Nie milkną echa afery, która rozpętała się wokół byłego już szefa Renault - Flavio Briatore. Okazuje się bowiem , że Nelson Piquet Jr. nie był jedynym kierowcą, którego karierze poważnie zaszkodził włoski biznesmen. Briatore miał także zatargi z Sebastienem Bourdais. Jak przyznał Francuz, były szef Renault stanowił duży problem na drodze rozwoju jego kariery.
Warto przypomnieć, że w połowie bieżącego sezonu Formuły 1 Bourdais został wyrzucony z zespołu Toro Rosso. Powodem takiego obrotu sprawy były bardzo słabe wyniki tego doświadczonego kierowcy. Miejsce Francuza zajął Jaime Alguersuari, który także jak dotychczas nie błyszczy. W rzeczywistości jednak kariera Bourdais mogłaby potoczyć się nieco inaczej. W 2002 roku, po zdobyciu mistrzostwa w Formule 3000, Francuz bardzo pomyślnie przeszedł testy w zespole Renault. Kierowca miał wówczas okazję podpisać umowę z tą stajnią. Bourdais nie zgodził się jednak, by jego menedżerem został właśnie Briatore. Wówczas rolę kierowcy testowego powierzono Franckowi Montagny. Francuzowi pozostało jedynie przeniesienie do serii Champ Cars, gdzie zresztą odnosił spore sukcesy.
Bourdais bardzo szczegółowo opowiada o swojej wspólnej historii z Briatore. - Była pewna historia z Flavio. Francuska Federacja Samochodowa zdecydowała się poszukać utalentowanego kierowcy właśnie z Francji, by wprowadzić go do F1 - mówi w wywiadzie dla serwisu 422race.com Bourdais. - Briatore zaproponował mi jednak jedynie kontrakt menedżerski, bez żadnych gwarancji. Odrzuciłem tę ofertę. To było szalone. Zasadniczo Francuska Federacja Samochodowa i Renault ustaliły, że wypromują francuskiego kierowcę, ale nie było tutaj żadnych konkretów. Federacja starała się znaleźć pieniądze, co generalnie jej się udało. Flavio bardzo rozpaczliwie potrzebował wówczas tych pieniędzy. Ostatecznie federacji udało się znaleźć całkiem pokaźna sumę. Środki wpłynęły od rządu francuskiego, Playstation i Renault, ale nie od samego zespołu, tylko od całego koncernu. To rozwścieczyło Flavio. No i stało się. Podpisałem z nim umowę menedżerską, gdyż miałem taki obowiązek. Flavio był bardzo zdenerwowany obrotem tej sprawy i od tego momentu stał się dużym problemem w mojej karierze - wyjaśnia francuski kierowca.
Briatore trafił rzecz jasna w ostatnim czasie na pierwsze strony gazet w związku z aferą rozpętaną wokół wyścigu w Singapurze. Wobec włoskiego biznesmena wyciągnięto poważne konsekwencje. - Nie obchodzi mnie to. Dlaczego miałbym się tym interesować? Zrobił to czy nie, został uznany za winnego, to jego biznes. Nigdy nie interesowałem się jego sprawami - to mnie nie dotyczy. Co mam o tym myśleć? Został ukarany za oszustwo. Czy to wystarczająca kara? Nie wiem. Jego już tutaj po prostu nie ma - kontynuuje Bourdais.
Francuski kierowca cieszy się także faktem, iż udało mu się uwolnić od Briatore. - On niszczył mnie wystarczająco długo. Nie chodzi tutaj o zemstę, czy coś w tym rodzaju. To nic osobistego, ale on sprawiał mi ból przez wiele lat. Po prostu starałem się od niego uwolnić, a później także upewnić, że zostawił mnie w spokoju. To nie była łatwa przeprawa - żali się Bourdais.
Były kierowca Toro Rosso opowiada również o swojej szansie, która pojawiła się całkiem niedawno. Francuz był bowiem jednym z kandydatów do zastąpienia Felipe Massy. - Lista kierowców była bardzo długa. Byłem dla nich dobrym rozwiązaniem, mam doświadczenie, niedawno opuściłem F1, znam kilka osób z Ferrari, a także ich silnik... To mogło wypaść pomyślnie, ale myślę, że dla nich największym problemem było to, że nie wiedzieli jak wytłumaczyć fakt zatrudnienia kierowcy, który niedawno wyleciał z F1. Nicolas Todt (menedżer Bourdais - przyp. red.) rozmawiał ze Stefano Domenicalim. Wysłałem im nawet kilka e-maili, ale oni zdecydowali się inaczej to rozwiązać. Szanuję ich decyzję. Jeśli natomiast pojawi się możliwość, że ktoś mnie będzie chciał w swoim zespole i zobaczę, iż to wszystko może mieć powodzenie, to wrócę do F1 - deklaruje Francuz.