IO gr. A: Katastrofa Polaków! Pierwsze miejsce nie dla nas! - relacja ze spotkania Polska - Australia

Tego nikt się nie spodziewał! Po tragicznym spotkaniu polscy siatkarze przegrali z Australią i zamknęli sobie drogę do pierwszego miejsca w grupie A!

W tym artykule dowiesz się o:

Rozgrywki w fazie grupowej igrzysk olimpijskich potoczyły się tak, jak wymarzyli sobie reprezentanci Polski i ich kibice. W ostatnim pojedynku biało-czerwoni mieli wszystko w swoich rękach, aby startować do ćwierćfinałów z uprzywilejowanej, pierwszej pozycji. Do pełni szczęścia brakowało zwycięstwa bez straty seta z Australijczykami, z którymi, do tej pory, Polacy nie mieli problemów.

Elementem, na który narzekały obie strony była godzina rozpoczęcia potyczki. Według czasu miejscowego była to 9.30. Początkowe akcje nie wskazywały na

ospałość po stronie zwycięzców Ligi Światowej. Szybko wyszli na prowadzenie 4:1, ale Aussies bardzo szybko się podnieśli. Podopieczni Andrei Anastasiego poważnie pogubili się w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła. W parkiet wpadały dziwne serwisy, Australijczycy przeważali w bloku i obronie. Już na pierwszej przerwie technicznej rywale mieli jedno "oczko" przewagi.

Siatkarze Jona Uriarte nie grali finezyjnie, ale skutecznie. Grali z zimną krwią, bez większej presji. Z upływem czasu wynik przygniatał biało-czerwonych, którzy mogli poczuć się zbyt pewnie, kiedy wskoczyli na pozycję lidera grupy A. Po twarzach reprezentantów Polski widać było, że nie dzieje się najlepiej. Brakowało tej agresji, podrywania się po każdej akcji, nakręcania się po każdej piłce. W poprzednich meczach to wszystko podrywało nie tylko graczy Anastasiego, ale również trybuny. Te w poniedziałek zamarły.

Włoski szkoleniowiec również nie wierzył w to, co dzieje się na parkiecie. Po ataku Zbigniewa Bartmana na tablicy świetlnej w końcu pojawił się rezultat chociaż w małym stopniu satysfakcjonującym Polaków, 17:16. Jako pierwszy za niepowodzenia zapłacił Michał Winiarski, którego zastąpił Michał Kubiak. Australijczycy ponownie zabawili się z biało-czerwonymi przy serwisie Adama White'a. Pięć punktów w jednym ustawieniu ustawiło końcówkę pierwszej odsłony, którą niespodziewanie wygrali Aussies 25:21.

Wydawało się, że po pierwszej, złej odsłonie gorzej być już nie może, ale Polacy bardzo szybko wyprowadzili kibiców z tego błędów. Na "dzień dobry" pięć punktów straty i czas dla trenera Anastasiego. Włoch miał zdecydowanie dość bezradności, kiwek na siatce i niekończonych ataków. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów (o ile w ogóle taka sytuacja miała miejsce) zrugał reprezentantów naszego kraju, nie pozostawiając na ich grze suchej nitki. Najbardziej dostało się Bartmanowi, który tuż po wspomnianym czasie posłał piłkę w aut dobre pięć metrów poza końcową linię boiska.

Jego zmiennik, Jakub Jarosz był najjaśniejszą postacią w ataku biało-czerwonych. Jednak tylko jeden zawodnik nie był w stanie pociągnąć zespołu do sukcesu. Na drugiej przerwie technicznej Kangury prowadziły sześcioma oczkami. Widać było pierwsze symptomy poprawy gry. Udało się zmniejszyć różnicę do dwóch punktów (16:18), po czym ponownie wkradły się błędy, a doskonała obrona Australijczyków niszczyła morale polskiej drużyny. W połączeniu z bezkarnie atakującym Thomasem Edgarem nie mogło oznaczać niczego dobrego dla Polaków. Pozbawieni wiary siatkarze z Europy przegrali kolejną partię i bardzo skomplikowali sobie sytuację w meczu i całych grupowych rozgrywkach.

Włoski szkoleniowiec nieustannie szukał optymalnego ustawienia. Od pierwszej akcji trzeciego seta na parkiecie ponownie zameldowali się Winiarski i Łukasz Żygadło. Pozostali Jarosz oraz Grzegorz Kosok. Kolejna część gry była, można powiedzieć, że w końcu, zbliżona do tego, czego oczekuje się od faworytów igrzysk olimpijskich. Loty obniżyli również rywale, ale trudno było oczekiwać od Kangurów, że tak znakomicie będzie im się wiodło cały czas. Sportowa złość zaczęła przynosić pożądane efekty.

Na drugiej przerwie technicznej biało-czerwoni prowadzili 16:11, ale do gry niespodziewani włączył się... sędzia. Odgwizdał błąd Polaków, jakim była... zasłona! To niespotykany na siatkarskich parkietach błąd, co było widać po zdziwieniu obu zespołów. Przeciwników stać było jedynie na zniwelowanie strat do dwóch oczek. Wówczas, w kluczowym momencie zmagań, zaczął funkcjonować zawodzący przez cały mecz blok. W samej końcówce kadrowicze aż czterokrotnie powstrzymali rywali, co... potroiło dotychczasowy dorobek Polaków. Najważniejszą informacją było jednak przedłużenie meczu o kolejnego seta, bo trzecia część zakończyła się sukcesem Polaków 25:18.

Prawdziwą wojną nerwów była kolejna część, która toczyła się punkt za punkt. Obie ekipy miały świadomość wagi tej odsłony. Nie było mowy o większych przewagach. Dwa punkty więcej od przeciwników udało się wywalczyć Polakom tuż przed przerwą techniczną, jednak tuż po serią trzech udanych zagrań popisali się Aussies. Siatkarze z Oceanii znów byli nagradzani za swoją odwagę. Po świetnej kontrze Nathana Robertsa to im, w końcówce udało się wyjść na dwa punkty przewagi. Na parkiet wrócili Kubiak i Bartman. Pierwszy z nich popsuł niezwykle ważny serwis i na tablicy świetlej pojawił się rezultat 21:23. Do końca nie dało się już niczego zmienić. Ostateczny cios zadał Adam White, asem serwisowym.

Polska - Australia  1:3 (21:25, 22:25, 25:18, 22:25)

Polska: Żygadło, Możdżonek, Kurek, Bartman, Nowakowski, Winiarski, Ignaczak (libero) oraz Zagumny, Kosok, Kubiak, Ruciak, Jarosz.

Australia: Peacock, Zingel, Roberts, Edgar, Passier, White, Tutton (libero) oraz Sukochev, Smith

Źródło artykułu: