Już od dłuższego czasu przy każdej kolejnej walce Rousimara Palharesa pojawiają się pytania, czy Brazylijczyk znowu "przeciągnie" dźwignię założoną na przeciwniku. "Toquinho" właśnie przez zbyt długie trzymanie kończącej techniki został zwolniony z największej organizacji MMA na świecie, bez możliwości powrotu. Czy podobną karę powinna zastosować organizacja World Series of Fighting?
[ad=rectangle]
Niebezpieczne dźwignie Palharesa mają miejsce od kilku ładnych lat, a z pewnością jedną z nich pamięta do tej pory obecny zawodnik KSW, Tomasz Drwal. Brazylijczyk na gali UFC 111 w marcu 2010 roku mimo klepania i okrzyków bólu poddającego walkę Polaka i przerwaniu walki przez sędziego, trzymał jeszcze przez kilka sekund nogę Drwala w niebezpiecznym chwycie. Od tamtej pory większość zwycięstw Rousimara kończyły się właśnie w ten sposób.
Do podobnej sytuacji doszło podczas sobotniej gali WSOF 22, gdzie w walce wieczoru Rousimar Palhares skrzyżował rękawice z Jakem Shieldsem. "Toquinho" w pierwszych dwóch odsłonach pojedynku uznawał wyższość rywala, który po dziesięciu minutach prowadził na kartach punktowych. Wszystko wskazywało na to, że pretendent zdobędzie tytuł mistrzowski i pokona Brazylijczyka przed czasem lub decyzją sędziów. Losy starcia odwróciły się jednak w trzeciej rundzie. Leżący na plecach Palhares złapał rękę Shieldsa i zapiął kimurę. Amerykanin praktycznie automatycznie zaczął klepać, jednak zanim mistrz WSOF zorientował się o poddaniu walki przez przeciwnika, musiało minąć kilka sekund. Zdenerwowany sytuacją Shields uderzył Brazylijczyka na chwilę po zakończeniu pojedynku.
Władze organizacji WSOF nie zabrały jeszcze głosu w tej sprawie. W przypadku poprzednich incydentów, szef federacji bronił Brazylijczyka mówiąc, że nie widzi w tych akcjach nic złego. Zupełnie inaczej uważają fani oraz dziennikarze, którzy kilka sekund po zakończonym pojedynku wyrazili zdecydowany sprzeciw takim akcjom.