Bycie wielkim daje pewną przewagę - rozmowa z Luke'm Barnattem, zawodnikiem UFC

Luke "Bigslow" Barnatt jest jedyny w swoim rodzaju. Przy wzroście ponad 198 cm walczy w wadze średniej. Niedawny debiut w UFC dał mu zwycięstwo, a jego rekord nie jest splamiony ani jedną porażką.

W tym artykule dowiesz się o:

Arkadiusz Pawłowski: Jak zainteresowałeś się sportami walki?
Luke Barnatt

: - Mój kolega z drużyny Jack Mason wciągnął mnie w ten sport. Kiedyś pracowaliśmy razem jako ochroniarze, potem zaczął się sport, obecnie jest moim głównym partnerem treningowym.

Jak wyglądają twoje przygotowania do walki?

- Trenuję każdego dnia wszystkie płaszczyzny, które są potrzebne do osiągnięcia sukcesu w MMA. Od czasu gdy jestem w UFC dodałem znacznie więcej elementów siłowych do treningu, by być w stanie nadążyć z atletami na najwyższym poziomie, których będę spotykał na swojej drodze. Trenuję dwa, trzy razy dziennie od poniedziałku do piątku i raz dziennie w weekend.

Jesteś obecnie niepokonany. Czujesz presję, by utrzymać nieskazitelny rekord?

- Każda walka niesie ze sobą pewną presję, ale samo bycie niepokonanym nic dla mnie nie znaczy. Pragnę oponentów na najwyższym poziomie, chcę walczyć z najlepszymi na świecie i czy wygram, czy przegram, czy zremisuję, będę dawał z siebie wszystko przez te 15 minut. Idealne wykonanie założonego planu i pokazanie się z najlepszej strony jest dla mnie ważniejsze niż sam rezultat walki.

Jak postrzegasz poziom MMA w swojej ojczyźnie, czyli Anglii?

- MMA w Wielkiej Brytanii po prostu eksplodowało i poziom zawodników, którzy wychodzą ze szkół treningowych i klubów jest niesamowity. Ale nie mamy zbyt wielu dużych kolesi, wszyscy najlepsi pochodzą z wagi lekkiej bądź piórkowej!

Co przesądziło o wyniku walki z Collinem Hartem?

- Wierzę głęboko w sercu, że powodem, dla którego odebrałem Collinowi to zwycięstwo było moje wysokie tempo i systematyczna ciężka praca. Wydaje mi się, że przeciwnik pękł w drugiej rundzie, a ja po prostu dalej brnąłem do przodu. Fizycznie i mentalnie zawdzięczam to mojemu cotygodniowemu biegowi przez Oregon. Byłem dla siebie coraz ostrzejszy i przez to osiągnąłem niespotykaną sprawność fizyczną.

Wielu zawodników MMA marzy o karierze w UFC. Ty spełniłeś to marzenie. Co możesz powiedzieć o federacji od środka?

- UFC to liga mistrzów. Żadne inne miejsce się nie liczy, gdy tam jesteś, od razu to czujesz, jak tylko się tam pojawiasz. Jednak samo dostanie się do UFC to łatwizna, dopiero teraz zaczyna się ciężka praca.

Twój pseudonim ringowy to "Bigslow" czyli "Dużywolny". Skąd taki przydomek?

- Moi koledzy z drużyny, John i Tommy Maguire nazwali mnie tak, gdy zacząłem trenować w Tsunami Gym. Chłopaki trochę wbijali mi szpilę, bo rzeczywiście byłem wielki i powolny. Jednak spodobało mi się to i tak stałem się Bigslowem. Nikt by wtedy nie pomyślał, że zajdę tak daleko w MMA. Ciężka praca, systematyczność i wiele poświęceń zaprowadziły mnie do najlepszej organizacji na świecie.

Czy jest ktoś, z kim chciałbyś zawalczyć ponownie?

- Walki rewanżowe są przereklamowane. Chcę walczyć z najlepszymi. Nie mam nic nikomu do udowodnienia, każda walka to dla mnie nowa lekcja, chcę iść przed siebie i się nie oglądać.
Która walka była największym wyzwaniem w twojej karierze?

- Najtwardszym kolesiem z którym walczyłem musiał być Collin Hart. Uderzyłem go ponad 100 razy, a on cały czas szedł do przodu i szukał walki. Ale teraz jest tak, że każdy rywal jest twardy, po prostu muszę się tak przygotowywać, żeby zawsze być tym twardszym.

Czy czujesz, że twój wzrost daje ci dużą przewagę podczas walki?

- Bycie najwyższym w UFC zawodnikiem wagi średniej zdecydowanie niesie ze sobą pewne korzyści i daje przewagę. #Long&Strong (śmiech). Ciężko się ze mną uporać i potrafię zaskoczyć przeciwnika czymś szalonym i niespodziewanym.

Komentarze (0)