W ostatnich dniach Mariusz Pudzianowski kilka razy zaatakował KSW w mediach społecznościowych. Najpierw stwierdził, że obecnie nie rozważa kolejnych walk dla tej federacji. Była to prawdopodobnie reakcja na słowa Martina Lewandowskiego. - Zawiódł mnie, ale nietrudno mi sobie wyobrazić dalszą współpracę - mówił o nim jeden z szefów organizacji.
Były strongman prawdziwą bombę spuścił jednak w weekend. We wpisie zamieszczonym na swoim Facebooku ogłosił, że nie otrzymał całej wypłaty za walkę z Eddiem Hallem, do której doszło 26 kwietnia br. Pudzianowski przegrał ją już w pierwszej rundzie.
ZOBACZ WIDEO: Szymon Kołecki zrównał z ziemią freak fighty. "Nie chciałbym przynieść wstydu"
Podczas programu "Hejt Park" Kanału Sportowego o zarzuty Pudzianowskiego został zapytany Wojsław Rysiewski, dyrektor sportowy KSW. Od razu zaznaczył jednak, że nie będzie publicznie komentował kwestii finansowych.
- Niestety, będzie duży zawód. Dostałem polecenie służbowe, żeby w tym temacie się nie wypowiadać. Mariuszowi mogę powiedzieć, że powinien się skontaktować z Martinem Lewandowskim. Nie byłem z nim na żadnym spotkaniu biznesowym - stwierdził.
Po chwili ocenił również, że konflikt między Pudzianowskim a KSW jest wynikiem nieporozumienia, a były strongman źle zrozumiał słowa szefa organizacji, które okazały się jego zapalnikiem.
- Najzabawniejsze jest to, że triggerem do tego wszystkiego była wypowiedź Martina Lewandowskiego na premierze filmu Artura Szpilki. Druga strona (Pudzianowski - przyp. red) nie zrozumiała, co Martin chciał powiedzieć, a on sam mówił przecież, że nietrudno mu wyobrazić sobie współpracę - analizował Rysiewski.
Dodajmy, że Pudzianowski w KSW zadebiutował w grudniu 2009 roku, wygrywając przez nokaut z Marcinem Najmanem. Od tego czasu stoczył dla tej federacji 28 walk i stał się jedną z jej największych gwiazd. W poniedziałkowy wieczór (27.10) ogłosił, że wkrótce ogłosi decyzję co do swoich dalszych startów. "Odpalę fajerwerki" - zapewnił.