Koronawirus. Paweł Kiełek: Jeśli nie zadbamy o bezpieczeństwo medyków, nie będzie miał kto nas leczyć

Jeden z najbardziej utalentowanych zawodników MMA w Polsce, Paweł Kiełek, aktywnie zaangażował się w walkę z koronawirusem. Choć w trudnym czasie pandemii na świat przyszedł jego syn, 24-latek nie jest obojętny w kwestii pomocy potrzebującym.

Waldemar Ossowski
Waldemar Ossowski
Paweł Kiełek (z prawej) WP SportoweFakty / Waldemar Ossowski / Na zdjęciu: Paweł Kiełek (z prawej)
Waldemar Ossowski, WP SportoweFakty: Zaczynam do gratulacji, gdyż niedawno został pan szczęśliwym tatą.

Paweł Kiełek, zawodnik MMA: Dziękuję bardzo

Teraz, w dobie szalejącej pandemii koronawirusa, chyba szczególnie musi pan uważać, aby nie narazić najbliższych na zakażenie. 

Tak. Jak nigdzie się na pcham niepotrzebnie. Załatwiam tylko najpotrzebniejsze zakupy. Od czasu do czasu spacery z psami, ale przy zachowaniu wszystkich zasad bezpieczeństwa, bo przynieść coś teraz do domu to byłaby głupota maksymalna.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Obawiał się pan samego porodu po zaostrzeniach wprowadzonych w szpitalach?

Synek urodził się 10 marca, więc to był taki przełomowy czas. Do 10 marca było ograniczenie odwiedzin w szpitalach, a od 11-ego wprowadzili całkowity zakaz i już nie mogłem ich odwiedzać. Przez cztery dni oni byli w szpitalu, ja nie mogłem tam zajeżdżać. Wodę przekazywałem akurat przez ciocię, która pracowała w szpitalu, więc Ola była w dobrych rękach. Natomiast ja z żoną po porodzie kontaktu nie miałem, jedynie przez telefon. Myślę sobie teraz, że na całe szczęście on urodził się trochę wcześniej niż było zaplanowane, bo dzięki temu byłem przy porodzie. Chociaż nie ukrywam, że potem było mi ciężko w domu, jak wiedziałem, że oni są tam sami w szpitalu.

Pozostając przy temacie szpitali nie sposób nie wspomnieć o twojej akcji, którą zorganizowałeś dla służby zdrowia. 

Pomysł na tę akcję wziął się z tego, że część mojej rodziny pracuje w służbie zdrowia. Mam z pierwszej ręki informacje, jak to teraz wygląda, że po prostu brakuje niektórych artykułów, które są potrzebne dla zachowania bezpieczeństwa. Trzeba pamiętać, że lekarze, pielęgniarki i cały personel dbają o nasze zdrowie. Jeżeli my nie zadbamy o bezpieczeństwo medyków, nie będzie miał kto nas leczyć.

Na czym polega pomoc?

Wpadłem na początku na pomysł, że kupię 100 maseczek i przekażę dla szpitala zakaźnego w Olsztynie. Przy okazji wpadł mi pomysł, żeby zrobić zrzutkę, żeby ta pomoc była większa. Wiadomo, że teraz są ciężkie czasy. Każdy ma trochę trudniejszą sytuację życiową, finansową. Zbiórkę postanowiłem promować w swoich mediach społecznościowych. Poprosiłem obserwatorów, aby każdy wpłacił chociaż złotówkę, bo nie ma za małych wpłat, może być jedynie za mało wpłacających. W sumie do tej pory uzbierało się około 1300 złotych. Ja uważam, że to już jest dużo, jak na taką małą akcję. Mam nadzieję, że kwota będzie jeszcze wyższa. Dzięki temu będę mógł kupić kolejne artykuły dla szpitala zakaźnego w Olsztynie - maseczki, rękawiczki, fartuchy ochronne i środki do dezynfekcji. Ta pomoc jest im potrzebna.

Skąd impuls do działania? Mam pan teraz przecież ważniejsze rzeczy na głowie. 

Czułbym się z tym źle, mają świadomość, że mogłem coś zrobić, a nie zrobiłem. Teraz jestem fair wobec siebie i wiem, że to co robię, jest po prostu potrzebne. Pomagam ludziom, których tak naprawdę nie znam.

Wspomniał pan, że część pana rodziny pracuje w służbie zdrowia. Jakie są relacje bliskich, którzy na co dzień na pierwszej linii frontu mierzą się z koronawirusem?

Moja mama pracuje w służbie zdrowia. Mam też sporo bliskich znajomych. Jedna z nich pracuje dla niemieckiej służby zdrowia. Mam nadzieję, że nastroje w całej Europie są takie same. Jest to delikatna panika. Ona nie jest spowodowana niczym innym jak po prostu brakami - w przeszkoleniu, w prewencji, w artykułach, miejscach... praktycznie we wszystkim. Panika wynika z tego, że oni zdają sobie sprawę, z czym mamy do czynienia, a nie mają narzędzi, żeby sobie z tym poradzić, w taki sposób jaki by chcieli. W taki sposób, aby sami być bezpieczni.

Nastroje bym powiedział... są średnie. To jest bardzo optymistycznie powiedziane. Mam nadzieję, że coraz więcej zaangażuje się w pomaganie medykom, osobom, które dbają o nasze zdrowie. Tak jak mówię. Bez ich pomocy nie jesteśmy w stanie opanować tej pandemii. Oni leczą chorych, to dzięki im poświęceniu jesteśmy w stanie tę zarazę pokonać.

Gdyby pana mama wraca z pracy to jest poddana odosobnieniu?

Akurat moja mama ma to szczęście, że od jakiegoś czasu jest w domu. To ze względu na decyzję swojego szefa. Ona była pielęgniarką środowiskową. W momencie, kiedy dopiero koronawirus pojawiał się w kraju, to oddział, w którym mama pracowała, zadecydował, że nie będą do pacjentów jeździć, dlatego że to byli starsi ludzie. Dyrektor podjął taką decyzję, żeby nie narażać pacjentów i personelu. Powiem szczerze, że się cieszę z tego, bo wiem, że mama jest bezpieczna. Musimy się zmobilizować i pomimo tego, że płacimy podatki na służbę zdrowia, to teraz należy się jeszcze bardziej uaktywnić, żeby zgromadzić jak najwięcej artykułów.

Zauważyłem, że zrzutka to nie jedyna inicjatywa w mediach społecznościowych. Apeluje pan też o kupowanie produktów u polskich firm. 

Wszystkie artykuły, które uda się kupić za zebrane pieniądze, będę starał się pozyskiwać od polskich firm. Apeluje też o kupowanie naszych produktów, wspierając małe, lokalne przedsiębiorstwa. Sytuacja na rynku pracy już jest trudna. Napędzanie tej mikrogospodarki jest potrzebne. Mam tego świadomość, bo sam prowadzę sklep internetowy i doskonale wiem, jak ciężko w Polsce jest prowadzić biznes, a w obecnych czasach jest to bardzo trudne. Musimy sobie nawzajem pomagać. Myślę, że to jest taka cecha Polaków, że jak trzeba, to się mobilizują i sobie pomagają. Takie czasy właśnie nastały.

Link do zbiórki pieniędzy #MMApomaga>>>

Czytaj także:
Jan Błachowicz: Moja następna walka będzie o pas
Kubrat Pulew chce przekazać 1,5 miliona euro na walkę z pandemią

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×