Borys Mańkowski i Mamed Chalidow wystąpią w walce wieczoru na sobotniej gali KSW 39 Colosseum. Pojedynek czempiona MMA z nową gwiazdą polskiej federacji wzbudza duże zainteresowanie mediów oraz kibiców.
"Diabeł Tasmański" zdaje sobie sprawę z tego, że właśnie dostaje swoje pięć minut na polskiej scenie MMA. Jak sam przyznaje, starcie z Chalidowem jest dla niego skokiem w nadprzestrzeń. W rozmowie z "Super Expressem" Mańkowski wspomina początki swojej kariery zawodnika MMA.
- Zdarzały się walki w dyskotekach, to była prawdziwa "chamówa", ale tak zaczynaliśmy - ja, Mamed, Krzysztof Kułak czy Jan Błachowicz - mówi na łamach tabloidu.
Fighter z Poznania zdradził, że za pierwsze swoje walki w klatce nie otrzymywał żadnych pieniędzy. - Potem występowałem może za tysiąc złotych, ale i tak licząc przygotowania, dokładałem, zapożyczałem się u kumpli. Po walce otrzymywałem wypłatę, którą musiałem całą oddać. I tak od walki do walki - czytamy w "SE".
ZOBACZ WIDEO Klatka po klatce: tak miażdży Mamed Chalidow!
Ciekawostką jest fakt, że 27-letni Mańkowski zawdzięcza sukcesy sportowe japońskiej kreskówce pt. "Dragon Ball". Jego ulubionym bohaterem jest Son Goku (fikcyjna postać, która zostaje najpotężniejszym wojownikiem we wszechświecie). Ma go wytatuowanego na lewym barku. - Gdyby nie ta bajka, prawdopodobnie nie doszedłbym tu, gdzie jestem. Chciałem być silny jak Son Goku - zdradza w wywiadzie.
Najlepszą zapowiedzią walki Chalidow vs Mańkowski są słowa współwłaściciela KSW, Macieja Kawulskiego. - Ci, którzy to zobaczą na żywo, będą opowiadać o tym swoim wnukom i czuć, że historia tworzy się na ich oczach.