W Polsce nie miał sobie równych. Mamed Chalidow zrobił jeden krok za daleko

Kibice mieszanych sztuk walki w Polsce z pewnością zapamiętają dzień 1 grudnia 2018 roku. To wtedy Mamed Chalidow poniósł drugą porażkę z rzędu i zakończył swoją zawodową karierę.

Jakub Madej
Jakub Madej
Mamed Chalidow (z lewej) Materiały prasowe / Sebastian Rudnicki (KSW) / Na zdjęciu: Mamed Chalidow (z lewej)
Trudne początki

W wieku 24 lat Mamed Chalidow zadebiutował w MMA. Podczas dwóch gal Shooto w 2004 roku przegrał on w pierwszych rundach. Chyba nikt nie spodziewał się wtedy, że zawodnik z rekordem 0-2 może się odbudować, aby w przyszłości budować fundamenty pod mieszane sztuki walki w Polsce.

Kilka miesięcy później Chalidowa kibice mogli podziwiać na regionalnych galach w Polsce. We wrześniu 2005 roku urodzony w Czeczenii zawodnik wrócił do walk w Europie, gdzie poniósł trzecią zawodową przegraną. Smaku porażki Chalidow nie poznał przez kolejne lata.

Droga do podpisania kontraktu z organizacją KSW nie była długa. Reprezentant olsztyńskiego Arrachionu po zwyciężeniu ośmiu pojedynków z rzędu w zaledwie półtora roku, otrzymał szansę zawalczenia pod szyldem KSW. Z okazji tej Chalidow skorzystał i wtedy też zaczęła się jego droga ku chwale.

Ryzykowne wyjazdy za granicę

Przygoda Mameda Chalidowa w KSW trwała. Zawodnik z Olsztyna wygrywał kolejne pojedynki i już wtedy wyzwań zaczynało powoli brakować. Walczący w barwach Arrachionu zawodnik podjął się trudnej walki na Chorwacji, gdzie poddał w drugiej rundzie Igora Pokrajaca. Starcie zakończyło się jednak kontrowersją - Chorwat mimo, iż odklepał, próbował jeszcze zaatakować kopnięciem swojego rywala.

Kolejną trudną walką za granicą było starcie z Jasonem Guidą na ShoXC 9 w Stanach Zjednoczonych. W jednym z głównych pojedynków Chalidow rozpracował Amerykanina, który nie miał żadnych argumentów na reprezentanta naszego kraju. W pewnym momencie zawodnik KSW zamknął rywala pod siatką i zaatakował gradem ciosów. Ten pojedynek również zakończył się kontrowersją, bo po chwili sędzia przerwał walkę, natomiast zdenerwowany Guida mocno odepchnął arbitra.

Po powrocie do Polski Chalidow nie miał czasu na odpoczynek. Kilka miesięcy później stanął do walki o pas KSW w wadze półciężkiej z Danielem Acacio, którego pokonał przez brutalny nokaut w zaledwie 70 sekund. Było to pierwsze mistrzostwo federacji KSW zdobyte przez podopiecznego Szymona Bońkowskiego i Pawła Derlacza.

Kolejne wyzwania nadeszły bardzo szybko. Mamed Chalidow został zaproszony przez organizację Sengoku do skrzyżowania rękawic z ich mistrzem - Jorgem Santiago. W listopadzie 2009 roku Chalidw zwyciężył przez techniczny nokaut w niecałe dwie minuty. Japończycy postanowili szybko zakontraktować rewanż. Już w marcu 2010 roku doszło do drugiej walki. To starcie reprezentant naszego kraju przegrał jednogłośną decyzją sędziów. Punktacja była jednak szeroko krytykowana przez branżowe media na całym świecie.

W parze z Pudzianowskim popularyzować MMA w Polsce

Największy rozgłos federacja KSW uzyskała w momencie, gdy na zmianę dyscypliny zdecydował się Mariusz Pudzianowski. Rola "Pudziana" była jasna. Ściągać zainteresowanie osób, które wcześniej nie miały nawet pojęcia, czym jest MMA. Dzięki temu fanom czekającym na walkę byłego strongmana mógł spodobać się sport, jakim są mieszane sztuki walki, w wykonaniu takich zawodników, jak właśnie Mamed Chalidow.

Kolejnymi pojedynkami zawodnik olsztyńskiego Arrachionu szokował ludzi w największych halach w Polsce oraz przed telewizorami. James Irvin poddany w 33 sekundy. Matt Lindland "uduszony" do nieprzytomności w półtorej minuty. Jesse Taylor wyjący z bólu po dźwigni na nogę. Fenomenalny nokaut na Rodneyu Wallace'ie. Poddanie Kendalla Grove'a, Melvina Manhoefa, Ryuty Sakuraia i Maiquela Falcao.

Wszystkie te zwycięstwa w oczach widzów sprawiały, że Mamed Chalidow stał się zawodnikiem przekraczającym wszelkie granice. Takiej osoby w Polsce jeszcze nie było. Nikt nie rozprawiał się z rywalami tak szybko. Chalidow przyciągał kolejne osoby, a na jego pojedynki czekało się z wypiekami na twarzy.

Kłopoty Mameda Chalidowa

W 2014 roku rozpoczęły się problemy zawodnika z Olsztyna. Przed walką z Brettem Cooperem Chalidow nabawił się poważnej kontuzji kręgosłupa. Mimo urazu, 34-letni wówczas wojownik podjął wyzwanie i ryzykując zdrowie wyszedł do klatki. Tam dopiero po piętnastu minutach pokonał Amerykanina, co dla wielu osób było ogromną niespodzianką. Każdy przyzwyczaił się do ekspresowego kończenia pojedynków, a tutaj Chalidow kazał czekać aż do punktacji sędziów.

Na powrót Mameda do klatki kibice czekali niecały rok. Tego starcia Chalidow nie będzie jednak wspominał zbyt dobrze, gdyż pojedynek z przyjacielem, którym jest Michał Materla, dużo kosztował reprezentanta olsztyńskiego Arrachionu. Ostatecznie wystarczyło zaledwie 31 sekund, aby zakończyć starcie. Chalidow wprawił wszystkich w osłupienie kończąc ówczesnego mistrza kategorii średniej w niewiarygodnie łatwy sposób.

Kolejny pojedynek ponownie okazał się trudnym dla Chalidowa. Starcie z Azizem Karaoglu zakończyło się większościową decyzją sędziów. W opinii wielu osób starcie wygrał Karaoglu, jednak sędziowie wskazali na Chalidowa. W Ergo Arenie słychać było gwizdy, a sam Mamed spotkał się ze sporą krytyką od fanów, którzy zaczęli się od niego odwracać.

Na powrót Chalidowa do Polski jego kibice musieli czekać długo. Przed walką w KSW zawodnik Arrachionu postanowił zawalczyć w ACB, gdzie ekspresowo, w 21 sekund, znokautował Luke'a Barnatta. Dwa miesiące później Chalidow pokonał Borysa Mańkowskiego jednogłośną decyzją sędziów na jednej z największych gal mieszanych sztuk walki na całym świecie. Po odczytaniu werdyktu Mamed nie usłyszał niczego, oprócz gwizdów. Podziękował Mateuszowi Borkowi za wywiad w klatce i opuścił halę nie odpowiadając na żadne pytanie.

O jeden krok za daleko

Po walce z Mańkowskim na KSW 39, Chalidow wielokrotnie powtarzał, że chce odpocząć od MMA. Miesiące mijały, a zawodnik z Olsztyna szukał wyzwania, które przywróciłoby motywację i chęć do ciężkich treningów. Wyzwaniem okazał się w końcu Tomasz Narkun, mistrz wyższej kategorii wagowej od tej, w której walczy Mamed Chalidow. Do stracenia 38-latek miał wiele. Podjął jednak rękawicę, chcąc sprawdzić samego siebie.

3 marca 2018 roku Tomasz Narkun po raz pierwszy zszokował kibiców mieszanych sztuk walki nie tylko w Polsce, ale również na całym świecie. Po kontrolowaniu pojedynku przez Chalidowa, "Żyrafa" w trzeciej rundzie zapiął ciasny trójkąt nogami, który 38-letni zawodnik odklepał. Była to pierwsza porażka Mameda od ośmiu lat.

W Chalidowie obudziła się sportowa złość. O rewanżu mówił przy każdej okazji. To był jedyny cel zawodnika olsztyńskiego Arrachionu. Nie liczył się już pas wagi średniej, który został zwakowany. Nie liczyła się kategoria średnia, w której zapowiedziany został interesujący turniej. Dla Chalidowa liczył się tylko rewanż z cięższym od siebie zawodnikiem, który znalazł na niego sposób w pierwszej walce.

1 grudnia 2018 roku to kolejna data, która przejdzie do historii polskiego MMA. Tomasz Narkun po raz drugi pokonał Mameda Chalidowa. Starcie było wyrównane, jednak nikt nie będzie mówił o walce. Wszyscy będą pamiętać tylko wzruszającą przemowę 38-latka po pojedynku oraz symboliczne położenie rękawicy na macie, co oznacza zakończenie sportowej kariery.

Nie wiadomo, czy tak skończy się przygoda Mameda Chalidowa z MMA. Jedno jest pewne. W głowach fanów mieszanych sztuk walki pozostanie on już na zawsze. Chalidow jest zawodnikiem, który w ogromny sposób przyczynił się do rozwoju MMA w naszym kraju. Drugiego Mameda Chalidowa już nie będzie.

ZOBACZ WIDEO KSW 46: federacja nie chce się pogodzić z decyzją Mameda Chalidowa
Czy Mamed Chalidow powinien stoczyć pożegnalną walkę?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×