Nie czas obrastać w piórka - rozmowa z Piotrem Pączkiem po gali ArMMAgedon

Za nami gala ArMMAgedon, która 7 września odbyła się w Stargardzie Szczecińskim. Objawieniem imprezy był z pewnością młody gdańszczanin - Piotr Pączek, który w niecałe 90 sekund poddał Dawida Żywicę.

W tym artykule dowiesz się o:

Waldemar Ossowski: Większość kibiców kojarzy zawodników klubu Berserkers Team jako znakomitych grapplerów. Jak to możliwe, że udało ci się poddać podopiecznego Piotra Bagińskiego?

Piotr Pączek: Tak jak wiele razy podkreślałem, ćwiczę kompletnie, aby w każdej płaszczyźnie walki być przygotowany. Myślę, że w tamtym starciu wystąpił element zaskoczenia, gdyż Żywica zapewne nie spodziewał się po mnie tak dobrego przygotowania parterowego, nad którym bardzo ciężko pracuję. Wiele zawdzięczam też oczywiście moim trenerom i sparingpartnerom.

Poddanie było wykorzystaniem chwili, czy miałeś konkretny plan odnośnie walki?

- Jak tylko zobaczyłem wolne miejsce, to już był instynkt wsadzić ręce i zacisnąć je z całych sił. Krótko mówiąc wykorzystałem wypracowaną wcześniej sytuację i to się opłaciło.

Jak zareagowali kibice na porażkę swojego zawodnika?

- Kibice? Nie wiem, gdyż jak tylko wstałem, dopadła mnie taka euforia, że nie miałem czasu na przyglądanie się publiczności, widziałem jednak uśmiechy na ich twarzach oraz słyszałem brawa. Myślę, że swoją radością udało mi się poderwać część z nich i przekonać ich do siebie.

Gdzie tkwi źródło twojego sukcesu?

- Przede wszystkim jestem w rękach świetnej kadry trenerskiej pod kierunkiem Wiesława Sielewicza, który zawsze jest przy mnie. Wiele zawdzięczam też Danielowi Wrześniewskiemu i ogólnie całej ekipie, która pomagała mi się przygotować, i właśnie dzięki nim mogłem zwyciężyć, dlatego należą się im szczególne podziękowania z mojej strony.

Jak oceniasz galę ArMMAgedon?

- Gala była bardzo ciekawa i stała na wysokim poziomie sportowym. Publiczność dopisała, a jeżeli były jakieś niedociągnięcia, to organizatorzy na pewno sami je zauważyli, aczkolwiek z pewnością należą im się duże słowa uznania.

Pierwotnie walka była zakontraktowana w limicie do 64 kg, ale ostatecznie doszliście do 67 kg. Były jakieś problemy z wagą?

- Były pewne zawirowania, ale po rozmowie z organizatorem imprezy udało się ustalić optymalny przedział, który na pewno był korzystny dla mnie i dla Dawida Żywicy.

Czujesz, że pokonanie "Kiciao" może otworzyć ci drogę do lepszych organizacji i gal?

- To była dla mnie bardzo ważna walka, wiem że sporo namieszałem, co mnie cieszy. Teraz czas pomyśleć co dalej, wyciągnąć wnioski, a przede wszystkim pracować, pracować i jeszcze więcej pracować! Podkreślam, że cieszę się ze zwycięstwa, ale nie pora obrastać w piórka, tylko spokojnie i cierpliwie robić swoje.

Przyjąłbyś obecnie ofertę walki za granicą?

- Tak, to z pewnością byłoby na pewno ciekawe i ważne doświadczenie w mojej karierze, a ja jestem otwarty na propozycje.

Swoją wygraną, która nastąpiła tuż przed walką wieczoru, wypromowałeś markę swojego rodzinnego klubu – Akademii Technik Walk, który na polskiej scenie MMA, nie jest tak znany jak choćby Berserkers Team. Czujesz, że teraz możecie stać się jedną z czołowych klubowych sił w kraju?

- Pomimo tego, że nasz klub jest stosunkowo mały, to posiada on duże tradycje, a przede wszystkim ludzi, którzy w swoim rzemiośle są prawdziwymi fachowcami. Wszystko działa u nas perfekcyjnie, zarówno pod względem organizacyjnym jak i sportowym. O reszcie zawodników mojego klubu niedługo również powinno być głośno.

Chcesz komuś podziękować?

- Oczywiście. Dziękuje jeszcze raz moim trenerom za przygotowanie mnie do tego pojedynku oraz firmom Fabryka Reklam z Gdańska i Poundout oraz portalowi konserwatyzm.pl, a także wszystkim tym, od których płynęło wparcie ku mojej osobie.

Dziękuje za wywiad.

- Ja również i pozdrawiam czytelników Sportowych Faktów!

Komentarze (0)