Aby sięgnąć do początków kariery Filipovica należy cofnąć się w czasie do lat 90-tych. To wtedy właśnie utalentowany i młody Chorwat rozpoczął swoją przygodę w kickboxingu, by później zostać także cenionym zawodnikiem MMA.
[ad=rectangle]
Być jak Van Damme
Mirko Filipovic zainspirowanie sportami walki czerpał ze znanego filmu z końcówki lat 80-tych - "Krwawy sport". Trenując na początku w domu, na przykładzie Jeana-Claude'a Van Damme'a, później przeniósł się do klubu, w którym ćwiczył karate. Z biegiem czasu młody Filipovic zdecydował się urozmaicić swoje treningi i zdecydował się na kickboxing, który był bardziej kontaktowym sportem. Śmierć ojca w 1994 roku to jeden z najbardziej przełomowych momentów dla chorwackiej legendy sportów walki. To wtedy mając 20 lat Filipovic decyduje się na pracę w oddziale terrorystycznym i dzięki temu jest w stanie utrzymać rodzinę.
Karierę w zawodowym kickboxingu rozpoczął w 1996 roku, gdzie już odniósł triumf na utytułowanym Jeromem Le Bannerem. Później, po konflikcie z pierwszym trenerem, zdecydował się na karierę w boksie amatorskim, ale tam radził sobie ze zmiennym szczęściem. Na powrót do kickboxingu zdecydował się w 1999 roku. Druga próba zrobienia kariery w K-1 była już udana i właśnie wtedy "Cro Cop" stał się już rozpoznawalną marką na świecie wraz ze swoim wysokim kopnięciem na głowę.
Z kickboxingu do MMA
W 2001 roku przyszedł czas na jego debiut w najlepszej i nieistniejącej już organizacji MMA - Pride FC. Tam do października 2003 roku odniósł aż cztery zwycięstwa i zanotował dwa remisy, w tym m.in. z Wanderleiem Silvą. Wreszcie otrzymał on szansę walki o mistrzostwo Pride w wadze ciężkiej, a jego rywalem był znakomity brazylijski grappler Antônio Rodrigo Nogueira. Zwycięska passa Chorwata została przerwana i "Minotauro" poddał go w 2. rundzie.
"Cro Cop" kolejne pojedynki w Pride ponownie rozstrzygał na swoją korzyść, poza wpadką z Kevinem Randlemanem, pokonując m.in. Aleksandra Emelianenko. To doprowadziło go do walki z legendą MMA i mistrzem wagi ciężkiej, Fiodorem Emelianenką w sierpniu 2005 roku. Pojedynek przez trzy pełne rundy toczył się w stójce, w której przewagę osiągnął Rosjanin. W 2006 roku odniósł największy sukces podczas swojej kariery w MMA w Japonii. Chorwacki kicboxer zwyciężył turniej PRIDE Openweight Grand Prix, pokonując m.in. Wanderleia Silvę czy Josha Barnetta już w pierwszych rundach.
W UFC ze zmiennym szczęściem
Po upadku organizacji Pride i zmonopolizowaniu rynku przez UFC Filipovic kontynuował karierę w Stanach Zjednoczonych. Właśnie tam, w drugim występie, doznał porażki z Gabrielem Gonzagą, porażki tym bardziej zaskakującej, że odniesionej przez firmowe, wysokie kopnięcie na głowę. W Krakowie Chorwat otrzyma upragnioną okazję do rewanżu nad Brazylijczykiem. Pod koniec 2007 roku Filipovic odszedł z UFC po raz pierwszy. Następnie z powodzeniem radził sobie ponownie w Japonii na galach Dream.
Od 2009 do 2011 roku trwała druga przygoda Filipovica w UFC. Tam również ze zmiennym szczęściem radził sobie wybitny kickboxer i po trzech porażkach z Mirem, Schaubem i Nelsonem przez nokaut został zwolniony z organizacji Dany White'a po raz drugi.
Wielki, ostatni już, powrót
W 2014 roku "Cro Cop" odniósł dwa cenne zwycięstwa nad złotym medalistą olimpijskim w judo, Satoshim Ishiim. Szczególnie druga wygrana odniesiona dzięki firmowemu kopnięciu na głowę udowodniła, że Filipovic ma jeszcze w sobie namiastkę z najlepszych lat swojej kariery.
Filipovic to duma chorwackiego narodu. W latach 2003-2007 był m.in. deputowanym do parlamentu. W Krakowie z pewnością pojawi się sporo rodaków "Cro Copa", którzy od lat wypełniają największe hale na świecie dopingując swojego ulubieńca. Legenda sportów walki, pomimo 40 lat, nadal jest niebezpieczna i wzbudza wiele emocji.
Waldemar Ossowski
[urlz=https://twitter.com/PolskieMMA]Obserwuj@PolskieMMA
[/urlz]