- Nasze walki to czysta adrenalina. Są często bardziej zacięte i emocjonujące niż starcia mężczyzn. Tworzymy historię - dodaje Polka, która 12 listopada będzie bronić pasa na gali UFC 205 w Nowym Jorku. Zmierzy się z rodaczką Karoliną Kowalkiewicz.
Rozpoczęła pani "trash talk" przed starciem z Karoliną Kowalkiewicz na Facebooku, pisząc: "Korzystaj z chwili, bo dałam Ci szansę, szybciej niż się tego spodziewałaś! Przygotuj się na lekcje swojego życia!" To dopiero początek walki na słowa?
Nie napisałam nic prowokacyjnego. Czy nie jest prawdą, że dałam Karolinie szansę na pokazanie się przed wielomilionową publicznością i wypromowanie własnego nazwiska podczas walki w Madison Square Garden? To mekka sportów walki. Samo wejście tam podnosi poziom adrenaliny, Każdy sportowiec chciałby tam wystąpić. Nasz pojedynek zobaczy cały świat. Nie używałam takich sformułowań jak Connor McGregor, który przed walką o pas z Jose Aldo straszył go, że po nokaucie będzie ciągnął jego zwłoki ulicami Rio de Janeiro. Nie lubię obrażać ludzi i tego nie robię. UFC to federacja pełna silnych charakterów, każdy chce się wyróżniać. Niektórzy wybierają kontrowersyjną drogę brylowania w mediach i obrażania przeciwnika. Ja stosuję swoje chwyty, ale robię to z klasą. Nie przeginam.
Karolina Kowalkiewicz powiedziała, że czuje pani lęk przed nią. To prawda?
Nie czuję strachu przed nikim. Karolina wspominała kiedyś, że byłam dla niej idolką i zawsze była wpatrzona we mnie i zainspirowana moją karierą. Mogę odpowiedzieć tylko, że ona nigdy nie mogła być i nie była dla mnie wzorem.
Dlaczego optowała pani za walką o pas w Nowym Jorku? Dana White, szef UFC miał plan, by zorganizować galę w Polsce.
Dana powiedział, że chciałby, aby polscy kibice pielgrzymowali za mną jak Irlandczycy za Connorem McGregorem i żeby UFC zdobywało u nas coraz większą popularność. Temat zorganizowania walki w Polsce był bardzo poważnie brany pod uwagę. Podziękowałam mu za docenienie, ale zaznaczyłam, że chcę walczyć w Stanach Zjednoczonych i wziąć udział w historycznej gali. Widziałam jaki był oddźwięk mojego zwycięstwa z Claudią Gadelhą w Chicago wśród Polaków, bo pojechałam tam kilka dni po walce. Myślę, że bardzo dużo zrobiłam dla UFC i dlatego walczę w Nowym Jorku z Karoliną w Madison Square Garden. UFC w naszym kraju nie ma tak oszałamiającej popularności jak w Stanach i prawdopodobnie nigdy mieć nie będzie, ale z roku na rok fanów tej organizacji przybywa. Obserwuję w USA boom na UFC i mogę powiedzieć, że za kilka lat będzie na równi z NHL i NBA, czyli świętością dla Amerykanów. W Polsce jednak na pewno będę walczyć. Nie odrzucam perspektywy starcia na gali UFC u nas.
Zmieniła pani swój dotychczasowy klub Berkut Arrachion Olsztyn na American Top Team, by w Stanach Zjednoczonych przygotowywać się do kolejnej walki. Jakie były rzeczywiste powody rozstania z dotychczasowymi trenerami?
Decyzja o zmianie dojrzewała w mojej głowie od dłuższego czasu. Przygotowywałam się do wszystkich walk w Olsztynie, jestem olsztynianką i to miasto mojego życia. Kiedy udzielałam wielu wywiadów w ostatnim czasie, ludzie nieznający mnie pytali, na jak długo przyjechałam do Polski? Myśleli, że mieszkam i trenuję w Stanach Zjednoczonych, co wydawało im się naturalne. Ale tak nie było. Wiem, że w mediach pojawia się wiele opinii na temat mojego rozstania z Arrachionem. Odbyło się ono w przyjaznej atmosferze, ale byliśmy głęboko wzruszeni. Wiem, że gdy kiedykolwiek będę w Olsztynie zawsze mogę przyjść do klubu i trenować. Nie spaliłam za sobą mostów. Potrzebowałam zmian, które niemal zawsze są bolesne i trudne. Moja rodzina uszanowała moją przeprowadzkę, moi przyjaciele także. Chcę się rozwijać, odnalazłam swoje miejsce na ziemi w Stanach. Pamiętajmy, że moje dotychczasowe podróże były męczące. Musiałam polecieć na przykład do Las Vegas tylko na konferencję przed starciem z Claudią Gadelhą, spędzić tam 16 godzin i wracać do Polski. To nie było dobre dla mojego organizmu. Chcę wykorzystać w stu procentach swoje możliwości i dlatego postanowiłam jak piłkarz zmienić klub. Przygotowuję się w American Top Team, mam obsesję na punkcie profesjonalizmu, chcę wyznaczać sobie kolejne cele i je osiągać. Chcę przekraczać swoje granice.
Jak odbierają panią ludzie w Stanach Zjednoczonych?
Nazywają mnie "Joanna Champion". Na pewno są zdecydowanie bardziej otwarci niż Polacy, nie mają problemów z tym, żeby podejść i poprosić o autograf czy zdjęcie. Robią to naturalnie. W Olsztynie często wybierając się na przejażdżkę rowerem widziałam, że ludzie rozpoznają mnie, ale zatrzymują się kilkadziesiąt metrów dalej i fotografują z ukrycia. Mówiłam im wtedy, żeby się nie bali. Nie jestem taka straszna, nie biję ludzi, jestem normalną dziewczyną. Lubię się czasem wyciszyć: przejść na spacer, wyjść na rower. Choć czasem nawet poza oktagonem i treningiem potrzebuję adrenaliny i ekstremalnych przeżyć. Na szczęście tu wspiera mnie mój Samsung z zestawem Gear VR. Myślę, że brakuje nam trochę tej otwartości, ale to i tak się zmienia w ostatnich latach. MMA jest potężne w Polsce, mamy znakomitych zawodników i zawodniczki. W kwestii popularności i medialności wciąż jest jeszcze mnóstwo do zrobienia, ale najważniejsze, że z roku na rok idziemy do przodu. Dostrzegam wyraźny progres.
Amerykańskie ikony sportu często mówią otwarcie o swoich celach i wartościach. Także o tym, że chcą pozostawić po sobie dziedzictwo i inspirować młodych ludzi. Jak jest w pani przypadku?
Mam poczucie ciągłego niespełnienia. Pracuję nad sobą każdego dnia. Moim marzeniem jest, aby wygrać jeszcze dwa pojedynki w słomkowej, a następnie zdobyć pas o wagę wyżej. Wtedy byłabym pierwszą kobietą z pasami w dwóch wagach. Reprezentuję siebie, swój kraj, swoją religię. Mogę powiedzieć krótko: "Bóg, honor, ojczyzna". Nie wywodzę się z bogatego domu, ale nigdy nie narzekaliśmy na brak środków do życia. Jak miliony innych dzieci w Polsce wychowałam się w normalnej, pełnej rodzinie. Miałam wielkie marzenia, choć na mojej drodze pojawiały się kłody, które trzeba było pokonywać. Nie wiedziałam od początku, że sport będzie moją przyszłością i sposobem na życie. Byłam dość pulchnym dzieckiem i niektórzy mówili mi, że moja kariera sportsmenki jest niemożliwa. Udało się dzięki poświęceniu i codziennej pracy nad sobą. Można mieć znakomite warunki, najlepszych trenerów, suplementy i dietetyków, ale jeżeli nie przyjmie się na swoje barki obciążeń fizycznych i psychicznych to nic z tego nie będzie. Ja chcę pokazywać młodym ludziom, że bez względu na pochodzenie, kolor skóry czy wyznanie można realizować marzenia. Wiem, że w Polsce jestem pionierką. Jeszcze kilka lat temu kobiety w UFC były nie do pomyślenia. Ich udział był powszechnie krytykowany, sam Dana White w to specjalnie nie wierzył. Co więcej, kiedy doszło do pierwszych walk, ludzie mówili, że to się nie przyjmie. A przecież kobiety rządzą światem. Chcę zostać legendą, ale chciałabym być dobrze zrozumiana. Często słysząc słowo legenda myślimy o kimś idealnym, bez skazy. Tacy ludzie nie istnieją. Jesteśmy pełni wad, ale po to żyjemy, by je eliminować i starać się być coraz lepszymi.