Do kolekcji brakuje mi złota - rozmowa z Sylwią Gruchałą, polską florecistką

20 maja Sylwia Gruchała wygrała indywidualne zawody Pucharu Świata we florecie w Seulu. To wspaniały prognostyk przed startem w Londynie. - To będą moje ostatnie igrzyska olimpijskie. Do kolekcji medalowej brakuje mi złota - powiedziała Gruchała, która w 2000 roku w Sydney wywalczyła drużynowo srebro we florecie, a w 2004 roku w Atenach sięgnęła indywidualnie po brąz.

Marcin Frączak
Marcin Frączak

Marcin Frączak: Wielkimi krokami zbliżają się igrzyska olimpijskie w Londynie. Czy dla pani liczy się tam tylko złoto?

Sylwia Gruchała: Nie chcę niczego obiecywać. Złotego medalu rzeczywiście brakuje mi w kolekcji, ale nie chcę nakładać na siebie żadnej presji. W Londynie chcę walczyć o jak najlepszy wynik. Obecnie liczą się dla mnie tylko dwie daty. 28 lipca wystąpię w turnieju indywidualnym, a 2 sierpnia w razem z koleżankami w turnieju drużynowym.

W Londynie może się wydarzyć wszystko. Może być albo wspaniale, ale sportowiec musi liczyć się z tym, że nie wszystko pójdzie po jego myśli. Jeśli zabraknie medalu w Londynie, to czy wystartuje pani na kolejnych igrzyskach olimpijskich? Bierze to pani pod uwagę?

- Wkrótce wystąpię po raz czwarty, a zarazem ostatni na igrzyskach olimpijskich. Podczas następnych, w Rio de Janeiro, będę miała 35 lat. Nie planuję startu w Brazylii. Staram się jak najlepiej przygotować do Londynu. Chcę się tam dobrze bawić, czerpać radość z wygrywania.

Niedawno triumfowała pani w zawodach Pucharu Świata w Seulu. Co dało pani to zwycięstwo?

- Przede wszystkim nabrałam pewności siebie. Jestem bardzo zadowolona z występu w Seulu. To były moje najlepsze walki od kilku lat. Długo czekałam na taki występ. Wracam do dużej formy, do takiej jaką miałam sześć lat temu. Myślę, że wtedy walczyłam najlepiej w karierze. Wygrana w Seulu pozwoliła mi uwierzyć w to, że praca, którą wykonuję na treningach może przynieść pozytywny efekt.

Nie boi się pani, że forma przyszła zbyt szybko?

- Nie, bo ja jestem doświadczoną zawodniczką. Myślę, że wiem jak ją utrzymać, czy spowodować, aby poszła do góry.

Jakie przed panią najbliższe plany?

- Niebawem wybieram się na zawody Pucharu Świata, które odbędą się na początku czerwca w St. Petersburgu. Później, również w czerwcu, wystąpię na mistrzostwach Europy w Legano, we Włoszech. Cały czas walczę o poprawienie miejsca w rankingu, na podstawie którego będę rozstawiona w Londynie. Po ostatnim zwycięstwie w Seulu awansowałam w rankingu na 10 miejsce.

Niemal rok temu przeniosła się pani z Gdańska do Warszawy. W stolicy reprezentuje pani barwy AZS AWF Warszawa. Co było przyczyną zmiany klubu?

- Chciałam zmienić klimat, aby odzyskać motywację do treningów. Poza tym gdy byłam jeszcze w Gdańsku, to po raz pierwszy zdarzyło się, że moim trenerem klubowym nie był jednocześnie trener kadry. Z czymś takim nigdy wcześniej nie miałam do czynienia. To była dla mnie nowa sytuacja, a ja przecież nie jestem już bardzo młodą zawodniczką, nie jest mi się łatwo przyzwyczaić do zmian. Jednak przenosząc się do Warszawy zaryzykowałam, na razie jestem z tego zadowolona.

Przez wiele lat mieszkała pani w Gdańsku. A jak się pani podoba Warszawa?

- Mieszkam na Żoliborzu, blisko jest Centrum Olimpijskie, Kępa Potocka. To fajna, zielona dzielnica. Do Gdańska oczywiście też jeżdżę. Cały czas mam tam przyjaciół, odwiedzam swoje siostry. Na zwiedzanie Warszawy nie mam zbyt wiele czasu. W centrum miasta jestem rzadko, bo skupiam się głównie na treningach. Najważniejszy jest dla mnie teraz start w Londynie. W klubie trenuję także z chłopakami. Zajęcia te dużo mi dają, bo stykam się z szybszym stylem walki.

Treningi z mężczyznami mają sprawić m.in. to, że optymalna forma przyjdzie w Londynie. Faworytką do złota w stolicy Wielkiej Brytanii będzie pani wielka rywalka, Włoszka Valentina Vezzali!

- Chciałabym się z nią zmierzyć na igrzyskach olimpijskich, ale jak najpóźniej. Na zawodach Pucharu Świata już z nią wygrywałam, nigdy jednak nie udało mi się jej pokonać w turnieju indywidualnym w imprezie rangi mistrzowskiej.

A gdyby przyszło pani zmierzyć się w Londynie w finale z inną zawodniczką?

- Nie chcę jej źle życzyć, tego aby wcześniej odpadała. Najchętniej spotkałabym się z Vezzali w finale. To byłoby dla mnie ogromne wyzwanie.

W 2004 roku, w Atenach przegrała pani z nią walkę o finał. Jak z perspektywy czasu odbiera pani ten brązowy medal olimpijski?

- Wtedy byłam zła, że przegrałam. Teraz jednak uważam, że brąz to był wielki sukces. Medal przecież był potwierdzeniem przynależności do światowej czołówki.

Im bliżej będzie do igrzysk olimpijskich, tym presja będzie narastać. Czy boi się pani presji?

- Nie, bo nie ciąży na mnie taka presja, jak przed występem w Atenach. Ja już mam brązowy medal olimpijski, wywalczony w konkursie indywidualnym. Już jestem medalistką olimpijską, wiec nie ma presji, że jak się w Londynie nie uda, to nie będę miała w ogóle medalu.

Zanim rozpoczną się igrzyska olimpijskie, kibice w Polsce będą emocjonować się Euro 2012. Czy wybiera się pani na jakiś mecz?

- Nie, bo wszystko podporządkowałam występom w Londynie. Skupiam się na treningach, na startach w zwodach.

Nie wybierze się pani na stadion w Gdańsku, w którym przez wiele lat pani mieszkała?

- Naprawdę, bardzo bym chciała, ale w tym czasie będę trenować w Cetniewie.

Powiedziała pani, że to będzie pani ostatni, czwarty start w igrzyskach olimpijskich. A co będzie pani robiła po zakończeniu kariery?

- Tego jeszcze nie wiem. Na pewno po starcie w Londynie chciałabym długo odpoczywać. Może pojadę do Bukowiny Tatrzańskiej. Tam są fajne termy, gdzie lubię spędzać wolny czas.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×