W zeszłym roku gromadka fiatów 126p ruszyła z Polski do Monte Carlo. W ten sposób "Wielka Wyprawa Maluchów" chciała nagłośnić zbiórkę pieniędzy na rzecz dzieci poszkodowanych w wypadkach drogowych. Wtedy cel był bardzo ambitny - zgromadzić 1 mln zł.
Już na początku lipca "Wielka Wyprawa Maluchów" ponownie ruszy w trasę - tym razem pod Monte Cassino. Uczestnicy imprezy znów będą zbierać środki na rzecz potrzebujących dzieci, ale równocześnie oddadzą hołd poległym w rejonie włoskiego klasztoru w 1944 roku. Szacuje się, że w tamtejszych bitwach zginęło co najmniej 923 Polaków.
Zgromadzić 1 mln euro dla dzieci
Tym razem "Wielka Wyprawa Maluchów" poprzez swoich ambasadorów chce zgromadzić co najmniej 1 mln euro. - Cele się zmieniają nie dlatego, że chcemy podbić stawkę, ale by pomóc każdemu dziecku, które tej pomocy potrzebuje. Dlatego musimy stawiać sobie coraz ambitniejsze cele - mówi Rafał Sonik, zwycięzca Rajdu Dakar z 2015 roku i jeden z pomysłodawców akcji.
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica zaprasza na ORLEN 80. Rajd Polski. To będzie sportowe święto
Biznesmen z Krakowa nie ukrywa, że jest dotknięty skalą wypadków na polskich drogach. W ubiegłym roku życie straciło w nich co najmniej 50 najmłodszych, a 2 tys. zostało rannych. Jeśli pod uwagę weźmiemy młodzież w wieku licealnym, statystyki są jeszcze gorsze. - Przeraża mnie to, że syn miałby wypadek, a ja nie mógłbym mu pomóc - podkreśla Sonik.
- Wiele krajów, w tym Polska, ma programy wspierające dzietność. One są nieskuteczne. Możemy wpłynąć za to na jakość, skoro nie możemy wpłynąć na ilość. Możemy pomagać dzieciom wracać do pełnoskalowego życia, możemy je chronić przed wypadkami - dodaje kierowca terenowy.
Ma 98 lat i planuje udział w wyprawie
W "Wielkiej Wyprawie Maluchów" udział wezmą m.in. 98-letni Longin Bielak, który ma na swoim koncie 21 różnego rodzaju tytułów w wyścigach i rajdach samochodowych, a także 94-letni Sobiesław Zasada, który przez lata z sukcesami rywalizował w rajdach w Polsce i Europie.
- Ubiegłoroczna wyprawa była dla mnie połączeniem pobytu w Monte Carlo z czasami mojej kariery, bo razem z Sobiesławem miałem okazję startować w księstwie. Najtrudniej było mi przeżyć tę temperaturę, ale cel był szlachetny. Zobaczymy, jak w tym roku będzie z Monte Cassino. Jestem rok starszy, ale to mi nie przeszkadza, bo cel znów jest równie ambitny. To mobilizuje - mówi Bielak.
- Jestem silnie związany z fiatem 126p. Pierwszy raz jechaliśmy w Monte Carlo właśnie z Longinem w 1957 roku. To był styczeń, trudne warunki zimowe. Mieliśmy jeden cel. Pokazać milionom Polaków, że "maluchem" można podróżować po całej Europie, że można nim jechać na wakacje do Grecji czy Francji - dodaje Zasada.
Okazuje się, że mimo zaawansowanego wieku, Zasada w zeszłym roku zaskakiwał tempem podczas wyprawy do Monte Carlo. - Przyznaję się bez bicia. Nie jestem w stanie nadążyć za Sobiesławem. Zwłaszcza w górach, bo on jeździ niczym narciarz na zjazdach. W przeszłości był zresztą narciarzem, więc to zupełnie nie dziwi - mówi Sonik.
"Prawo jazdy to pozwolenie na broń"
W wyprawę pod Monte Cassino zaangażował się również Kajetan Kajetanowicz, jeden z najlepszych polskich kierowców rajdowych. - Jadę z żoną po raz kolejny, więc zostawiam swoje dzieci w domu, by pomagać innym - mówi kierowca Orlen Rally Team.
- Musimy mówić o prewencji - podkreśla trzykrotny mistrz Europy, zwracając uwagę na bilans zabitych dzieci na polskich drogach w 2023 roku. - 50 dzieci zostało zabitych. Trzeba o tym mówić i myśleć, zanim np. chwycimy po telefon jadąc samochodem, zanim naciśniemy pedał gazu. Prawo jazdy jest pewnym pozwoleniem na broń. Miejmy to na uwadze - dodaje "Kajto".
Swoje przeżycia związane z wypadkiem ma Bartosz Ostałowski, kolejny z ambasadorów projektu. W wieku licealnym w wypadku motocyklowym stracił obie ręce. Nie przeszkodziło mu to jednak w kontynuowaniu kariery sportowej. Obecnie jest jedynym kierowcą wyścigowym na świecie, który posiada licencję FIA i prowadzi pojazdy używając do tego stóp.
- Prewencja jest bardzo ważna, bo coraz więcej ludzi ma prawo jazdy. To jest "urządzenie", które mamy w domu obok lodówki czy telewizora, a nie myślimy często o konsekwencjach jego użycia. Sam wiem o tym najlepiej. Wiem, przez co przechodziłem. Wiem też, jaką pomoc otrzymałem po wypadku - mówi Ostałowski.
"Maluch" Ostałowskiego będzie mocno zmodyfikowany względem innych pojazdów. - Kiedy się podejdzie do tego metodycznie, odpowiednio zaplanuje i zmodyfikuje "malucha", to staje się realne. To był pomysł kosmiczny, bo przecież fiat 126p nie ma automatycznej skrzyni biegów, nie ma wspomagania kierownicy. Jednak pokazaliśmy, że dało się to zrobić - dodaje polski kierowca.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Verstappen zrobi sobie przerwę od F1? Zaskakujący pomysł
- To koniec! Kierowca F1 się doigrał, jest oświadczenie zespołu