Sentymentów nie będzie - wywiad z Mariuszem Pudzianowskim

W grudniu w Londynie Mariusz Pudzianowski zmierzy się z Tyberiuszem Kowalczykiem. Swego czasu panowie startowali w jednym teamie w zawodach siłaczy, teraz w MMA sentymentów jednak nie będzie.

W tym artykule dowiesz się o:

Rafał Mandes: Dlaczego tak w ogóle zdecydowałeś się na walkę z Tyberiuszem Kowalczykiem? Ze sportowego punktu widzenia wiele ten pojedynek ci przecież nie da.

Mariusz Pudzianowski: Ze sportowego punktu widzenia może i nie, ale każdy rywal, bez względu na klasę i umiejętności, to kolejna dawka doświadczenia, a właśnie doświadczenie jest mi teraz niezwykle potrzebne. Tego nie da się przeskoczyć. Treningi treningami, ale potem to wszystko trzeba jeszcze zaprezentować w starciu z rywalem i dopiero wtedy okazuje się, czego się człowiek nauczył, a nad czym musi jeszcze popracować.

Z jednej strony nie obawiasz się Kowalczyka, ale z drugiej sporo stawiasz na szali decydując się na walkę z nim. W przypadku ewentualnej porażki twoje notowania drastycznie spadną. Także w KSW, z którą masz podpisany kontrakt na wyłączność na walki w Polsce.

- Tylko głupi się nie boi. Kowalczyk dopiero raczkuje w sportach walki, ale to jest niezwykle silny chłop. Trenowałem z nim przez wiele lat, to wiem co mówię. Poza tym on dźwiga do teraz, ja już z tym dawno skończyłem, więc nie mam złudzeń, że na dziś to on jest ode mnie dużo silniejszy. Nie można go więc za żadne skarby lekceważyć. Przez pierwsze dwie minuty walki jego siła może odegrać znaczącą rolę, potem z sekundy na sekundę szala przechylać się będzie na moją korzyść. A co do ewentualnej porażki i spadku moich notowań. Gdybym przed każdą walką zastanawiał się, że w przypadku przegranej nie będę miał już czego szukać w tym sporcie, to zająłbym się szachami, a nie MMA.

Oferta z Londynu przyszła nagle, ale nie wahałeś się ani chwili. Jesteś aż tak pewny swego?

- Pewny siebie to może gruba przesada, ale wiem na co mnie stać. Choć nie miałem ostatnio w planach jakiejkolwiek walki, to nie obijałem się, tylko ciężko harowałem na treningach. Codziennie biegam, do tego zajęcia z boksu, zapasów oraz siłownia, na której pracuje nad siłą, ale tą dynamiczną. Chcę doprowadzić swój organizm i swoje umiejętności do takiego poziomu, że dostając propozycję walki na tydzień przed planowaną datą wychodzę na ring bez obaw, że coś zaniedbałem, że o czymś zapomniałem. Ale do tego jeszcze daleka droga.

W swojej pierwszej walce w MMA zaskoczyłeś Najmana low-kickami. Kowalczyk z pewnością też przygotuje coś specjalnie dla ciebie. Jesteś gotowy na każdą ewentualność?

- Jestem gotowy na wszystko, ale MMA to taki sport, że wystarczy jeden moment nieuwagi i jest po zabawie. To nie są przelewki, trzeba uważać na każdym kroku. Kowalczyk z pewnością przygotuje jakieś fajne niespodzianki, ale nie po to przecież trenuję, by dać się teraz tak łatwo obić.

Tyberiusz to twój dobry kolega z czasów strongmanów, startował przecież w twoim teamie. Rywalizacja z kumplem to na pewno coś innego niż walka z wrogiem.

- Na pewno go szanuję jako kolegę, ale w trakcie walki sentymentów nie będzie. Jeszcze za czasów strongmanów też rywalizowaliśmy i jak wychodził do jakiejś konkurencji, to ja stałem z boku i mówiłem w myślach "a żeby się przewrócił, będę miał łatwiej". Teraz będzie podobnie. W ringu będziemy bić się po mordach - i ja i on będziemy chcieli powalić rywala na deski. A po walce możemy sobie nawzajem lizać rany i się pocieszać (śmiech).

Często powtarzasz, że twoja droga na szczyt w MMA przypomina dziesięciopiętrowy budynek. Na którym jesteś piętrze po trzyletniej przygodzie z MMA?

- Dopiero na czwartym, daleka droga przede mną. Mój organizm coraz bardziej przypomina organizm zawodnika MMA niż organizm siłacza, ale jeszcze sporo czasu będę musiał go "przerabiać" na ten sport. Ja cierpliwości jednak nie tracę, krok po kroku zmierzam w kierunku tego dziesiątego piętra. Jak już sobie coś założę, to nie poddaję się, tylko haruję, by dopiąć celu. W przypadku MMA jest tak samo.

Jak zaczynałeś swoją przygodę z MMA miałeś wielu wrogów, teraz, gdy twoje umiejętności są znacznie wyższe niż trzy lata temu, liczba przeciwników jest taka sama, albo nawet i większa. Jak myślisz, skąd to się bierze? Zazdrość?

- W Polsce już mamy takie społeczeństwo, że im więcej człowiek osiągnie, tym więcej ma wrogów. Jak ktoś ma krowę, to sąsiad trzyma kciuki za to, by zdechła, a jak ktoś ma fajny samochód, to sąsiad trzyma kciuki za to, by go jak najszybciej rozwalił. Chwalenie i docenianie innych przychodzi ludziom w Polsce bardzo ciężko, ale mnie to zupełnie nie rusza. Nie interesuje mnie to, kto i co o mnie mówi.

Często pojawią się głosy, że Pudzianowski ma trudny charakter, że choć w MMA siedzi dopiero trzy lata, to pozjadał wszystkie rozumy i sam wie wszystko najlepiej. Trenerzy podobno długo z tobą nie wytrzymują.

- W sumie to tylko jeden trener tak narzekał (Mirosław Okniński - dop. red.), ale jak się potem okazało, to zawodnicy nie mieli o nim najlepszego zdania. Gdybym pozjadał wszystkie rozumy, to już dawno nie miałbym czego szukać w MMA. Ja umiem słuchać mądrzejszych od siebie, umiem słuchać tych, którzy naprawdę mają coś ciekawego do przekazania. Takimi ludźmi się właśnie otaczam i tyle w tej sprawie.

W strongmanach zdobyłeś pięć tytułów mistrza świata, w MMA o takie sukcesy będzie piekielnie trudno. To cię jeszcze bardziej motywuje do pracy?

- Tak, dzięki temu motywacja jest naprawdę duża. Rzymu od razu nie zbudowano, ja też mistrzem MMA po trzech latach treningów nie zostanę. Wkręciłem się strasznie w ten sport i robię to, co sobie jakiś czas temu założyłem. W grudniu w walce z Kowalczykiem będziecie mogli się przekonać na jakim etapie jestem. Będzie ciekawie.

W grudniu walka z Kowalczykiem, ale kibice zapewne czekają na twoje starcia w Polsce. Na KSW 22 swoją pierwszą batalię w barwach tej federacji stoczy Paweł Nastula i twoje nazwisko w kontekście jego rywala pada bardzo często. Chciałbyś takiego starcia?

- Pawła szanuje, to mistrz olimpijski, a takich tytułów bez ciężkiej pracy się nie zdobywa. Czy taka walka by mnie interesowała? Na wszystko przyjdzie czas.

Źródło artykułu: