Waldemar Ossowski: W mediach ostatnio głośno zrobiło się na temat kary nałożonej przez FEN na Romana Szymańskiego. Pan zerwał kontrakt z federacją pod koniec 2016 roku, ale ta uznała, że posunięcie to było złamaniem umowy. Czy w związku z tym również spodziewa się pan konsekwencji z tego wynikających?
Tyberiusz Kowalczyk: Ciężko mi cokolwiek powiedzieć, ale tak samo to ja mogę nałożyć karę na federację, tak jak oni kierują je na zawodników. Oni również nie wywiązują się z kontraktów, więc czemu my nie mamy mieć do tego prawa. Jeżeli ktoś nie trzyma się danego punktu w kontrakcie, to sam jest sobie winny.
Wspomniał pan na portalu społecznościowym, że oczekuje teraz konkretnych ofert od innych federacji. Padły już jakieś zapytania?
- Tak, odzew był niemal natychmiastowy. Organizacja Spartan Fight ze Śląska całkiem fajnie podeszła do sprawy. Nie będzie tajemnicą, jeśli powiem, że zaoferowali mi lepsze warunki finansowe od FEN.
Po zerwaniu przez pana kontraktu z FEN wielu kibiców od razu chciało zestawić "Tyberiana" z "Pudzianem", najlepiej już 27 maja na Stadionie Narodowym. Jak się pan do tego ustosunkuje?
- Ja już w 2012 roku miałem się zmierzyć z Mariuszem. Szczerze mówiąc, po to zacząłem treningi w MMA, aby zmierzyć się z nim. Bardzo bym chciał, żeby to się udało. To w pewnym sensie spełnienie mojego głównego celu w tej dyscyplinie.
W 2012 roku, kiedy miało dojść do pana walki z Mariuszem Pudzianowskim w Londynie, organizacja odwołała galę. Był pan wówczas mocno rozgoryczony?
- Dokładnie tak, poza dużym wkładem sił w przygotowania do walki, wydałem też trochę swoich pieniędzy. Byłem wściekły na organizatorów, tak samo jak chyba każdy z zawodników, któremu odwołaliby galę na dzień przed wydarzeniem. Szkoda, że nie doszło wówczas do naszego pojedynku, bo to mogłoby się wszystko inaczej potoczyć, zwłaszcza jeśli chodzi o moją karierę.
ZOBACZ WIDEO Joanna Jędrzejczyk i Karolina Kowalkiewicz zachwyciły kibiców w Ameryce
Jak długo trwała pana rywalizacja z Mariuszem Pudzianowskim w strongmanach?
- Z tego co pamiętam, rywalizowałem z Mariuszem od 2002 roku. To były takie braterskie pojedynki z "Pudzianem". Potrafiłem mu w kilku konkurencjach napsuć sporo krwi, ale trzeba przyznać, że to on dominował, jeżeli chodzi o zawody siłaczy. Były jednak też takie dni, że można było go pokonać.
Jakie obecnie utrzymujecie relacje?
- Może razem piwa nie pijemy, bo akurat dzieli nas duża odległość od siebie, ale wszyscy strongmani to jak jedna rodzina. Na święta zawsze sobie składamy życzenia. "Pudzian" wie o tym, że chciałbym pojedynku z nim, zresztą sam już o tym nawet mówi. W niedługim czasie powinno to nadejść, więc pójdą grzmoty.
Za panem trzy zawodowe walki w MMA, w których łącznie spędził pan w klatkoringu niecałe 4 minuty.
- To mnie martwi... (śmiech). Jak ostatnio wychodziłem do walki z Tomaszem Czerwińskim, to czułem się, jakbym szedł na śmierć. Zobaczyłem chłopa niemal bez karku i pomyślałem, że będzie ciężko. Przetrzymałem jego serie na początku walki i jakoś to poszło. W wadze ciężkiej nie ma wielkich faworytów, tym bardziej, że Mariusz nie jest wielkim wirtuozem, żeby się go obawiać. Jest z pewnością silny, ale ja również, więc byłoby ciekawie.
Z kim i w jakich klubach szlifuje pan obecnie formę?
- Trenuję z Bartoszem Batrą z KO Gym Wrocław oraz Arturem Gwoździem i Michałem Łatką w klubie Invictus, gdzie szlifuję formę. U siebie w Legnicy szkolę też grupkę młodych chłopaków i mam nadzieję, że sprawdzam się jako trener.
Jedna z firm bukmacherskich, działających na polskim rynku, wystawiła ofertę na ewentualny pana pojedynek z Mariuszem Pudzianowskim. Trzeba przyznać, że dużo można zarobić na wygranej "Tyberiana".
- Tak, widziałem to. Wiem, że niektórzy w takim starciu skazują mnie na porażkę, ale ja tak tego nie widzę. Mariusz bił się co prawda z bardziej utytułowanymi fighterami ode mnie, ale po ostatnich walkach wiem też, na co mnie stać. Jeżeli ktoś postawiłby na mnie pieniądze, to mógłby sporo zarobić, a gwarantuję, że szanse na zwycięstwo są spore.
A gdyby dostał pan ofertę głośnej walki z "Popkiem". Czy wówczas przyjąłby pan takie wyzwanie?
- Tak jak mówiłem kiedyś w wywiadzie - z "Popkiem" mógłbym porapować (śmiech). Z drugiej strony patrząc, Paweł jest również sportowcem i taki pojedynek byłby czysto sportowym wyzwaniem. Mam nadzieję, że on trenuje, ja ćwiczę bardzo ciężko. Kogo mi dadzą, z tym będę walczył. Mam zaufanie do swojego sztabu trenerskiego i jak mi wskażą, z kim mam się bić, to zrobię to. Podejrzewam, że "Popkiem" nie miałbym problemów.