W tym artykule dowiesz się o:
Bardzo dobry rok polskiej lekkoatletyki
Po bardzo udanych mistrzostwach świata w Pekinie dwa lata temu i świetnych mistrzostwach Europy w Amsterdamie, rok później, w 2017 roku, polska lekkoatletyka z pewnością utrzymała pozycję europejskiej potęgi w tym sporcie.
Wielu naszych zawodników spisywało się w ostatnich 12 miesiącach znakomicie, nie zabrakło rekordów Polski i wielu medali na MŚ w Londynie. Pojawiły się też jednak afery i nieporozumienia. Ale po kolei.
Piotr Lisek na szóstkę
Już 25 stycznia Piotr Lisek pobił sześcioletni rekord Polski w skoku o tyczce, skacząc w Cottbus 5,92 m. Kilka dni później urodzony w Dusznikach zawodnik dokonał kolejnego historycznego wyczynu.
Na zawodach w Poczdamie przeskoczył poprzeczkę zawieszoną na magicznej wysokości 6 metrów! - Kosmos! - skomentował jego kolega z kadry, biegacz Marcin Lewandowski.
Zawodnik klubu OSOT Szczecin został tym samym 10. tyczkarzem w historii, który osiągnął taki wynik w hali.
Rekordowa Joanna Jóźwik
10 luty 2017 roku zawsze pozostanie pamiętną datą dla Joanny Jóźwik. Nasza biegaczka zapowiedziała, że podczas mityngu Copernicus Cup w Toruniu będzie chciała pobić rekord Polski na 800 metrów.
Jóźwik pokazała wielki hart ducha i dopięła swego. Poprawiła 18-letni rekord Lidii Chojeckiej, przebiegając cztery okrążenia w czasie 1.59,29.
Sezon letni nie był już dla nie udany, jednak 26-latka płaciła za wysoką formę z początku roku.
Wielki wyczyn Konrada Bukowieckiego
Trudno było w to uwierzyć wszystkim tym zgromadzonym w belgradzkiej hali, tak samo tym śledzącym rywalizację przed telewizorami i w internecie.
W drugie serii konkursu pchnięcia kulą na Halowych Mistrzostwach Europy Konrad Bukowiecki zanotował próbę życia. Kula wylądowała na odległości 21,97, czym zaledwie 20-letni zawodnik pobił absolutny rekord Polski. - Szok - mówił później zaskoczony swoją próbą kulomiot.
Tak daleko w swojej wielkiej karierze nie pchał nawet Tomasz Majewski, dwukrotny polski mistrz olimpijski. Bukowiecki udowodnił tym pchnięciem ponad wszystko swoje gigantyczne możliwości.
Grad medali w Belgradzie
Wspomniany na poprzedniej karcie Bukowiecki oczywiście zdobył w Belgradzie złoty medal, ale był to tylko jeden z wielu krążków zdobytych tam przez polskich lekkoatletów.
HME były popisem Biało-Czerwonych, którzy aż 12 razy stawali na podium, z czego siedem na najwyższym jego stopniu. Do tego dołożyli jedno srebro i cztery brązowe medale. Polscy medaliści HME w Belgradzie - Złoto: Konrad Bukowiecki (pchnięcie kulą), Adam Kszczot (800 m), Marcin Lewandowski (1500m), Piotr Lisek (skok o tyczce), Sylwester Bednarek (skok wzwyż), sztafeta 4x400 metrów kobiet i mężczyzn; Srebro: Rafał Omelko (400m); Brąz: Ewa Swoboda (60m), Justyna Święty (400m), Sofia Ennaoui (1500m), Paweł Wojciechowski (skok o tyczce).
Polacy wygrali klasyfikację medalową, powtarzając wyczyn z otwartych mistrzostw z Amsterdamu rok wcześniej.
Afera hotelowa z zamkniętym piwem
Po tak udanej imprezie w polskiej lekkoatletyce zrobiło się tak dobrze, że po prostu musiało coś się stać. I stało się. W kwietniu polskie media obiegły informacje o aferze, jaka wybuchła na zgrupowaniu zawodników w amerykańskim Chula Vista.
O co chodziło? Otóż w Kaliforni doszło do nieporozumień między Anitą Włodarczyk i jej trenerem Krzysztofem Kaliszewskim a resztą ekipy, głównie innymi polskimi młociarkami, w tym Joanną Fiodorow. Ta ostatnia wyznała w prasie, że Włodarczyk z jej szkoleniowcem zachowują się wyniośle i wszystkie problemy rozwiązują z pozycji siły.
Następnie siódemka polskich lekkoatletów oraz ich trenerów zostali wyrzuceni z ośrodka treningowego w Chula Vista. Powodem miało być złamanie zakazu picia alkoholu na terenie obiektu.
Jak przekonywali potem m.in. Piotr Lisek i Konrad Bukowiecki, w szafce znaleziono tylko zamknięte piwo. Trochę mało jak na skalę afery, która w kwietniu była szeroko opisywana przez media.
Potwierdzenie siły w Londynie
Najważniejszą imprezą sezonu były otwarte mistrzostwa świata w Londynie. Polscy lekkoatleci mieli w stolicy Anglii błyszczeć i tak rzeczywiście było.
Impreza okazała się bardzo udana dla wielu naszych zawodników. Biało-Czerwoni wywalczyli tam aż osiem medali. Dwa złote: (Paweł Fajdek, Anita Włodarczyk - rzut młotem), dwa srebrne: Piotr Lisek (skok o tyczce), Adam Kszczot (800 m) i cztery brązowe: sztafeta (4x400 m kobiet), Wojciech Nowicki (rzut młotem), Malwina Kopron (rzut młotem) i Kamila Lićwinko (skok wzwyż).
Ponadto aż dwunastu innych naszych lekkoatletów znalazło się w ścisłych finałach swoich konkurencji, co miało ogromną wagę i w klasyfikacji punktowej, najbardziej rzeczywiście oddającej siłę reprezentacji, zajęliśmy niezwykle wysokie, czwarte miejsce na świecie.
Aniołki Matusińskiego
Wielkimi gwiazdami ostatnich dwunastu miesięcy w polskiej lekkoatletyce były polskie sprinterki biegające na dystansie 400 metrów. W Belgradzie zdobyły złoto, a w Londynie sprawiły wszystkim ogromną niespodziankę i stanęły na trzecim miejscu na podium.
Ich droga do sukcesu była niczym scenariusz filmu z Hollywood, a zwłaszcza historia Justyna Święty-Ersetic. Raciborzanka była wiosną w życiowej formie, a na mityngu w Hengelo pobiła rekord życiowy świetnym wynikiem 51,16, który plasował ją wśród najlepszych na europejskich tabelach.
Kilka tygodni później sprinterka doznała jednak pechowej kontuzji stawu skokowego i jej występ na MŚ w Londynie stanął pod znakiem zapytania. Podobnie jak szanse sztafety, pozbawionej swojej liderki. Do Londynu Święty pojechała, jednak w eliminacjach biegu indywidualnego zaprezentowała się bardzo słabo i ze łzami w oczach wyznała dziennikarzom, że dla niej impreza już się skończyła.
Trener Aleksander Matusiński miał jednak inny plan - wstawił ją do finału sztafety, oczywiście na ostatnią zmianę. Tam Święty popisała się rewelacyjnym finiszem i utrzymała trzecie miejsce naszej drużynie. Historia roku polskiej lekkoatletyki.
ZOBACZ WIDEO: W tym sporcie jesteśmy potęgą. "Udowodniliśmy to w 2017 roku" [color=#000000]
[/color]