Paweł Świder: W minionym sezonie jako jedyny zawodnik w Mistrzostwach Polski startowałeś Lancerem Evo X. Jak ci się współpracowało z tym autem, dlaczego zdecydowałeś się na taki mały eksperyment sprzętowy?
Radosław Typa: Rzeczywiście, podjąłem się dużego wyzwania, bo jedyne Evo X na trasach Mistrzostw Polski było w moich rękach. Trudno powiedzieć czy to jest dobry samochód, czy nie. Nie mam porównania do innych aut, wcześniej jeździłem Evo V, VI, a ten nowy Lancer to już jest zupełnie inna technologia. Zaryzykowałem. Wiedziałem, że w pierwszym sezonie siłą rzeczy nie będę konkurencyjnym kierowcą, bo polska czołówka jest bardzo szybka. Z drugiej strony wykorzystaliśmy cały marketing wizualizacyjny związany z unikalnością tego auta w Polsce. Dwukrotnie przyjechaliśmy na podium w grupie N, także uważam ten sezon za pozytywny, chociaż tak jak powiedziałem nie do końca jestem pewien, czy to auto było konkurencyjne. W tej chwili rozmyślam nad innymi samochodami.
Podsumowanie sezonu 2009 zacznijmy od najlepszego wyniku. Rajd Karkonoski, który powrócił do kalendarza RSMP przyniósł ci szczęście, zająłeś 5. miejsce w klasyfikacji generalnej.
- Tak, to był najlepszy występ. Nie ukrywam, że moimi ambicjami był start w Rajdzie Polski. Trzecie miejsce w Mistrzostwach Świata i mogę powiedzieć, że to jest najważniejszy puchar w mojej kolekcji. A wracając na polskie podwórko to rzeczywiście na Karkonoskim pokazałem się z najlepszej strony. To był trudny, techniczny rajd, ale pojechałem go bardzo dobrze.
W momencie startu w Karkonoskim miałeś już dwa występy za sobą. Jak Rajd Elmot i Lotos. Jak te rajdy wypadały w porównaniu z trzecią rundą krajowego czempionatu?
- Na Rajdzie Elmot badałem możliwości samochodu. Szukałem optymalnego ustawienia zawieszenia. Jak spadł deszcz zacząłem robić dobre czasy w porównaniu z moimi konkurentami, zajmowałem miejsca 5-8 w generalce. Przed Rajdem Lotos był jeszcze Rajd Warmiński, gdzie treningowo po raz pierwszy pojechałem z Maćkiem Wisławskim, to miały być nasze pierwsze kilometry na szutrze. Startował tam Krzysiek Hołowczyc i wielu innych doświadczonych kierowców. Jestem zadowolony z tego występu i po nim czekałem już tylko na Rajd Lotos. Niestety tam zepsuł mi się samochód i nie było wyniku.
Dopadła was awaria silnika. Czy dotarliście do przyczyny tego problemu
- Dotarliśmy, ale nie jesteśmy w stanie ujawnić, kto zrobił nam przykrą niespodziankę. Na pewno była ingerencja osób trzecich.
Co to znaczy ingerencja osób trzecich?
- Zawsze byłem uczulony na spekulacje typu: ktoś coś komuś zrobił i przez to nie było wyników. Jak ktoś jest dobrym zawodnikiem to nie szuka dziury w całym. Rzeczywiście w moim przypadku incydent miał miejsce po prologu Rajdu Lotos podczas parc ferme. Następnego dnia na pierwszy odcinek jechaliśmy ok. 70 km, na nim okazało się, że mam problemy z chłodzeniem. Zlekceważyłem początkową informację na ten temat jadąc dalej. Tym samym wydobył się płyn z silnika, samochód stanął. Mechanicy zaczęli analizować tę sytuację, bo był to ewenement w grupie N w skali ostatnich dwóch lat. Okazało się, że była ingerencja z zewnątrz jakiegoś środka chemicznego do chłodnicy. Kwas, który został wlany do króćca plastikowego był na tyle mocny, że wypalił uszczelkę korka chłodnicy. W tym momencie rozszczelnił się cały układ, nie było ciśnienia i tym samym wypłukało uszczelkę. Oddaliśmy to do analizy, powołano sędziów w tej sprawie, prokuratura przesłuchiwała także kilka osób. Konkretnych osób nie wskazano. Na pewno była ingerencja z zewnątrz. Niemiły przypadek, ale pech chciał, że to akurat na mnie trafiło.
Nie wszyscy koledzy z grupy N są do ciebie pozytywnie nastawieni?
- Nie sądzę, żeby to byli moi koledzy z grupy, czy w ogóle ktoś ze środowiska sportowego. Ja sam też nie chcę w to wierzyć. Była firma ochroniarska, która miała za zadanie pilnować tych aut w parc ferme. Ze względów bezpieczeństwa rajdówka musi być. Od tego rajdu regulamin został dostosowany do zawodników i można stosować kłódki na maskach i klapach. Wydaje mi się, że ktoś po prostu zrobił sobie głupi kawał nie zdając sobie sprawy z konsekwencji.
Słabo też wypadliście w Rzeszowie. Rajd, który uznany został za najlepszy w tegorocznym kalendarzu ukończyliście na 23. miejscu. Opowiedz o tym.
- Puentą tego występu jest cytat z Maćka, który powiedział: No, Radziu, dalej już nie pojedziemy. Po przejechaniu chyba trzech odcinków byliśmy na czwartym miejscu ze stratą sekundy do trzeciego. Na starcie do kolejnego odcinka miałem już poukładane w głowie jak będę jechał. Wiedziałem, że jest tam długa prosta, za nią szczyt potem jeszcze ze 100 m. i prawy trójkowy zakręt. W momencie odliczania sekund do startu przez fotokomórkę wiedziałem, że za tym szczytem będę hamował. Nie spodziewałem się, że będę miał na liczniku 220 km/h i to auto mi odciąży. Na odciążeniu nie miałem przyczepności. Pierwsze hamowanie było na zablokowanych kołach, więc musiałem odpuścić. Ponowne hamowanie przyniosło skutek w postaci poślizgu. Prędkość była naprawdę duża i ratowałem się jadąc prosto. Delikatnie rozbiłem przód samochodu. Nie wyglądało to groźnie, szyby, błotniki były całe, ale uszkodziłem chłodnicę powietrza intercoolera. Nie było możliwości kontynuowania jazdy. Musiałem korzystać z systemu SupeRally. Dzięki temu uświadomiłem sobie, że Lancer waży dużo więcej niż ośka i trzeba dużo wcześniej hamować.
Jak przebiegała twoja współpraca z nowym pilotem, Maćkiem Wisławskim. Wiem, że na Rajdzie Polski musiał cię mocno hamować. Czy było tak przez cały sezon?
- Trudno tu winić Maćka, bo w jego pracy jest dużo rozsądku. Chociaż tak naprawdę nie zawsze to jest dla mnie wskazane. W przypadku Rajdu Polski tłumaczy mi, że jego doświadczenie mówi, że takim tempem nie dojedziemy do mety, nie wytrzymam tego ja ani samochód. Ja nie do końca to rozumiem, wciąż mam za dużo aspiracji na wygrywanie. Staram się pokornie słuchać jego rad. Są momenty, w których bym zaryzykował, ale wtedy on mnie studzi mówiąc, że tu trzeba spokojniej, bo tutaj rajdu nie wygramy, a możemy go ukończyć, nadrobimy gdzie indziej. Mam nadzieję, że w przyszłości to zaprocentuje.
Czyli generalnie poddajesz się tym jego uwagom?
- Tak, ale nie do końca. Mam duże doświadczenie w komunikacji z osobami, które się znają na rajdach, do Maćka mam wielki autorytet. Mimo tego myślę, że jego przeczucie nie zawsze ma tak wielki wpływ na to, co zrobię za chwilę na trasie.
Podczas tego sezonu mieliście i dobre i złe momenty. Jak twoje odczucia po sezonie 2009 Mistrzostw Polski? Jesteś zadowolony z ostatecznego wyniku - 8. miejsce na zakończenie sezonu?
- Jestem zadowolony. To był dla mnie duży przełom, jeśli chodzi o wyniki sportowe. Nie ukrywam, że do końca nie mam przyjemności z jazdy samochodem grupy N, przysłowiowym tapczanem. Takie auto nie wymaga agresji od zawodnika, ja jestem kierowcą, który silnie eksploatuje samochód. Nie niszczę rajdówek, ale dla mnie w samochodzie musi się coś dziać. W Lancerze, żeby osiągać dobre wyniki wrzuca się piąty bieg i trzyma gaz. Ciasne zakręty jedzie się na trzecim, czwartym biegu, co na początku dla mnie było niewyobrażalne. Ośką w taki zakręt wjechałbym jedynką, maksymalnie dwójką.
W tym roku wprowadzono nowy system punktacji do Mistrzostw Polski. Od tego roku w każdym dniu rajdu oraz na mecie można zdobywać punkty. Dzięki temu Bryan Bouffier po raz trzeci został najszybszym kierowcą cyklu. Czy to się sprawdziło? Czy tobie to pomogło?
- Analizując swoje wyniki to dla mnie nie zrobiło żadnej różnicy. W systemie starej punktacji również byłbym na 5. miejscu w grupie N i 8. w generalce. To dodało nieco smaku rywalizacji, ponieważ Bryan i Tomek Kuchar mocno cieli się do ostatniego odcinka sezonu. Wygrał Bouffier, bo po prostu był lepszy. Myślę, że to było dobre posunięcie, bo uatrakcyjniło rajdy.
Czy dobre dla polskich rajdów jest to, że trzy lata z rzędu najlepszy w nich jest Francuz, nie martwi cię to, że żaden Polak nie potrafi go "ograć"? To nie jest nudne?
- Ten stan rzeczy możemy zmienić swoimi wynikami na mecie, na pewno nie punktacją. Jaka by ona nie była, w sytuacji jeśli on będzie od nas lepszy to zawsze będzie z nami wygrywał. Nie wiem, czy Bryan jest tak cwany, że przyjechał do tak słabej Polski i zawodnicy jeżdżą słabo, czy jest tak dobry. Większość uważa, że to drugie. Poziom rajdów w Polsce jest naprawdę wysoki, a Bouffier pokazuje pełen potencjał samochodów. Musimy też pamiętać, że to kierowca fabryczny, w innym wymiarze. On codziennie spędza wiele godzin w różnych rajdówkach. Ma olbrzymią wiedzę na temat zawieszenia, pracy wszystkich systemów. To dla nas dobry przykład. Ja korzystałem z jego wiedzy, zaliczyliśmy razem testy. On pokazuje, że mamy do czego dążyć. Bo gdyby wygrywał któryś z nas, to też byłoby to nudne.
W świecie rajdowym wytworzyła się silna konkurencja pomiędzy WRC (Mistrzostwa Świata) i IRC (cykl międzykontynentalny, w którym startują kierowcy słabszymi samochodami). Czy masz swoich faworytów spośród tych rozgrywek?
- Tak, i w jednym i drugim. W IRC jest nim Kris Meeke i bynajmniej nie z tego tytułu, że wygrał go w ubiegłym roku, ale dlatego, że miałem przyjemność obcować z nim. Jeździłem z nim rajdówką, to bardzo otwarty gość i jeździ z pasją. W Polsce znamy go z występów w Rajdzie Polski, gdzie prezentował potencjał samochodu. Drugim autorytetem dla mnie od zawsze był Sebastien Loeb. Chociaż nie ukrywam, że zmieniam pogląd w stronę Hirvonena. To również miły człowiek, mający wielkie aspiracje. Mam nadzieję, że w tym roku będzie mistrzem.
Czy młodzi kierowcy dwóch teamów Jari-Matti Latvala i Sebastien Ogier mają szanse na dobre wyniki w tym sezonie?
- Myślę, że Ogier jest następcą Loeba. Z nim również miałem okazję się spotkać i uczestniczyć w konfrontacji rajdówką. Podczas mojego pobytu we Francji Ogier pokazywał nam potencjał Citroena C2R2, a ja miałem okazję przejechać się z nim na fotelu pilota. To młody chłopak, w moim wieku i na niego stawiam. Biorąc pod uwagę jego występ w Rajdzie Szwecji, gdzie bez doświadczenia jazdy po śniegu przyjechał na 5. miejscu wierzę, że w tym sezonie będzie w stanie wygrać którąś rundę WRC. Latvala to również wielki talent.
Jak rysują się twoje plany na sezon 2010. Czy będziesz dokonywał jakichś zmian, czy może zostaniesz w tym samym zespole, z tą samą grupą sponsorską i przy tym samym samochodzie?
- Na tę chwilę trudno cokolwiek powiedzieć. Wszystko jest zależne od pieniędzy, które pozyskam od sponsorów. W tym roku również odczuwam kryzys. Na pewno niektórzy sponsorzy znikną z mojego samochodu, może pojawią się nowi. Póki co zupełnie nie wiem czym będę jeździł i gdzie. Może to być pełen cykl Mistrzostw Polski, mogą to być też Mistrzostwa Słowacji, bo takie rozmowy też prowadzę. Potrzebuję jeszcze trochę czasu na dogranie wszystkiego.
Skąd wziął się pomysł Słowacji? Masz plany wyemigrować tak jak Grzyb i Rzeźnik?
- Tam jest trochę inny system podatkowy i łatwiej jest pozyskać pieniądze na starty. W tym roku będzie dużo zmian, bo najprawdopodobniej Bouffier będzie startował na Słowacji. Jeżeli mnie by się udało to byłby to kolejny krok w karierze. Ogólnie rozwój, bo tam są zupełnie nowe odcinki, nowy samochód. Dla mnie nie ma znaczenia gdzie i czym jeżdżę.
Jakie masz marzenia na ten sezon?
- (śmiech) Takie jak zwykle, czyli chciałbym zdobyć tytuł, bez względu na to gdzie. Chciałbym też godnie rywalizować z przeciwnikami i na koniec móc powiedzieć, że przyłożyłem się do pracy i nie przespałem roku.
Skoro już o przesypianiu mowa. Zimą odbywasz testy rajdówką, czy zapadłeś w zimowy sen rajdowy?
- W miarę możliwości staram się z nią nie rozstawać. Niedawno miałem okazję jeździć na oponach z kolcami. W Szwecji również podpatrywałem styl jazdy na śniegu. W miarę możliwości finansowych staram się regularnie uczestniczyć w prowadzeniu auta. Na co dzień jeżdżę samochodem, który pozwala mi podróżować ciut szybciej po bezdrożach. Myślę, że nie zardzewiałem zupełnie przez okres zimowy (śmiech).
Opublikowano kalendarz RSMP na sezon 2010. Do liczby ubiegłorocznych rajdów zostały dodane dwa zagraniczne: Rajd Bohemii w Czechach i Rajd Koszyc na Słowacji. Czy takie wyjście poza granice Polski to dla ciebie dobre rozwiązanie?
- Trudno to jednoznacznie rozstrzygnąć. Gdybym miał pieniądze to rozwiązanie rewelacyjne. Jeżeli spojrzeć na tę sprawę przez pryzmat sponsorów, to już słabiej, bo ich interesuje rynek lokalny. Zespół rajdowy promuje produkt sprzedawany w Polsce, a jeśli tego produktu nie ma za granicami naszego kraju to sponsor nie ma żadnego interesu w tym, aby te starty dotować. Mimo tego, że będą relacje, zdjęcia itp. Klient docelowy przychodzi na odcinki osobiście i to jest ważne. Ja ścigam się za pieniądze z zewnątrz i dla mnie nie jest to do końca dobre.
Szukasz sponsorów poza granicami kraju?
- Próbuję. Cały czas nad tym pracuję. Przyznam, że nie jest to łatwe, ale wierzę, że wszystko się uda. W najbliższym czasie to wszystko ma się rozstrzygnąć. Jeżeli okażę się, że będę jechał cykl Mistrzostw Słowacji to pojawiłbym się także na moim ulubionym Rajdzie Rzeszowskim i może wtedy nie usłyszałbym z ust Maćka Wisławskiego: Radziu, dalej już nie pojedziemy. Jeżeli będę jeździł w RSMP to siłą rzeczy pojawię się także w rundach poza Polską.
Rozmowa wyemitowana na antenie Radia UWM FM w audycji "Z benzyną we krwi". Na program zapraszamy w pierwsze wtorki miesiąca od godz. 14.