka zyskała swoim gestem dot. wojny w Ukrainie. Polka już podczas niedawnego mityngu w Madrycie pozowała do zdjęć z kartką "Stop war", mającym jednoznaczne przesłanie do tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą (WIĘCEJ TUTAJ).

W Belgradzie zdecydowała się na pokaz solidarności z Ukrainą w inny sposób i postanowiła startować z niebiesko-żółtymi wstążkami we włosach. I nie miała zamiaru przejmować się organizatorami HMŚ, którym taki gest Polki się nie spodobał.
- Kiedy byłam już przed wyjściem na bieżnię, wolontariusze zwrócili mi uwagę na wstążki i powiedzieli, że w tym absolutnie nie mogę wyjść. Dodali, że na pewno nie z tymi, jak nazwali je - kolorowymi wstążkami. Zapytałam dlaczego. Po chwili przyszedł inny wolontariusz i mnie dopuścił - ujawniała na gorąco.

Zachowanie Polki doceniła reprezentacja Ukrainy. Jak ujawniał będący w Belgradzie znany w naszym kraju trener skoku o tyczce Wiaczesław Kaliniczenko, ukraińska zawodniczka Maryna Bech-Romańczuk była pod wrażeniem gestu naszej zawodniczki i jej za to podziękowała.

- To był tylko symbol. Nie za bardzo rozumiałam, dlaczego taka była reakcja wolontariuszy. Bardzo kibicowałam wszystkim ukraińskim lekkoatletom podczas HMŚ - oceniła Polka.

Ważna zapowiedź

Jeszcze w ubiegłym roku Justyna Święty-Ersetic unikała jednoznacznej odpowiedzi nt. celów sportowych po igrzyskach olimpijskich w Tokio. Nie ukrywała, że czuje instynkt macierzyński i myśli o powiększeniu rodziny. Po dwóch medalach w Japonii postanowiła, ku radości kibiców, kontynuować karierę.

Co ciekawe, w Belgradzie dała do zrozumienia, że nie musiała to być jej ostatnia wielka halowa impreza. - Cały czas jesteśmy głodne i będziemy walczyły o złoto na kolejnych mistrzostwach - zapowiedziała.

A kolejne odbędą się już za rok. Pierwotnie HMŚ w Nankinie zaplanowano na marzec 2020 roku, jednak odwołano je ze względu na wybuch pandemii koronawirusa.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×