Arkadiusz Pawłowski: Jak zainteresowałeś się sportami walki?
Mitch Clarke: - Zacząłem od bardziej tradycyjnych sztuk walki, ale nie byłem tym wybitnie zainteresowany do czasu, kiedy zająłem się zapasami w szkole średniej. Potem zobaczyłem UFC w 1996 roku, walczył Don Frye. Pomyślałem sobie, że to fajna sprawa, zapaśnik może dyktować scenariusz walki. Kiedy poszedłem na studia, dodałem do mojego repertuaru judo, a kiedy wystartował program Ultimate Fighter zacząłem się dowiadywać gdzie mogę trenować konkretnie pod MMA. Reszta jest historią.
Jak wyglądają twoje przygotowania do walk?
- Zazwyczaj zaczynam treningi u mnie w Edmonton w centrum treningowym Hayabusa. Pracuję nad tym, żeby złapać odpowiednią formę, sparuję z różnymi przeciwnikami i skupiam się na poszczególnych płaszczyznach w lokalnych miejscówkach. Po około ośmiu tygodniach udaję się do MMA Lab w Arizonie i kontynuuję pracę. Ich trener od siły i kondycji, Jarrett Aki, jest fenomenalny w tym co robi. Dużo pracowałem z trenerem Nico nad moją stójką, a trener John Crouch pomógł mi z przygotowaniem mentalnym. Benson Henderson pomógł mi w kwestii wizualizacji, podobnie jak cała reszta mojej drużyny. Przed ostatnią walką byli dla mnie jak rodzina. To ważna rzecz mieć oparcie w kolegach z drużyny.
Jesteś obecnie zawodnikiem UFC. Jakie znaczenie ma dla ciebie bycie częścią największej federacji MMA na świecie?
- Jest to ważne, ale dla mnie ważniejsze jest wygrywanie walk w UFC, nie tylko bycie zatrudnionym przez federację. Po dwóch porażkach człowiek zaczyna się zastanawiać, czy jest w dobrym miejscu, czy potrafi dotrzymać kroku najlepszym. Zdałem jednak mój najcięższy test i pokonałem ostatnio przeciwnika. Bycie w UFC równa się byciu na topie, oznacza to, że wszystkie moje poświęcenia były coś warte.
Poniesione w UFC porażki o których mówisz są jedynymi w twojej karierze. Czy poziom konkurencji jest drastycznie wyższy od wszystkiego z czym miałeś do czynienia wcześniej?
- Tego bym nie powiedział. Myślę, że nawet w przegranych walkach pokazałem się z dobrej strony i miałem szansę coś ugrać. W walce z Cholishem moja kondycja pozostawiała wiele do życzenia, no i przygotowanie mentalne nie było takie, jakie powinno być. Zapłaciłem za to, przegrałem, ale i tak walczyłem jak równy z równym. W walce z Antonem zaś mogło być różnie, ale po 20 sekundach walki skręciłem kolano. Różnie można na to patrzeć, ale prawie wygrałem tę walkę na jednej nodze, bo w drugiej rundzie nie mogłem już jej zginać. Mimo to miałem okazję poddać przeciwnika czy też skończyć go kopniakiem. Wygrał przez niejednogłośną decyzję, ale walka była wyrównana i wydaje mi się, że mogła się podobać fanom, mimo mojej porażki.
Kto był największym wyzwaniem w twojej karierze?
- John Maguire. Najbardziej utytułowany zawodnik zarówno w UFC jak i poza federacją z jakim miałem okazję się bić, a do tego wcześniej walczył w wyższej kategorii wagowej, walka ze mną była jego pierwszą w innej wadze.
Czy wiesz już kto będzie twoim kolejnym przeciwnikiem w UFC?
- Nie mam zielonego pojęcia. Na razie staram się jeszcze wylizać swoje rany z poprzedniej walki, ale już niedługo zgłoszę moją gotowość do działania i zobaczymy kto się nawinie.
Twój pseudonim to "Danger Zone". Jaka jest więc twoja "strefa zagrożenia"? Lepiej czujesz się w stójce czy w parterze?
- Kiedyś był to dla mnie parter, ale teraz wydaje mi się, że jestem naprawdę uniwersalny i radzę sobie wszędzie. Najważniejsze dla mnie jest to, że ja po prostu chcę walczyć i jestem na walkę nastawiony.
Kto jest obecnie najlepszym zawodnikiem na świecie w twojej kategorii wagowej?
- Benson Henderson. Ten koleś to po prostu bestia. Świetne zapasy, świetne jiu jitsu, dobra stójka, potężne kopnięcia. Jakby tego było mało ma jeszcze niewyczerpane zasoby energii i żelazną kondycję, a do tego cały czas siedzi na siłowni i staje się coraz lepszy. Poza tym jest naprawdę wspaniałym człowiekiem.
Jak oceniasz poziom MMA w Kanadzie? Czy jest porównywalny do tego w Stanach Zjednoczonych?
- Jest dobrze, mamy tutaj naprawdę wielu świetnych fighterów. Nasza baza zapaśnicza nie jest może tak dobrze rozbudowana jak ta w USA, ale ogółem mamy dobrych zawodników, którzy mogą powalczyć na poziomie międzynarodowym. Myślę, że niedługo będzie głośno o kolejnych zawodnikach wywodzących się z Kanady.