Już na ważeniu było widać sporą różnicę w warunkach obu zawodników. James Vick był wyższy od swojego rywala, miał również dłuższy zasięg ramion. Bez wątpienia kluczem do sukcesu było wykorzystywanie swoich warunków fizycznych przez Vicka.
"The Texecutioner" od samego początku był bardzo aktywny na nogach, kontrolując przebieg starcia. "El Toro" zdecydowanie nie mógł sobie z tym poradzić. Z sekundy na sekundę Meksykanin przyjmował coraz większą ilość ciosów. Ostatnia akcja w walce nadeszła mniej więcej w połowie pierwszej odsłony - Vick przepuścił cios Reyesa, uderzył szybkim lewym, a po chwili zakończył kombinację mocnym prawym, który posłał "El Toro" na deski. Tam "The Texecutioner" dopełnił formalności, zadając kilka uderzeń z góry.
Dla Jamesa Vicka to już siódme zwycięstwo pod szyldem organizacji UFC. Amerykanin jedyną porażkę w największej organizacji MMA na świecie poniósł w czerwcu 2016 roku. Chwilę po walce Vick wyraził chęć stocznia pojedynku z czołówką jego kategorii wagowej.
- Hej UFC, mój rekord to 7-1. Zacznijcie mnie promować! Będę czekał na zwycięzcę walki Michael Chiesa vs Kevin Lee. Jestem bez kontuzji, mogę walczyć. Zacznijcie mnie promować - zakomunikował Vick.
The Texecutioner!!! @JamesVickMMA gets it done at home at #UFC211! pic.twitter.com/UmTiXifv2G
— UFC Europe (@UFCEurope) 14 maja 2017
ZOBACZ WIDEO Gwiazda światowego boksu przegrywa przed czasem, to koniec kariery?