Arkadiusz Pawłowski: Jak wrażenia po twojej pierwszej walce w profesjonalnym MMA?
Damian Dussa
: Jestem niezadowolony. Nie poszło po mojej myśli, przeciwnik mnie zaskoczył, wiedziałem, że jest parterowcem i spodziewałem się, że będzie wchodził w nogi. Plan był taki, żeby pójść na dwa-cztery ciosy, krótkie serie z lekkim pressingiem. Bez szału, bez agresji, ale żeby być cały czas do przodu. Zabrałem się do wykonywania tego planu, wydawało mi się, że idzie dobrze, ale nie wiem gdzie, nie wiem kiedy dostałem uderzenie. Widziałem na filmikach z dwóch stron trybun i ten cios nie był mocny, był za to celny. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, później poczułem uderzenia na twarz i sędzia przerwał walkę. Jestem rozczarowany, bo znokautował mnie parterowiec, a ja liczyłem, że utrzymam walkę w stójce, jak planowałem. Nie poszło, pierwsze koty za płoty. Liczyłem na więcej od siebie, stawiałem sobie wysoko poprzeczkę, liczyłem na trzy pięciominutowe rundy dobrej wymiany stójkowej, ale wyszło jak wyszło.
[ad=rectangle]
Właśnie w stójce chciałeś zaskoczyć przeciwnika?
- Nie tyle zaskoczyć, bo on pewnie zdawał sobie sprawę, że będę chciał walczyć w stójce, bo w środowisku każdy się mniej więcej orientuje kto preferuje jaki styl. Myślę, że wiedział, że będę szukał walki w stójce, bo on jest nie najgorszy w parterze. Przygotowywał się między innymi w Ankosie, walkę potraktował bardzo poważnie, zresztą wiem, że po tym nokaucie od Tomka Bronka, kolegi, musiał mieć solidną motywację, co było widać w walce. No cóż, on wygrał, ja przegrałem, poszło nie po mojej myśli i mam nadzieję, że będzie okazja odkuć się na innych galach.
To dopiero początek twojej kariery, jak masz zamiar zrehabilitować się po tej walce?
- Nie chcę podejmować żadnych decyzji, niech mój trener Grzegorz Jakubowski zobaczy materiał, dzisiaj nie mógł się niestety pojawić z przyczyn niezależnych od niego. Niech zobaczy i oceni. Ja prywatnie się zastanawiam nad cofnięciem się do amatorki, może jeszcze muszę potrenować. Porozmawiam o tym z trenerem i to on zadecyduje, dostosuję się do jego decyzji. Ja nie chcę o wszystkim decydować, wolałbym żeby sytuację ocenił ktoś tak doświadczony jak mój trener.
We wcześniejszych rozmowach mówiłeś, że są propozycje innych walk.
- Były. Były braki w jakiejś gali w Krakowie, miałem ofertę wystąpienia na niej, ale z przyczyn zdrowotnych nie mogłem się tam pojawić. Na czteroosobowym turnieju na Kaszubach też mogłem wystąpić, ale ponownie nie udało się z przyczyn zdrowotnych. Chwilę później walczyłem na Baltic Assassin na Monciaku w Sopocie, a później dostałem ofertę z Time of Masters i czułem się o tyle lepiej zdrowotnie, że chciałem spróbować. Wyszło jak wyszło. Ta walka i cios po którym padłem pokazują, że muszę się znowu przebadać. Zobaczymy jakie będą wyniki, bo jest to trochę niepokojące, że padłem po takim uderzeniu. Coś może się dziać ze zdrowiem. Będę musiał zważyć wszystkie za i przeciw. Były wcześniej propozycje, ta była kolejną, co będzie dalej - nie wiem, ale chciałbym to analizować przede wszystkim z trenerem.
Czyli plan na najbliższe dni to badania, a potem w miarę możliwości powrót do treningów?
- Do treningów wrócę już w poniedziałek. Nie przewiduję żadnej przerwy, nie odniosłem kontuzji mam jakieś swoje problemy, zobaczymy co dalej powie o tym lekarz. Najpierw zacząłem robić badania, potem wpadła ta walka zawodowa i badania trochę zaniedbałem, zobaczymy co mi powiedzą. Ja nie widzę przeszkód, w poniedziałek wracam do normalnych treningów i wszystko będzie zgodnie z planem. Będę trenował intensywnie, mam teraz może niekoniecznie większą motywację, ale poczucie, że muszę pokazać, że stać mnie na więcej niż to co zobaczyli dzisiaj widzowie na Hali Stulecia.
Jak na fakt trenowania przez Ciebie MMA zapatrują się bliscy? Wspierają, czy niekoniecznie rozumieją pasję?
- Reakcje bliskich są podzielone, ale wszystkie w sumie mniej lub bardziej pozytywne, znajomi, przyjaciele, młodsza część rodziny, jak najbardziej mnie wspierają, interesują się tym jak przebiega moje życie sportowe, dopingują mnie na turniejach, jeżdżą na nie, motywują, po prostu są moim motorem napędowym do dalszych treningów, niezależnie czy wygrywam czy przegrywam. Druga strona medalu to rodzice i starsze pokolenia mojej rodziny, na pewno trzymają za mnie kciuki, ale niestety negatywny stereotyp odnośnie MMA mniej lub bardziej się im udziela, ale przypuszczam, że to z troski i uważam, że to też jest pewien sposób wsparcia i bez tego na pewno byłoby mi dużo ciężej, bo przykładam dużą wagę do moich relacji ze znajomymi, przyjaciółmi i rodziną.
Czy jest jakiś zawodnik na którym się wzorujesz, lub którego podziwiasz?
- Na pewno Mirko CroCop, powtarzałem to od zawsze i zdania nie zmienię, świetny zawodnik, wiele wniósł do mieszanych sztuk walk, ambitny, pokorny, a jego walki na przykład z Fedorem Emelianenką na pewno zapadną wszystkim w pamięć, po prostu jest jedną z nielicznych ikon tego sportu w mojej opinii.
Twój klub wypuścił w świat wielu doskonałych zawodników, m.in. Piotra Hallmanna. Co czyni Mighty Bulls dobrym miejscem do rozwoju dla pasjonatów sportów walki?
- Moim zdaniem najbardziej istotnym aspektem jest trener, bo czy trenuje się rekreacyjnie, czy wyczynowo, amatorsko, czy też zawodowo, to w klubie musi być ktoś kto tę wiedzę ma i przekaże ją swoim podopiecznym, a uważam że naprawdę ciężko o kogoś z większym zasobem wiedzy i umiejętności w temacie MMA niż trener Grzegorz Jakubowski. Nie dość, że wie jak wytrenować dobrych zawodników to nadaje naszemu klubowi wraz z ludźmi którzy tam trenują świetny klimat podczas treningów, do tego mamy kapitalnych sparing partnerów, wielu z nich jest czynnymi zawodnikami, jak np. Aleksander Georgas, Tomasz Kowalkowski, Łukasz Sajewski, Paweł Okoński, Jacek Adamczyk i wielu innych. To czyni Mighty Bulls idealnym miejscem dla każdego, niezależnie od poziomu zaawansowania.
UFC przyjeżdża do Polski 11 kwietnia. Co o tym sądzisz?
- W walce wieczoru będzie walczył Mirko CroCop. To mówi samo za siebie!