To miała być "walka życia" dla Jana Błachowicza (18-4). Federacja UFC początkowo ogłosiła, że rywalem wojownika z Cieszyna na gali UFC 191 w Las Vegas będzie Anthony "Rumble" Johnson (19-5), numer 1 w rankingu kategorii półciężkiej. Byłoby to wielkie wydarzenie, jedno z największych w historii polskiego MMA w wydaniu męskim. Później jednak doszło do zmiany. Johnsonowi przydzielono niedawnego pogromcę Błachowicza - Jimiego Manuwę, zaś Polakowi - Coreya Andersona (5-1). Kim jest przeciwnik "Księcia Cieszyńskiego"?
Jeszcze kilka lat temu pochodzący z Rockford (w stanie Illinois) sportowiec nie miał pojęcia o MMA. Jego wielką pasją były zapasy. Trenował na uczelni, notował dobre wyniki, marzył o wyjeździe na igrzyska olimpijskie. W ostatnim roku w Newberry College trafił pod skrzydła Bena Askrena - zapaśnika w stylu wolnym, olimpijczyka z Pekinu (2008). Był przekonany, że nowy szkoleniowiec pomoże mu spełnić marzenia.
[ad=rectangle]
Tyle że Askren po zakończeniu kariery zapaśnika zajął się MMA. Był mistrzem federacji Bellator. W Andersonie dostrzegł wielki talent - nie do walki na macie, lecz w klatce. - Twój styl świetnie pasowałby do MMA, byłbyś fenomenalny, koniecznie powinieneś to zrobić, musisz spróbować - tak Askren namawiał Andersona do podjęcia treningów we wszechstylowej walce wręcz. Student-zapaśnik nie chciał o tym słyszeć.
"To twój nowy sport"
Styl, który tak spodobał się trenerowi, był dość nietypowy. Anderson poruszał się bowiem na macie bardziej jak bokser niż jak zapaśnik. Wzięło się to z przypadku. Podczas pierwszego roku studiów złamał nogę w trzech miejscach. Podczas rehabilitacji dużo boksował, a pomagał mu w tym szwagier (siostra wyszła za mąż za zawodowego pięściarza). - Te nawyki przeniosłem do zapasów. Krążyłem na macie jak zawodnik podczas walki bokserskiej - śmieje się Anderson.
Po zakończeniu studiów poprosił Askrena, by ten nadal był jego trenerem zapasów. Jednak szkoleniowiec i mentor miał już w głowie inny plan. - Bądź jutro pod tym adresem - powiedział pewnego dnia Andersonowi. To był podstęp.
Zapaśnik nie wiedział, że udaje się na trening do gymu Duke'a Roufusa, w którym szkolili się wojownicy MMA. Od razu wyczuł, że coś tu nie gra. Spotkał Askrena i zapytał. - "Dlaczego powiedziałeś mi, żebym tu przyszedł, skoro tu nie ma salki zapaśniczej?". A on na to: "To twój nowy sport, chcę, żebyś go spróbował" - relacjonuje rywal Jana Błachowicza.
W gymie byli inni znani fighterzy - m.in. Anthony Pettis czy Erik Koch. Zapaśnik początkowo przyglądał się im z boku. - Wiedziałem, że mógłbym sprowadzić do parteru każdego. Poza tym miałem pojęcie o boksie. Postanowiłem więc spróbować - wspomina.
Pierwszy bolesny kopniak
Ale początki były bolesne. Gdy wrócił kilka dni później, trafił akurat na sesję sparingową. Ze sprowadzaniem rywali do parteru rzeczywiście nie miał żadnych problemów. Nagle jednak jeden z trenerów krzyknął: "Teraz tylko kickboxing". Tego się nie spodziewał, nie wiedział, jak się bronić. - Dostałem pierwsze kopnięcie w nogi i chciało mi się płakać - przyznaje Anderson.
Z czasem jednak nauczył się unikać zagrożeń, a MMA wciągnęło go na dobre. - Zakochałem się w tym - podkreśla. Szybko też zrobił dobre wrażenie na trenerach. Roufus przyznał Askrenowi rację. - To jest sport dla niego - miał stwierdzić. - Po jednej amatorskiej walce powiedzieli mi, że mam przejść na zawodowstwo, bo tak dobrze w niej wypadłem - wspomina amerykański wojownik.
Pierwszy zawodowy pojedynek Corey stoczył w marcu 2013 r., nokautując w I rundzie J.R. Brionesa. Z trzema wygranymi na koncie wziął udział w castingu do znanego reality show - The Ultimate Fighter (który prowadzi federacja UFC). Przyjęli go. Był jednym z najmłodszych w teamie Frankie Edgara (drugi zespół skompletował B.J. Penn).
W programie radził sobie doskonale. Pokonując trzech przeciwników (wszystkich na pełnym dystansie), zapewnił sobie awans do wielkiego finału. Ten zaś - z Mattem Van Burenem - okazał się jego najłatwiejszą walką. Potrzebował tylko 61 sekund, by zwyciężyć przez TKO. To było najszybsze rozstrzygnięcie w historii finałów The Ultimate Fighter. Kariera stała przed nim otworem.
Szansa na rehabilitację
W grudniu ub. roku wygrał na punkty z Justinem Jonesem, ale kolejna walka zakończyła się pierwszą porażką. Fighter z Illinois nie sprostał - na UFC on FOX 15 w Newark - Gianowi Villante. W ostatniej minucie trzyrundowego pojedynku potężny prawy zachwiał Andersonem. Villante poszedł za ciosem i za moment sędzia przerwał potyczkę.
To wydarzyło się 18 kwietnia. Tydzień po porażce Błachowicza na gali UFC w Krakowie. Dla obu zawodników sobotnie starcie jest więc doskonałą okazją do rehabilitacji. - To wielka szansa dla mnie. Po porażce z Villante dają mi walkę z wyżej notowanym gościem (Błachowicz jest 12. w rankingu wagi półciężkiej, Andersona nie ma w czołowej "15" - przyp. red.) - podkreśla były zapaśnik.
Ceni umiejętności Polaka, ale jest przekonany, że walka w Las Vegas zakończy się dla niego korzystnie. - Jan to dobry i znany zawodnik, dysponuje mocnymi kopnięciami i dobrymi uderzeniami, ale można go pokonać. Wejdę do klatki przygotowany na wojnę - zapowiada Corey Anderson.
25/8 - co to oznacza?
Niedoszły olimpijczyk z pewnością będzie dobrze przygotowany kondycyjnie. Jego pseudonim - "Beastin 25/8" - to zarazem życiowe motto. Co oznaczają te liczby? 25 godzin na dobę i 8 dni w tygodniu. Gdyby było to możliwe, tyle by trenował.
- Jak masz wolny czas, powinieneś być na sali w gymie. I trenować ciężko. To właśnie czyni z ciebie dobrego zawodnika i wielkiego mistrza - podkreśla. - Ludzie twierdzą, że są fighterami, ale chcą ćwiczyć 2-3 razy w tygodniu. A ja trenuję 3-4 razy, ale codziennie. Jeśli chcesz dotrzeć na sam szczyt, musisz w to włożyć tyle pracy - dodaje.
Początek gali UFC 191 o 00:30 na UFC Fight Pass. Karta główna od 4:00 na Extreme Sports Channel i w systemie pay per view. Walka Błachowicz - Anderson rozpocznie się ok. 4:30.