Oszustwo na mecie, kobieta spychana z trasy, zamach. Pamiętne momenty z maratonu w Bostonie

 / Fot. Alex Trautwig / GETTY IMAGES NORTH AMERICA / AFP
/ Fot. Alex Trautwig / GETTY IMAGES NORTH AMERICA / AFP

To najstarszy bieg na "królewskim dystansie". W poniedziałek odbędzie się jego jubileuszowa 120. edycja. Na starcie stanie 30 tysięcy biegaczy z całego świata. Przypominamy najważniejsze wydarzenia z historii tej imprezy.

W tym artykule dowiesz się o:

Fot. Jim Rogash/Getty Images
Fot. Jim Rogash/Getty Images

Boston uważany jest za miejsce mistyczne, biegową mekkę. Niemal każdy maratończyk marzy o tym, by choć raz w życiu wystartować w tamtejszym maratonie. Nie każdy jednak zrealizuje ten cel i nie chodzi tu tylko o koszty związane z wyprawą do USA.

Do zawodów dopuszczeni są tylko ci, którzy spełniają określone kryteria czasowe. Przykładowo mężczyźni w przedziale wiekowym 18-34 lat muszą legitymować się maratońskim wynikiem wynoszącym przynajmniej 3 godziny i 5 minut.

Maraton w Bostonie to jeden z najsłynniejszych i najbardziej prestiżowych biegów na dystansie 42,195 km. Zaliczany jest - wraz z imprezami w TokioLondynie,  Chicago, Berlinie i Nowym Jorku - do cyklu World Marathon Majors.

Jako jedyny w "maratońskiej Lidze Mistrzów" bieg w Bostonie odbywa się nie w niedzielę, lecz - od 1969 r. - w trzeci poniedziałek kwietnia. Ma to związek z Patriots' Day - świętem obchodzonym w stanie Massachusetts, upamiętniającym bitwy pod Lexington i Concord.

Nim biegacze wyruszą 18 kwietnia na trasę jubileuszowego maratonu, przeczytaj o ważnych momentach z jego historii.
[nextpage]

1897 r. - pierwszy maraton w Bostonie

W 1896 r. na pierwszych nowożytnych igrzyskach olimpijskich w Atenach bieg maratoński był jedną z dwunastu konkurencji lekkoatletycznych. Zmagania śmiałków z mitycznym dystansem cieszyły się dużym zainteresowaniem. To właśnie ateński maraton był inspiracją dla Amerykanów.

19 kwietnia 1897 r. na starcie stanęło zaledwie 15 biegaczy. Pierwotnie imprezę nazwano American Marathon. Zwycięzcą został John J. McDermott z Nowego Jorku, który oderwał się od grupy rywali i wypracował sobie dużą przewagę. Tak dużą, że w końcówce mógł sobie pozwolić na kilkukrotne przejście do marszu. Wygrał z wynikiem 2:55:10, prawie siedem minut lepszym od kolejnego zawodnika.

Do mety dotarło tylko dziesięciu maratończyków. Warto dodać, że w tamtym okresie maraton rozgrywany był na nieco krótszym dystansie - 24,5 mili, czyli ok. 39,5 km.
[nextpage]

1930 r. - Clarence DeMar wygrywa po raz siódmy

Biegacz z Melrose w stanie Massachusetts przeszedł do historii jako zawodnik z największą liczbą triumfów w bostońskim maratonie. Zwyciężał w nim aż siedem razy. Co ciekawe, pierwszy i ostatni sukces dzieliło 19 lat.

DeMar smak sukcesu poznał w 1911 r. Jego wynik - 2:21:39 - był rekordem trasy. Amerykanin sporo ryzykował, bo lekarze zalecali mu zaprzestanie startów w biegach długodystansowych. Wykryli u niego szmery sercowe. DeMar pobiegł jeszcze na igrzyskach olimpijskich w 1912 r., po czym zawiesił karierę.

Powrócił w 1917 roku. Między 1922 i 1930 r. zwyciężał na bostońskiej trasie jeszcze sześciokrotnie. Ostatni triumf odniósł w wieku 41 lat.

Dodajmy, że rekord zwycięstw wśród pań należy do Kenijki Catherine Ndereby (cztery wygrane).
[nextpage]

1936 r. - po raz pierwszy użyto nazwy "Heartbreak Hill"

Trasa bostońskiego maratonu jest specyficzna. Wyniki na niej osiągane nie mogą zostać wpisane do tabel z rekordami. Chodzi o kryteria IAAF, których trasa w Bostonie nie spełnia. Ma zbyt duży spadek (139 metrów, podczas gdy dozwolony spadek to maksymalnie 42 metry). Do tego odległość między startem i metą jest większa niż połowa długości biegu.

Nie oznacza to jednak, że w Bostonie biegnie się tylko i wyłącznie w dół. W drugiej części dystansu zaczynają się podbiegi - słynne Newton Hills. Najtrudniejszym jest ten czwarty i zarazem ostatni. Gdy biegacze mają w nogach ponad 32 km, ich oczom ukazuje się tzw. Heartbreak Hill, czyli Wzgórze Złamanego Serca. To kilkusetmetrowy stromy podbieg.

Po raz pierwszy termin ten został użyty w 1936 r. Ellison Brown, zawodnik o pseudonimie "Tarzan", wyprzedził na tym odcinku Johnny'ego Kelleya. Reporter gazety "Boston Globe" Jerry Nason napisał: "Brown złamał serce Kelleya".
[nextpage]

1966 r. - Roberta "Bobbi" Gibb pierwszą kobietą w bostońskim maratonie

Przez wiele lat kobiety toczyły walkę o prawo startu w maratonie. Organizatorzy podkreślali jednak, że to zbyt wielki wysiłek dla pań i zabraniali im udziału w imprezie.

W 1966 r. Roberta "Bobbi" Gibb postanowiła ich przechytrzyć. Na liście startowej znaleźć się nie mogła, ale zdecydowała się pobiec nieoficjalnie (i nielegalnie). Ukryła się w krzakach, a krótko po wystrzale startera dołączyła do tłumu zawodników.

- Nie miałam pojęcia, jak zostanę przyjęta przez innych. Obawiałam się, że policja mnie aresztuje, a kibice mnie wygwiżdżą. Bałam się, że oficjele mnie wyrzucą, jeśli zobaczą mnie na trasie. Założyłam niebieską bluzę z naciągniętym na głowę kapturem i bermudy od brata - wspomina Gibb na swojej stronie internetowej.

Inni biegacze przyjęli ją bardzo życzliwie. Podkreślali, że nie pozwolą nikomu zdjąć jej z trasy. "Bobbi" w pewnym momencie ściągnęła bluzę z kapturem. Kibice zaczęli ją pozdrawiać.

Ukończyła bieg z wynikiem 3:21:40, co dałoby jej (gdyby została sklasyfikowana) 126. miejsce.
[nextpage]

1967 r. - K.V. Switzer, czyli pierwsza kobieta na liście startowej

O ile Gibb w 1966 r. pobiegła "po kryjomu", bez numeru, o tyle Kathrine Switzer - rok później - znalazła się na liście startowej, mimo iż kobiety nadal nie miały prawa udziału w imprezie. Użyła fortelu. Wypełniając zgłoszenie, wpisała tylko pierwsze litery imion. Organizatorzy nie zorientowali się, że K. V. Switzer to kobieta.

Gdy pojawiła się na trasie, wywołała niemałe poruszenie. W pewnym momencie doszło do nieprzyjemnych scen. Jock Semple, jeden z organizatorów maratonu, próbował zerwać numer Switzer i zaczął ją spychać z trasy. Maratonkę obronił jej chłopak Tom Miller, który odepchnął agresywnego działacza.

Switzer zameldowała się na mecie po 4 godzinach i 20 minutach. Później zaś stała się jedną z głównych orędowniczek walki o prawa kobiet w sporcie. W Bostonie panie mogły wziąć udział w rywalizacji dopiero od 1972 r. Pierwszy bieg wygrała Nina Kuscsik (3:10:26).
[nextpage]

1980 r. - skandal z Rosie Ruiz

To jedno z najgłośniejszych oszustw w historii maratonu. 22 kwietnia 1980 r. pierwszą kobietą, która przekroczyła linię mety, była Rosie Ruiz. Zapanowała konsternacja, bo zawodniczki tej praktycznie nikt nie znał. Jej czas - 2:31:56 - budził spore wątpliwości. Jakim cudem anonimowa maratonka pobiegła tak szybko?

Szybko pojawiły się podejrzenia o oszustwo. Ruiz na mecie nie była prawie w ogóle zmęczona ani spocona. Pytana o przebieg rywalizacji nie potrafiła sobie przypomnieć żadnych szczegółów z trasy maratonu. W końcu wyszło na jaw, że Rosie... wmieszała się w tłum biegaczy w samej końcówce, na ok. 1 milę (1609 m) przed metą.

Ruiz szła w zaparte. Przekonywała, że przebiegła cały dystans. Organizatorzy podejrzewali, że kobieta miała urojenia. - Nie jestem ani psychiatrą, ani psychologiem, ale uważam, że ona silnie wierzy w to, że przebiegła maraton. Oczywiście nasze dowody wskazują na to, że tego nie zrobiła - mówił Will Cloney, ówczesny dyrektor biegu.

Organizatorzy zdyskwalifikowali Ruiz, a zwyciężczynią biegu została Jacqueline Gareau z Kanady.
[nextpage]

1982 r. - pojedynek w słońcu

Alberto Salazar kontra Dick Beardsley - ich rywalizacja, mimo upływu ponad 30 lat, do dziś budzi wielkie emocje u fanów biegania. 19 kwietnia 1982 r. maratończycy musieli zmagać się z potwornym upałem.

Mimo to Salazar i Beardsley narzucili ogromne tempo, które wytrzymali do samego końca. Finisz był iście sprinterski. Minimalnie lepszy - o dwie sekundy - okazał się Salazar, obecnie ceniony trener (szkoli m.in. Mo Faraha). Wygrał ze znakomitym wynikiem 2:08:52.

Rywalizacja Amerykanów przeszła do historii jako "Duel in the sun", czyli "Pojedynek w słońcu".
[nextpage]

Fot. PAP/CAF
Fot. PAP/CAF

1991 r. - Wanda Panfil zwycięża w Bostonie

Na liście triumfatorów bostońskiego maratonu jest także Polka. Wanda Panfil na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku należała do ścisłej światowej czołówki. Wygrywała maratony w Londynie, Nowym Jorku czy Nagoi.

Rok 1991 był dla niej niezwykle udany. W sierpniu zdobyła mistrzostwo świata w Tokio. Kilka miesięcy wcześniej stanęła na najwyższym stopniu podium w Bostonie, pokonując wiele sławnych rywalek - m.in. Niemkę Utę Pippig, Amerykankę Joan Benoit Samuelson czy Norweżkę Ingrid Kristiansen.

Panfil pobiegła wówczas najszybciej w karierze - 2:24:18. Druga na mecie reprezentantka USA Kim Jones straciła do niej prawie 2,5 minuty.

- Wygrałam Londyn, Nowy Jork, a teraz Boston. To dla mnie wielka sprawa - mówiła uradowana Polka, która za zwycięstwo otrzymała 55 tysięcy dolarów.
[nextpage]

Fot. Jim Rogash/Getty Images
Fot. Jim Rogash/Getty Images

2011 r. - fenomenalny czas Geoffreya Mutaia

Kenijski lekkoatleta triumfował w 115. edycji bostońskiego maratonu z wynikiem, który w tamtym okresie był lepszy od rekordu świata.

Mutai miał tego dnia sprzyjające warunki (m.in. wiatr w plecy), a do tego godnych rywali, którzy zmusili go do maksymalnego wysiłku. Pokonał 42,195 km w 2 godziny 3 minuty i 2 sekundy. Nie został jednak oficjalnym rekordzistą (najlepszy wynik wynosił wówczas 2:03:59, uzyskał go Haile Gebrselassie) - ze względów, o których wcześniej wspominaliśmy. Rezultaty w Bostonie nie są uznawane przez IAAF jako oficjalne.

Do dziś wynik Mutaia jest rekordem trasy w Bostonie. Za to oficjalny rekord świata został od tego czasu poprawiony i wynosi obecnie 2:02:57 (Dennis Kimetto w 2014 r. w Berlinie).
[nextpage]

Fot. Darren McCollester/Getty Images
Fot. Darren McCollester/Getty Images

2013 r. - zamach na mecie bostońskiego maratonu

Wielkie sportowe święto zostało zakłócone 15 kwietnia 2013 roku. Pochodzący z Czeczenii bracia Tamerlan i Dżochar Carnajewowie zdetonowali, w odstępie kilkunastu sekund, dwie bomby w pobliżu linii mety - na Boylston Street.

W wyniku eksplozji śmierć poniosły trzy osoby, zaś 264 zostały ranne. Był to najbardziej krwawy zamach w USA od ataków z 11 września 2001 r. w Nowym Jorku.

Tamerlan Carnajew zginął podczas obławy policyjnej. Jego brat został schwytany i osądzony. Skazano go na karę śmierci.

Po zamachu z 2013 roku zwiększono środki bezpieczeństwa (więcej patroli policyjnych i punktów medycznych, a także większy zasięg monitoringu). Amerykanie spopularyzowali hasło "Boston Strong" ("Boston silny"), chcąc pokazać, że nie dadzą się zastraszyć terrorystom.

Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: Ronaldo kontra syn. Kto wygrał niecodzienny pojedynek?

Komentarze (0)