Szefowie KSW tłumaczą, dlaczego gwizdano na Mameda Chalidowa

Materiały prasowe / kswmma.com / Na zdjęciu: Mamed Chalidow podczas walki w KSW
Materiały prasowe / kswmma.com / Na zdjęciu: Mamed Chalidow podczas walki w KSW

Wygwizdaniem Mameda Chalidowa zakończyła się w sobotę wielka gala KSW 39. Gwizdy na Narodowym pojawiły się przede wszystkim z powodu werdyktu, choć szef KSW nie ukrywa, że w ostatnim czasie na odbiór Chalidowa ma wpływ religia, którą ten wyznaje.

W ostatnim pojedynku największej w Polsce i drugiej największej na świecie gali MMA mistrz KSW w wadze średniej Mamed Chalidow pokonał na punkty czempiona wagi półśredniej Borysa Mańkowskiego. Walka była wyrównana, trudna do punktowania dla sędziów. Werdykt zdaniem ekspertów nie jest kontrowersyjny, ale niewtajemniczonym kibicom mogło się wydawać, że to bardziej energiczny, ruchliwy i odważny Mańkowski zasłużył na wygraną.

Kiedy kilka minut po zakończeniu walki wieczoru dziennikarz Polsatu Sport Mateusz Borek rozpoczął rozmowę z Chalidowem, na PGE Narodowym rozległy się gwizdy. To zdenerwowało zawodnika, który powiedział tylko kilka słów i wściekły opuścił klatkę. Choć na KSW 39 interesujących walk i ciekawych wydarzeń było całe mnóstwo, najgłośniej jest właśnie o wygwizdaniu Chalidowa. Dlaczego jeden z najpopularniejszych sportowców w Polsce, przez lata uwielbiany za niepowtarzalny styl i spektakularne walki, tym razem zetknął się z niechęcią fanów?

To nie był dyskusyjny werdykt

- Na początku trzeba zaznaczyć, że gwizdy rozległy się, kiedy na trybunach warszawskiego stadionu pozostało około trzydzieści procent kibiców, bo po ogłoszeniu werdyktu wszyscy popędzili do wyjść - mówi Wojsław Rysiewski, dyrektor sportowy federacji KSW. Tyle jednak wystarczyło, by, w połączeniu ze stadionowym efektem studni, odnieść wrażenie, że gwiżdże kilkadziesiąt tysięcy osób.

Dlaczego gwizdano na Chalidowa? Dlaczego tylu kibiców przyszło na PGE Narodowy? Co walka Popka i Burneiki ma wspólnego ze sportem? Na te i inne pytania odpowiada nasz ekspert Artur Mazur.

Powodów wrogiej reakcji tych, którzy na trybunach zostali, zdaniem współwłaściciela KSW Martina Lewandowskiego jest kilka. Po pierwsze - kibice nie do końca rozumieją, jak ocenia się walki w MMA i co bierze się pod uwagę.

- Jeśli zawodnik idzie na tak zwanym "wstecznym" i się cofa, to nie oznacza, że przegrywa. Ludzie przenoszą jednak na walkę pewne elementy z życia codziennego i wydaje im się, że ten, który napiera, jest lepszy - mówi Lewandowski. A tym napierającym był nie Chalidow, a Mańkowski.

- Ocena sędziów zawsze jest pochodną doświadczenia. My mamy do naszych arbitrów pełne zaufanie, wykonują swoją pracę najlepiej, jak się da. Nasz skład sędziowski jest międzynarodowy, żeby nie popadać w jakąś polską manierę oceniania walk. Jeśli chodzi o ten pojedynek, był bardzo wyrównany i trudny do oceny, a takie zawsze wywołują kontrowersje - podkreśla współwłaściciel KSW.

Rysiewski, który wypunktował setki pojedynków MMA, nie uważa werdyktu za dyskusyjny. Zdradza też tajniki tej pracy. - Walki nie punktuje się jako całości. Sędziowie niezależnie oceniają rundy i nie mają możliwości powrotu. Po każdej rundzie kartka z punktacją jest im zabierana. Na koniec sędzia techniczny sumuje te punkty - tłumaczy.

Sędziowie walkę wieczoru KSW 39 ocenili następująco: pierwsza runda dla Chalidowa, druga dla agresywniejszego Mańkowskiego, trzecia znów dla Chalidowa, który tuż przed końcem zdołał obalić rywala i zadał kilka ciosów z góry. To zdecydowało o jego wygranej nie tylko w rundzie, ale i całej walce. Bez tej punktowanej akcji prawdopodobnie zwyciężyłby Mańkowski.

Lewandowski uważa też, że każdy, kto wytrzyma z Chalidowem kilka minut w klatce, w przekonaniu wielu fanów MMA staje się bohaterem. - Mamed przyzwyczaił kibiców do spektakularnych akcji. Wygrywa szybko i deklasuje rywali, a ten, który mu się nie daje, w opinii kibiców zasługuje na zwycięstwo - mówi. Rok temu na KSW 35 Chalidowowi nie dał się Aziz Karaoglu, a teraz Mańkowski. Gwizdy po werdykcie były w obu przypadkach.

Cel hejterów i szowinistów

W internetowych komentarzach na portalach i na profilu Chalidowa na Facebooku nie brakowało opinii, że niechęć do gwiazdora KSW była spowodowana jego pochodzeniem i religią, którą wyznaje. Muzułmanin Chalidow od dawna jest celem ataków hejterów i szowinistów. Tuż po sobotniej walce te ataki przybrały na sile. M.in. przypomniano dziwaczne zarzuty o pokazanie "dżihadystycznego" zdaniem niektórych gestu - uniesionego w górę palca wskazującego - przed pojedynkiem z Karaoglu.

Choć wśród internautów przeważają ci, którzy są zniesmaczeni gwizdami na jednego z najbardziej zasłużonych polskich zawodników MMA, przekazują mu wyrazy szacunku i potępiają tych, którzy uderzają w jego wyznanie, Lewandowski nie ukrywa, że na postrzeganie Chalidowa mogły wpływać kwestie pozasportowe.

- W świecie, w którym żyjemy, jest pewna obawa przed uchodźcami, wyznawcami innych religii. Ludźmi kieruje strach, więc wolą kibicować Polakowi urodzonemu w Polsce, niż Polakowi pochodzącemu z Czeczenii. To przykre, jeszcze trzy lata temu, gdy świat był trochę inny, nikt nie brał takich rzeczy pod uwagę przy ocenie Chalidowa jako sportowca. Teraz niestety jest inaczej. Być może część kibiców ocenia go przez pryzmat religii, którą wyznaje, co nie powinno mieć miejsca - zaznacza jeden z dwóch właścicieli KSW.

Rysiewski mówi z kolei, że spotkał się z niedorzeczną opinią, iż kibice gwizdali na Chalidowa, ponieważ w napisanej ze Szczepanem Twardochem biografii określił się mianem radykalnego muzułmanina. - A chodziło o regularną modlitwę, o to że nie ma czegoś takiego jak muzułmanin wierzący, ale nie praktykujący. I tylko w tym kontekście Chalidow nazwał się radykałem - wyjaśnia.

Gwizdom na stadionie Rysiewski się bardzo dziwi. Podkreśla, że wcześniej, w czasie prezentacji, niechęci kibiców w stosunku do Chalidowa nie było. Przeciwnie - to on dostał największą owację ze wszystkich zawodników. Publiczność zareagowała pozytywnie również wtedy, gdy mistrz KSW w wadze średniej wchodził do klatki.

Takie "podziękowania" mogą budzić niesmak

Być może aferę spotęgowało zachowanie samego Chalidowa, który słysząc reakcję pozostałych na stadionie kibiców nie chciał rozmawiać z Mateuszem Borkiem. Być może zrobiłby lepiej, gdyby udzielił wywiadu, spróbował rozładować atmosferę.

- Ja zachowałbym się podobnie jak Mamed - zapewnia Lewandowski. - Nie widziałbym sensu rozmowy w tłumie gwiżdżących na mnie osób. Mamed wycofał się elegancko. Nie mam do niego żadnych pretensji. Mógł czuć się rozczarowany, bo coś takiego zdarzyło się po raz drugi. Przez lata to on wnosił najwięcej sportowych emocji do KSW, ale tak to już jest, że ludzie szybko zapominają o zasługach. Tłumaczyłem mu, że gwiżdżących była garstka. Rozumiem jednak rozgoryczenie, bo to była najważniejsza walka w jego życiu, wygrał ją niekwestionowanie, a potem słuchał gwizdów. Takie "podziękowania" mogą budzić niesmak i ja ten niesmak czuję. Nie można akurat tego zawodnika potraktować w taki sposób. On sam swojej walki nie sędziował. Jeśli ktoś chce komuś "cisnąć", to sędziom albo nam jako federacji. Ludzie powinni mieć pretensje do mnie, a nie do Mameda, bo on wszedł do klatki i zrobił to, co potrafi najlepiej - kontynuuje.

Tym, którzy w wygranej Chalidowa widzą drugie dno, Lewandowski wyjaśnia, że z perspektywy federacji lepsza byłaby wygrana Mańkowskiego, bo rewanżowy pojedynek dwóch mistrzów pozwoliłby KSW zarobić duże pieniądze. Żałuje też, że po największej gali MMA w Europie jednym z głównych tematów w mediach jest właśnie sprawa gwizdów. - Z KSW 39 zrobiliśmy kawał super roboty, która została zauważona za granicą. Ja koncentruję się na tym, nie na garstce osób, którym zawsze ktoś będzie przeszkadzał - mówi.

Od lat walczy pod polską flagą

Przedstawiciele KSW zwracają uwagę, że dla zdecydowanej większości społeczeństwa Mamed Chalidow to postać jednoznacznie pozytywna. Od lat walczy pod polską flagą, jest jednym z najlepiej mówiących po polsku sportowców wywodzących się z zagranicy. To najefektowniejszy zawodnik w historii polskiego MMA. Kibice to doceniają, a dowodem jest chociażby prawie milion polubień profilu na Facebooku. Więcej mają tylko Robert Lewandowski i Piotr Żyła, mniej nawet takie gwiazdy jak Agnieszka Radwańska, Kamil Stoch i Adam Małysz. W czasie i po gali KSW 39 przybyło mu 30 tysięcy "lajków". Film, w którym w niedzielę zwrócił się do fanów i podziękował im za wsparcie, ma już półtora miliona wyświetleń.

Źródło artykułu: