Arkadiusz Pawłowski: Jaka jest twoja dyscyplina wyjściowa?
Damian Dus
: Moją dyscypliną wyjściową był tajski boks. Zaczynałem u siebie w Gdańsku, raczej rekreacyjnie, z kolegami. Trzeba było robić coś po szkole, rozerwać się, jedni szli na piłkę, inni na piwo, a my na tajski boks.
A jak zainteresowałeś się MMA?
- Skupiliśmy się generalnie na MMA najpierw w Gdańsku, tam uczęszczałem na zajęcia do innego trenera, interesowała mnie bardziej stójka, K-1 i te klimaty. Tamtejszy trener od MMA powiedział, że powinienem coś robić w tym kierunku i tak to wyszło, że zacząłem się interesować tematem. Próbowałem swoich sił amatorsko i ostatecznie postawiłem wszystko na jedną kartę, usłyszałem raz, drugi, trzeci o Mighty Bulls, same dobre opinie, świetni sparingpartnerzy, dobry klimat, bardzo fajni ludzie, wysoki poziom, trener Grzegorz Jakubowski bardzo konkretny... Przeniosłem się do Gdyni, jestem tutaj, trenuję, mam pięć minut drogi do klubu, jak chłopaki idą do samochodów to ja już jestem w domu (śmiech). Tak to wygląda w dużym skrócie, zaczęło się niewinnie od tajskiego boksu dla rekreacji, a skończyło się na tym, że rzuciłem wszystko, znalazłem tutaj pracę i na razie nie żałuję.[b]
Jak długo trenujesz w Mighty Bulls?
[/b]- Tutaj jestem tak naprawdę od plus minus dwóch, trzech tygodni.
Jaka jest twoja opinia na temat klubu i trenera?
- Spodziewałem się ciężkiej pracy, nie wiedziałem jednak, że będzie aż tak ciężka. To tylko pokazuje jak wiele jeszcze błędów popełniam, zarówno w stójce jak i w parterze jest sporo do poprawy. Trener jest oczywiście bardzo wymagający, no ale wiadomo, jeśli chce się utrzymać jakiś konkretny, wysoki poziom, trzeba wymagać. Trener ma dar kontaktu z ludźmi, kiedy ma być wesoło, jest wesoło, a kiedy trzeba dokręcić śrubę, na przykład przy sparingach, no to śruba jest dokręcona. Jesteśmy motywowani zarówno do uśmiechu jak i do ciężkiej pracy, więc trener jest według mnie niezastąpiony, nikt inny by tu nie pasował (śmiech).
Czy jest w świecie MMA, lub ogólnie sportów walki, ktoś, kto jest dla ciebie inspiracją?
- Co do mojego startu w tajskim boksie, był on inspirowany Mirko Filipoviciem znanym jako CroCop. Jego legendarny lewy high kick to było coś! Na początku nie wiedziałem nawet w jakiej formule on walczy, po prostu wiedziałem, że wchodzi na ring i bije, lewy high kick no i pogrom. To była moja pierwsza styczność ze sportami walki w telewizji. Idąc dalej, Daniel Omielańczuk był takim moim pierwszym polskim idolem. Miał dwie walki z rzędu w KSW, jedną przegraną z Davidem Olivą i jedną niedługo wcześniej. Zaimponował mi siłą i charakterem. To był mój pierwszy łyk polskiej inspiracji w świecie sportów walki. Tak to się zaczęło, oglądałem później w telewizji jak nie KSW, to jakieś federacje europejskie, zacząłem chodzić na treningi, ludzie zaczęli o tym gadać.
Co chciałbyś osiągnąć w MMA, jakie są twoje ambicje?
- Powiem szczerze, że chciałbym osiągnąć tyle, ile fabryka da. Jestem jeszcze młody, mam 22 lata, mogę próbować, dać sobie jeszcze trochę czasu, zobaczyć co z tego tak naprawdę może wyjść. Powiem tak, jeżeli będzie szansa, żeby pójść gdzieś dalej, to ja chętnie z tego skorzystam. Mam fach w ręku, mam się jak utrzymać, ale bardziej stawiam na treningi niż na pracę w tym momencie. Bardziej skupiam się na ciężkiej pracy tutaj, jak jestem zmęczony to czasami wyślę sms, że nie stawię się w pracy. Póki mi jeszcze zostało tych parę młodzieńczych lat, chcę sobie wkręcić tę śrubę w sporty walki, zobaczymy co z tego będzie. Jeśli wyjdzie - super, jeśli nie, będę miał kupę wspomnień ze świetnymi ludźmi. Może kiedyś uda się zawalczyć zawodowo, może będę całe życie walczył amatorsko, nie wiem, to zależy od szczęścia, od trenera, od moich umiejętności i poświęcenia. Ja jestem gotowy na wszystko, co los da, ja biorę.