Szok i niedowierzanie - tak można opisać to, co wydarzyło się w minioną niedzielę w Melbourne, na gali UFC 193. Ronda Rousey - w siódmej obronie tytułu mistrzowskiego w wadze koguciej - została brutalnie znokautowana przez Holly Holm. Zawodniczkę z pięściarską przeszłością (wielokrotną mistrzynię świata), która - według fachowców i bukmacherów - miała być kolejną ofiarą "Rowdy".
Niemal natychmiast po gigantycznej sensacji zaczęły padać pytania o rewanż. Nowa mistrzyni nie ma nic przeciwko takiemu rozwiązaniu. - Gdy w przeszłości przegrałam walkę, chciałam rewanżu. Chciałam pomścić moją porażkę. Zdecydowanie Ronda zasługuje na rewanż - podkreśliła. Także dla Dany White'a, szefa UFC, to dość oczywista sprawa. - Rewanż ma sens. To coś, co ludzie chcieliby zobaczyć - powiedział na konferencji po gali w Australii.
Jej porażka to problem dla UFC
Nie da się ukryć, że dla jego federacji utrata pasa przez Rousey jest dość kłopotliwym tematem. To Rousey w ostatnim czasie wyrosła na gwiazdę numer 1 w UFC. Pomimo tego że jeszcze kilka lat temu White wypowiedział się jasno przeciwko walkom kobiet w swojej organizacji.
- Rousey zaczynała karierę w MMA w momencie, gdy UFC nie oferowało walk kobiet. W ciągu kilku lat stała się najbardziej rozpoznawalną gwiazdą. UFC z kolei czerpało z jej popularności, by promować sport na całym świecie. To był zaskakujący zwrot dla federacji, która jeszcze nie tak dawno wierzyła w to, że nie ma rynku dla walk kobiet, że kibice nie chcą tego oglądać. Rousey była nie tylko wojowniczką UFC, ale ekonomiczną siłą - pisze "Wall Street Journal".
White będzie więc z pewnością robić wszystko, by doprowadzić do powrotu byłej judoczki do oktagonu. Najlepiej w jak najkrótszym czasie. Tyle że chcieć tego musi także sama zainteresowana. A z tym może być kłopot. Rousey po porażce z Holm zamieściła na Instagramie krótki komentarz.
- Chciałam podziękować wszystkim za miłość i wsparcie. Doceniam troskę o moje zdrowie, ale ze mną wszystko w porządku. Jak już wspomniałam wcześniej, zamierzam zrobić sobie trochę przerwy, ale wrócę - napisała była mistrzyni UFC.
Czas na filmy
Nie sprecyzowała, ile potrwa ta przerwa. Jednak media za oceanem są zgodne co do jednego - na rychły powrót "Rowdy" raczej nie ma co liczyć. Wszystko bowiem wskazuje na to, że wojowniczka poświęci się w najbliższym czasie karierze aktorskiej.
- Wcześniej zapowiadała, że po UFC 193 chce "zniknąć na chwilę", by skupić się na projektach filmowych i ukryć się przed mediami zajmującymi się MMA. Po jej oświadczeniu wydaje się, że tak właśnie będzie. Nie dojdzie do natychmiastowego rewanżu - czytamy w portalu mmamania.com.
Na polu aktorskim Ronda wykazuje się już od pewnego czasu. "Szybcy i Wściekli 7", "Niezniszczalni 3", "Ekipa" - w tych filmach zagrała amerykańska wojowniczka. Nigdy nie ukrywała, że kręcą ją występy na planie filmowym. Cieszyła się, że może zdobywać doświadczenie już teraz. - Zaczęłam grać w filmach w trakcie kariery w MMA, bo nie chciałabym znaleźć się w takim punkcie, że przestanę walczyć i będę musiała zaczynać wszystko od początku. W takim momencie chciałabym mieć wystarczająco dużo doświadczenia w aktorstwie, by później być w stanie robić to na pełny etat - mówiła w rozmowie z Fox Sports.
W najbliższych miesiącach Rousey czeka sporo wyzwań filmowych. W lutym uda się do Dżakarty w Indonezji, by kręcić sceny do "Mile 22" - filmu akcji, w którym zagra u boku Marka Wahlberga. Rousey wystąpi także w nowej wersji "Wykidajły" - dostała rolę, z której niegdyś zasłynął Patrick Swayze. Oprócz tego planowana jest ekranizacja biografii wojowniczki pt. "My Fight/Your Fight". Rousey ma zagrać samą siebie. - Chciałabym zacząć kręcić ten film pod koniec przyszłego roku - mówiła kilka tygodni temu. Sporo tego...
Niektórzy twierdzą, że kariera aktorska tak bardzo pochłonie Rousey, że ta już nie będzie chciała wracać do oktagonu. Tak mówi m.in. Jose Aldo, mistrz UFC w wadze piórkowej. - Jeśli mógłbym zarobić wielkie pieniądze, występując w filmach, robiłbym to. Po co miałbym dawać się okładać po twarzy? To szaleństwo - stwierdził, przywołując przykład Giny Carano. Amerykanka po porażce w głośnej walce z Cris "Cyborg" porzuciła MMA na rzecz filmu. - Zdecydowała się na aktorstwo i jest o niej teraz głośniej niż wtedy, gdy walczyła w MMA. Do tego nie musi trzymać diety i dostawać po twarzy - podkreślił Aldo.
Ma coś do udowodnienia
Wydaje się jednak, że Rousey ma coś do udowodnienia. Po zaskakującej porażce z Holm wylano na nią kubeł pomyj, przez sieć przetoczyła się fala "hejtu" - krytykowały ją nie tylko inne wojowniczki, ale także m.in. Donald Trump czy Lady Gaga. Wszyscy zarzucali jej, że było w niej zbyt wiele pychy.
"Rowdy" ma sporo czasu, by pokazać, że porażka z Holm była tylko wypadkiem przy pracy. Jak na wojowniczkę, jest wciąż dość młoda. Ma 28 lat, a średnia wieku mistrzów UFC to 31 lat.
Zakładając, że Rousey po pewnym czasie zdecyduje się powrócić do MMA, rewanż z Holm wcale nie musi być jej pierwszym pojedynkiem. Wiele zależeć będzie od tego, co wydarzy się w kategorii koguciej i jakie decyzje podejmą szefowie UFC. W kolejce do tytułu czeka bowiem m.in. Miesha Tate, która miała bić się z Rousey po raz trzeci (przegrała dwa pierwsze pojedynki). Można przypuszczać, że - pod nieobecność Rondy - Tate dostanie walkę z Holm.
W orbicie zainteresowań włodarzy UFC - niezmiennie, od kilku lat - jest także wspomniana Cris "Cyborg" Justino, mistrzyni federacji Invicta FC. To ona "wysłała na emeryturę" Carano i odgrażała się, że może zrobić to samo z Rousey. Temat powraca co kilka miesięcy i niewykluczone, że w końcu doczeka się realizacji. - Każdy, nawet Dana White, mówił, że "Cyborg" będzie następna po tym, jak Ronda pokona Holly - mówiła kilka dni temu Justino. Przez lata przeszkodą w zakontraktowaniu pojedynku Rousey - "Cyborg" była waga. Brazylijka zapewnia, że wkrótce zejdzie do 140 funtów (63,5 kg). Od kategorii wagowej, w której walczy Amerykanka, dzielić ją będą zaledwie nieco ponad 2 kg.
Porównanie do Tysona
Chrapkę na "trylogię" z Rousey ma także Tate. Tuż po sensacyjnym rozstrzygnięciu w Melbourne zakpiła z odwiecznej rywalki w mediach społecznościowych. Obie szczerze się nienawidzą, więc ich walka z pewnością dobrze by się sprzedała. Tym bardziej teraz, gdy okazało się, że "Rowdy" jednak można pokonać.
Po sensacyjnej porażce amerykańskie media zaczęły porównywać Rousey do Mike'a Tysona, który niegdyś został znokautowany przez Jamesa "Bustera" Douglasa. - W 1990 roku Tyson był także niepokonany, a wokół niego - tak jak w przypadku Rousey - roztaczała się aura niezwyciężoności. Podobnie jak ona, odprawiał przeciwników szybko i z łatwością - zauważa Victor Mather z "New York Times".
Jednocześnie zauważa on, że przypadek Tysona powinien być dla Rousey przestrogą. "Bestia" po powrocie na ring (po problemach osobistych i pobycie w więzieniu) wprawdzie wygrywała i nawet odzyskała tytuł mistrzowski, ale "druga era Tysona" to także czas spektakularnych porażek - z Evanderem Holyfieldem czy Lennoksem Lewisem. - Rousey będzie musiała przemyśleć taktykę i odnaleźć swoją motywację. Znów będzie wygrywać i być może znów będzie najlepsza. Ale już nigdy nie będzie niezwyciężona - podsumowuje dziennikarz "New York Times".
Pudzianowski po KSW 32: Gdzieś popełniłem błędy