Lipiński brał udział w wielu krajowych i zagranicznych seminariach i sparingach, prowadzonych przez najlepszych zawodników w swojej klasie (BJJ, MMA i boks). Wielokrotne wyjazdy szkoleniowe do Tajlandii sprawiły, że tajski boks stał się dla niego wyznacznikiem sportów uderzanych. Jego specjalizacja to połączenie treningu MMA z ogólnorozwojowym treningiem zdrowotnym. Zajęcia odbywają się w niewielkiej hali, która jest dodatkiem do nowoczesnej siłowni PowerPit Gym w Gdańsku.
Waldemar Ossowski: Od jakiego czasu prowadzi pan zajęcia w tym klubie oraz jak długo znajduje się tu specjalna klatka?
Patryk Lipiński: Prowadzę zajęcia troszkę ponad trzy lata, czyli od momentu powstania klubu. Od razu rozpoczęliśmy zajęcia z MMA, K-1, muay-thai oraz grapplingu. Klatka, która znajduje się w sali treningowej istnieje również od początku istnienia PowerPit Gym.
Jaki osiągnięciami może się pan pochwalić jako trener?
- Największym osiągnięciem jest mistrzostwo Polski Sebastiana Przybysza oraz zdobycie Pucharu Polski. Moi podopieczni odnieśli też zwycięstwa w mistrzostwach Pomorza w K-1.
Kiedy zaczęła się pana przygoda ze sportami walki?
- Jako ośmiolatek zacząłem trenować judo. Później trenowałem 3,5 roku karate, potem boks. Następnie wyjechałem do Niemiec. Tam dalej trenowałem boks razem z Arthurem Abrahamem, mistrzem świata oraz jego bratem w bardzo mocny teamie. W tym samym czasie poszedłem do jednostki policyjnej, ale tylko i wyłącznie trenować, nie w formie pracy. Trenowałem japońskie ju-jitsu, gdyż w tym mieście, w którym mieszkałem, nie było zajęć z brazylijskiego ju-jitsu. Trener od tej dyscypliny zaszczepił mnie też tajskim boksem, gdyż jeździł do Stanów Zjednoczonych na treningi z tego zakresu walki. Zobaczyłem wtedy, że jest w tej formule sportów uderzanych potworna moc. Zacząłem z Niemiec podróżować do Tajlandii na seminaria. W sumie tych wyjazdów zebrało się bardzo dużo i tam zdobywałem doświadczenie, jeżeli chodzi o tajski boks. Po powrocie do Polski w 2006 roku poszedłem trenować do klubu Galeon w Gdyni. Filię MMA otworzył wtedy Maciej Kartawik i działało to pod patronatem Mirosława Oknińskiego. Tam trenowaliśmy ponad 3 lata. Później nastąpił jednak rozpad klubu, ale powstał PowerPit i tutaj zacząłem organizować sekcję sportów walki. Zaproponowałem też, aby odbywały się również zajęcia z muay-thai, które prowadził na początku Izu Ugonoh. Brazylijskim ju-jitsu zajął się Daniel Wrześniewski, a ja zacząłem prowadzić zajęcia MMA. Od przygotowania fizycznego mamy trenera Julka Szostakowskiego.
Skoro wspomniał pan o pobycie w Niemczech, to może pan również porównać tamtejsza scenę sztuk walki z naszym krajem. Gdzie jest wyższy poziom?
- Myślę, że w Polsce MMA jest zdecydowanie bardziej popularne. Z tego co wiem, to w Niemczech są problemy z pokazywaniem mieszanych sztuk walki w telewizji. Uważam, że chłopaki z Polski są po prostu twardsi.
Kto według pana jest pionierem MMA w naszym kraju?
- Zdecydowanie Grzegorz Jakubowski. Uważam, że zrobił on dla polskiego MMA bardzo dużo, nie wiem, czy nie najwięcej.
Przejdźmy do ostatnich wydarzeń w Polsce. Jak pan oceni debiutancką galę PROMMAC?
- Nie będę ukrywał, że najbardziej byłem zainteresowany pojedynkiem Tomasza Drwala i Michała Kity. Uważam, że Michał to świetny zawodnik, jeśli chodzi o wagę ciężką w Polsce. Sama gala stała na bardzo dobrym poziomie.
Jakie jest pańskie zdanie na temat KSW 26?
- Jest coraz lepiej. Można zauważyć, że jest już mniej stronniczego sędziowania. Myślę, że pokazywanie nowych twarzy w organizacji bardzo jej pomoże. Są osoby, które są w stanie solidnie zasilić KSW i to trzeba wykorzystać.
Co według pana powinien posiadać klasowy zawodnik mieszanych sztuk walki?
- Przede wszystkim musi być osobą myślącą w trakcie walki, to jest podstawa. Powinien mieć zwierzęcą siłę, bo przygotowanie atletyczne zawodników jest teraz nieprawdopodobne. Do tego musi być to poparte dobrą dynamiką. Zawodnik powinien wyciągnąć wszystko najlepsze i co mu jest potrzebne z zapasów, z elementów uderzanych i odnaleźć się w technikach parterowych. Nie musi w żadnej w tych formuł być bardzo dobry, ale powinien móc to wszystko połączyć.
Jak oceni pan poziom sportów walki na Pomorzu?
- Myślę, że jest przyzwoicie, poziom cały czas rośnie. Mamy na Pomorzu świetnych zawodników jak choćby Piotr Hallmann, Łukasz Sajewski, Marcin Pionke czy Sebastian Przybysz. Widzę tutaj naprawdę duży potencjał.