- Jest za mały dopływ ludzi, za mała konkurencja. Nikt nie naciska na naszych mistrzów, nie zapędza ich do roboty. Poza tym tu naprawdę nie ma wielkich pieniędzy. Są przyzwoite jak na polskie warunki. Dla sportowców, trenerów, bo trener zarabia, w zależności od klasy, kilka tysięcy brutto i dostaje dodatki za medale. To naprawdę godna płaca. Ale fortuny się nie uzbiera. Może lekkoatleci są w stanie zarabiać świetnie. Ale kajakarz, wioślarz, pływak? Żyje na dobrym poziomie, gdy jest mistrzem. Wtedy są stypendia, trafi się sponsor. Ale takich ze sponsorem jest niewielu - mówi Paweł Słomiński w rozmowie z Rzeczpospolitą.
- A dziś młodzież patrzy bez sentymentów: jaka jest ścieżka kariery i co ja z tego będę miał. Rodzice też są trudni. Nie pomagają, wręcz nastawiają dzieci wrogo do każdego autorytetu. Sami często nie mają czasu zaszczepić żadnej pasji, ale też nie dają szansy innym. A jako trener pływaków mogę powiedzieć, że większość zawodników, którzy coś osiągnęli, to ci, za którymi cały czas chodzili rodzice. Inwestowali w ich karierę - zauważa.
Źródło: Rzeczpospolita