Minus 22 stopnie i wiatr o prędkości 80 km/h. Poszedł w góry

Michał Materla wraca do KSW. W rozmowie z nami opowiedział o kulisach rozmów kontraktowych z największą organizacją MMA w Polsce. Odniósł się też do głośnego w ostatnich dniach wejścia na Śnieżkę.

Artur Mazur
Artur Mazur
Michał Materla Materiały prasowe / Na zdjęciu: Michał Materla
Materla wraca do KSW po ponad rocznej przerwie. Były mistrz tej organizacji w kategorii średniej wystąpi już 15 stycznia na gali KSW 66, która odbędzie się w jego rodzinnym mieście Szczecinie. Materla nie mógł narzekać na brak zainteresowania ze strony czołowych organizacji MMA w Polsce. W rozmowie z nami opowiedział o kulisach rozmów z KSW, organizacją FEN oraz Fame MMA. Poruszył również wątek, którym żyły w ostatnich dniach ogólnopolskie media, a więc spektakularne wejście na Śnieżkę.

Artur Mazur, WP SportoweFakty: Czy po ostatniej walce zastanawiałeś się nad kontynuowaniem kariery?

Oczywiście, że tak. Mam 37 lat na karku i cały czas muszę sprawdzać, czy moje ciało jest w stanie wytrzymać te ogromne obciążenia treningowe. Na szczęście wszystko jest w porządku i dlatego wracam.

W kolejce ustawiły się FEN i KSW. Czy był ktoś jeszcze?

Kolejka była dość duża. Oprócz FEN-u i KSW było jeszcze kilka chętnych, którzy badali temat.

ZOBACZ WIDEO: "Klatka po klatce". Maciej Kawulski zdradza, dlaczego Wrzosek został zwolniony z KSW

Czy wśród tych chętnych była organizacja FAME MMA?

Nie wiem, jak to wyglądało w tych ostatnich tygodniach, bo rozmowy z chętnymi prowadził mój trener Piotr Bagiński. Mogę potwierdzić, że rozmowy z Fame były prowadzone wcześniej, ale nie wiem, na jakim etapie utknęły.

Chęć podpisania kontraktu z tobą głośno akcentowali przedstawiciele FEN-u. Zaproponowali nawet walkę z Cezarym Oleksiejczukiem. Dlaczego nie skorzystałeś z tej opcji?

Nawet przez chwilę nie byliśmy blisko podpisania kontraktu. Pomiędzy ich ofertą a tym, co ja chciałem, były duże rozbieżności.

Na ile walk związałeś się z KSW?

Nie wiem, czy mogę upubliczniać szczegóły kontraktu. Mogę jedynie zdradzić, że nie jest to tylko jedna walka.

Czy uzależniasz długość tego kontraktu od tego, jak będzie wyglądać najbliższy pojedynek?

Jestem na takim etapie kariery, że muszę obserwować moją dyspozycję na treningach i w klatce. Dopiero po takiej analizie mogę podejmować decyzje dotyczące przyszłości. Moje ciało jest dość mocno wyeksploatowane. Sam nie wiem, ile czasu będę mógł trenować tak, jak ja tego chcę.

Co cię przekonało do powrotu - gala w rodzinnym mieście?

Nie ukrywam, że to był główny argument. Szalę przeważyła właśnie ta możliwość występu przed swoimi kibicami, przyjaciółmi, rodziną.

Wiem, że dotarła do ciebie wypowiedź Maćka Kawulskiego w programie Klatka po klatce. Jedni uważali, że współwłaściciel KSW powiedział prawdę, inni, że wbił ci wszystkie możliwe szpilki. Jak ty to odebrałeś?

To jest cały Maciek Kawulski. On potrafi mocno podkręcić odbiorców i w tym momencie był sobą. Uważam, że to było trochę niestosowne i niespójne. Z jednej strony mówił, że zawsze daję dobre walki, a po chwili zaprzeczył samemu sobie i skrytykował mój ostatni występ. Nie było to spójne, ale nie chcę już do tego wracać.

W jakiej kategorii wagowej będziesz walczył?

W tej, w której rywalizuję przez całe życie. Pozostaję w dywizji średniej. Wszystkie walki typowo sportowe będę toczył w swojej kategorii.

Ale na horyzoncie pojawiają się zestawienia kasowe. Mamed Chalidow wpadł na pomysł, żeby zestawić cię z Mariuszem Pudzianowskim.

Spodobał mi się ten pomysł i od razu podjąłem tę rękawicę za pośrednictwem moich mediów społecznościowych. Ja bardzo chętnie, ale do tanga trzeba dwojga.

A co sądzisz o pomyśle walki z Szymonem Kołeckim? On co prawda odszedł z KSW, ale kibicom spodobało się to zestawienie.

Zrobiliśmy krok do przodu i zastanawianie się nad tym pojedynkiem może się okazać stratą czasu. Nie wiem, jak się przedstawia kontraktowa sytuacja Szymona Kołeckiego. Nie znam też jego planów na przyszłość, dlatego nie chcę komentować tego pomysłu.

Czy znasz już nazwisko najbliższego rywala?

Nie. Ale od zawsze powtarzam, że dla mnie nazwisko nie ma największego znaczenia. Skupiam się po prostu na przygotowaniach do walki i w tym momencie rywal jest sprawą drugorzędną. Czekam cierpliwie i robię swoje.

Na przykład wchodzisz na Śnieżkę w samych butach, spodenkach i czapce. Domyślam się, że jest to bardziej ekstremalny rodzaj morsowania.

Można tak powiedzieć. Ten rodzaj morsowania jest praktykowany przez wiele osób w Polsce. Sam od dłuższego czasu przyglądałem się temu zjawisku. Byłem pod wrażeniem Kamila Umińskiego, który pochwalił się tego typu wyczynem. Postanowiłem zgłębić wiedzę na ten temat, zacząłem czytać o korzyściach płynących z tego typu wypraw górskich. Dwa lata temu przekonałem się i postanowiłem spróbować. Rok temu o moim wejściu zrobiło się głośno, w tym - zawrzało jeszcze mocniej. Dzielę się tymi wyprawami nie po to, żeby zachęcić, a jedynie poinformować ludzi, że coś takiego istnieje. Mam satysfakcję z tego, że mi się udało, chociaż wiem, że zdania są podzielone. Szkoda, że część ludzi nie zadaje sobie trudu, żeby sprawdzić, jakie korzyści niesie ze sobą morsowanie w górach.

Jakie?

Nasze organizmy są bardzo leniwe, a to dlatego, że dostarczamy im ciepła w nadmiarze: w aucie, w domu, na dworze za pomocą odzieży. Dlatego ważne jest, żeby od czasu do czasu wystawiać ciało na chłód i je hartować. Dzięki temu można zyskać odporność. Zahartowany organizm łatwiej znosi lekkie przeziębienia, potrafi skuteczniej zwalczyć wirusy.

Głośno zrobiło się też o innym wejściu na Śnieżkę. Nie wszyscy potrafią morsować w górach.

Mijaliśmy tego pana. Moja koleżanka, która wprowadzała mnie w przygodę morsowania, stanęła na drodze tego gościa. Zablokowała mu przejście i powiedziała, żeby zawrócił ze szlaku. Ten facet był ubrany w tenisówki, czapkę z daszkiem i nie miał odzieży na zmianę. Na dodatek był pod wpływem alkoholu. Nie posłuchał mojej koleżanki i uznał, że wchodzi na szczyt. Niestety, tacy ludzie się zdarzają. Widzą, że ktoś wchodzi i oni bez przygotowania oraz wiedzy też próbują. To ogromny błąd. Takie wejścia mogą się zakończyć tragicznie, a poza tym niepotrzebnie angażują do pracy ratowników górskich.

Czy w trakcie wejścia miałeś jakieś kryzysy?

Oczywiście, że tak, bo o to też chodzi - o wyjście poza strefę komfortu. Ale w takiej sytuacji przede wszystkim trzeba cały czas sprawdzać, jak reaguje organizm. Trzeba też mieć obok kogoś, kto ma wiedzę, kto w każdej chwili może pomóc i trzeźwo ocenić sytuację. W takim morsowaniu nie ma miejsca na przypadek, to wszystko jest przemyślane. Nie ma miejsca na spontaniczność.

Zobacz także:
Pudzianowski ukarał się po Mikołajkach
McGregor wywołał burzę

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×