Jazda przy F1 to ogromne wyróżnienie - rozmowa z Jakubem Giermaziakiem, kierowcą Verva Racing Team

Jakub Giermaziak z serii młodzieżowych w tym sezonie awansował niemal na szczyt sportów motorowych - w zespole Verva Racing Team startuje w Porsche Supercup. Z 20-letnim kierowcą rozmawialiśmy o tym wyzwaniu, doświadczeniu, a także łączeniu sportu ze szkołą.

Łukasz Czechowski: Zacząłeś odczuwać popularność? Kibice rozpoznają cię na ulicach?

Jakub Giermaziak: Nie, jeszcze czegoś takiego nie ma. Oczywiście nie jest tak, że się na tym skupiam - to po prostu część mojej pracy. Verva Racing Team to wielki projekt, również marketingowy, a z tym związana jest rozpoznawalność. Ale nie jest tak, że dziewczyny na ulicy rzucają mi się na szyję, niestety (śmiech). Mam nadzieję, że pod koniec sezonu, gdy - oby - pojawią się wyniki, moja rozpoznawalność wzrośnie, co będzie bardzo ważne przy poszukiwaniu kolejnych sponsorów.

Pytam nie bez kozery, bo zadebiutowałeś w roli komentatora.

- To był mój debiut, pierwszy raz miałem okazję być w studiu F1 Polsatu. Wydaje mi się, że wszystko było ok, atmosfera była bardzo przyjemna. Problemem był jedynie fakt, że musiałem wstać o 5 rano (śmiech). To również jest część mojej pracy, którą muszę wykonywać, czy mi się podoba, czy nie. Ja lubię jednak dzielić się swoją wiedzą i mam nadzieję, że kibicom to się podobało.

Przejdźmy do spraw sportowych. Z juniorskich serii i wyścigów ADAC GT Masters, które znane są głównie w Niemczech, przeskoczyłeś niemal na szczyt sportów motorowych, do serii, która towarzyszy Formule 1. To zapewne zupełnie inny świat.

- Wrażenia są nie do opisania! Jazda przy Formule 1 to ogromne wyróżnienie i - może złego słowa użyję - gloryfikacja. Porsche Supercup to seria bardzo znana i bardzo prestiżowa. Wielu zwycięzców wciąż się w niej ściga, co pokazuje, że jeśli chodzi o samochody GT, to nie bardzo jest gdzie iść wyżej, właściwie zostaje tylko DTM. Pomijając sam prestiż serii i jest znaczenie medialne, jest ona również bardzo konkurencyjna.

Kuba Giermaziak ze swoim Porsche, fot. www.bss75.pl

Miałeś okazję poznać kierowców Formuły 1 przy okazji GP Bahrajnu? Czy są to dwa różne światy?

- W pewnym sensie są. My nie mamy nawet wstępu do padoku Formuły 1. Ja znam kilku młodych kierowców Formuły 1, m.in. Buemiego, z którym byłem w jednym zespole w Formule Renault, czy Bottasa, który jest testerem Williamsa. Oni się gdzieś tam kręcą, ale są to bardzo zapracowani ludzie. Wszyscy jesteśmy w pracy, ale przyznaję, że cały szum związany z F1 jest bardzo fajny.

Miałeś okazję rozmawiać z Robertem Kubicą?

- Miałem i była to nawet bardzo długa rozmowa. To był bardzo miły początek weekendu w Bahrajnie. Mam nadzieję, że będę miał kolejne okazje do spotkań, chociaż Robert jest bardzo zajętym człowiekiem i my też mamy co robić.

Jak oceniasz swoje dwa pierwsze występy? Było widać, że miałeś pewne problemy na starcie.

- Przed startem w Bahrajnie mieliśmy właściwie jeden dzień testów, co nie było wystarczające. Jadąc na wyścig właściwie nie znaliśmy samochodu, a mimo to w pierwszym treningu zająłem 6. miejsce. Euforia!

Potem już tak dobrze nie było.

- Jak się zaczyna z wysokiego "c" to potem każde miejsce gorsze niż szóste było porażką (śmiech). W czasówce była 8. i 10. pozycja, więc nie najgorzej. Potem były zawalone starty, nie ma co ukrywać, że to moja pięta achillesowa. W pierwszym wyścigu było naprawdę źle, bo spadłem na 15. miejsce, potem miałem kolizję i spadłem na koniec stawki, ale udało się awansować na 12., co było sporym sukcesem. W drugim wyścigu start był już lepszy, ale również daleki od ideału.

Skąd te problemy ze startami?

- Starty w Porsche to dla mnie coś nowego, innego niż w poprzednich wyścigach. W Formule Renault samochody mają małą moc, startujemy niemal na pełnym gazie i niewiele rzeczy może pójść źle, w ADAC GT starty są lotne. Porsche ma moc 450 koni i trzeba ze sprzęgłem uważać. W tym samochodzie trzeba również dbać o półosie, bo są bardzo wrażliwe, dlatego w Bahrajnie nie mieliśmy okazji testować startów. Niedawno mieliśmy testy w Oschersleben i tam już potestowaliśmy - wymieniliśmy sprzęgła i półosie na treningowe, żebym mógł je trochę "pokatować" i następnym razem powinno być już lepiej.

Planujecie jeszcze jakieś testy przed kolejnym wyścigiem?

- Mamy zaplanowanych pięć dni testowych, ale liczymy po cichu na siedem.

Oprócz tego wystartujesz w innych wyścigach - wracasz do ADAC GT Masters. Jak do tego doszło?

- Bardzo szybko (śmiech). Dostałem propozycję od najlepszego zespołu Abt Sportsline, gdzie będę startował z Jensem Klingmannen - bardzo utalentowanym i utytułowanym niemieckim zawodnikiem. Nie mogłem odmówić. Pojadę we wszystkich rundach, które nie kolidują z Porsche Supercup, czyli w pięciu. Najbliższa jest w ten weekend w Oschersleben. W poprzednim sezonie trafiłem na - może nie będę grzeczny - nie najlepszy zespół, a mimo to udało się dowieźć kilka dobrych pozycji. Teraz byłem na testach z Abt Sportsline i ich Audi jest zdecydowanie lepsze, niż to, w którym ścigałem się w poprzednim sezonie. Liczę, że będziemy kręcić się w okolicach podium, a po cichu wierzę, że wygramy jakiś wyścig.

Giermaziak na torze w Bahrajnie, fot. www.bss75.pl

Czas w końcu coś wygrać.

- Dokładnie. Ostatni raz wygrałem w kartingu i nie ukrywam, że bardzo mi tego brakuje (śmiech). Po to jeżdżę, żeby wygrywać. Ale z drugiej strony staram się wybierać takie serię, w których ścigają się dobrzy kierowcy - jeśli wygrywać, to jakąś prestiżową serię, a nie zawody dla półamatorów.

Czy zeszłoroczne doświadczenie z ADAC GT Masters pomagają ci w startach w Porsche?

- Jak najbardziej, bardzo dużo mi to dało. Są to bardzo podobne samochody, chociaż Audi jest trochę szersze i ma inną specyfikę. Jednak gabaryty czy zachowania podczas wyścigów są bardzo podobne. W singiel seterach nie wolno się dotknąć, bo każdy kontakt to uszkodzenia nadwozia lub podwozia. W Porsche tych kontaktów jest sporo, a ja wyniosłem to właśnie z ADAC GT.

W drugim kolejnym sezonie ścigasz się w samochodach GT. Czy oznacza to, że singiel setery to zamknięty rozdział w twojej karierze?

- Nie. Jeżeli czas pozwoli to będę miał cztery, a może nawet sześć dni testowych w Formule 3. Jeszcze nie wiem kiedy, ale prawdopodobnie po zakończeniu Porsche Supercup. Może uda mi się w przyszłości ścigać w Formule 3.

Verva Racing Team to jednak projekt nie tylko na rok.

- Myślę, że jest to projekt na więcej sezonów, bo firma Orlen wchodząc do takiej serii doskonale wie, że nie uda się wygrać w pierwszym roku. Mam nadzieję na jedno podium, może uda się regularnie jeździć w pierwszej szóstce, ale mistrzostwa nie zdobędziemy. A to jest naszym celem. Tak naprawdę dopiero w drugim sezonie będzie można pokazać pełnię możliwości.

Z tym samym składem kierowców?

- Niekoniecznie. Kontrakty z nami są podpisane na rok. Jeżeli nie będziemy się rozwijać, będziemy jeździć w ogonie, to firma Orlen raczej nie będzie chciała za to płacić.

Jak właściciele i zarządzający zespołem przyjęli wasze wyniki w Bahrajnie?

- Bardzo pozytywnie, bo pokazaliśmy - szczególnie na treningach i czasówce - że mamy potencjał, chociaż oczywiście za to punktów nie ma.

Przed wami wyścigi w Europie, na torach, które są ci znane.

- Barcelona to tor, który znam bardzo dobrze i jest jednym z moich ulubionych i tam może być już bardzo dobrze. Liczę również na dobry wyścig na Hungaroring. Mamy tylko 45 minut treningów i znajomość torów może być pewnym handicapem.

Co jest najważniejsze w wyścigach Porsche Supercup - umiejętności, doświadczenie czy sprzęt?

- Myślę, że doświadczenie. Widać to po wynikach - z przodu nie jeżdżą kierowcy pierwszoroczni, a doświadczeni zawodnicy.

A sprzęt? Jaka jest różnica między samochodem z czołówki i z końca stawki?

- Nie wiem, bo ani jednym, ani drugim nie jeździłem (śmiech). Moim zdaniem mamy jeden z lepszych samochodów. Mamy - nie boję się tego powiedzieć - najlepszego inżyniera w stawce - Franka Fünke. Same treningi pokazały, że nasze tempo jest dobre, mimo że nie czuliśmy się jeszcze zbyt pewnie. Wydaje mi się, że nasze samochody mogą spokojnie walczyć o miejsca w pierwszej trójce.

Praca kierowcy to nie tylko ściganie, fot. www.bss75.pl

Jest Kubica, jest Verva Racing Team, Natalia Kowalska wystartuje w Formule 2, a Maciej Bernacik w Formule BMW. Czy dla polskich wyścigów nadchodzą lepsze czasy?

- Być może tak. To, że tak duża firma, jak Orlen weszła do wyścigów, jest ogromnym sukcesem polskich sportów motorowych. Wyścigi to nie jest sport tani i sponsorzy są kluczowi. To dzięki nim kierowca może sam wybierać swoje szczeble kariery, a nie trafia do takich serii, na które akurat go stać. Muszą być pieniądze, bo utalentowanych kierowców nie brakuje. Świetnym przykładem są Niemcy, gdzie firmy nie boją się inwestować w młodych chłopaków. Miejmy nadzieję, że w ciągu kilku lat nasze firmy również przestaną się bać marketingu sportowego.

Verva Racing Team to również właśnie obowiązki marketingowe.

- Oczywiście, ale są to przyjemne obowiązki i bardzo je lubię. Na przykład możemy się spotkać i porozmawiać, bo nie jestem rozwydrzonym bachorem, któremu już nic się nie chce (śmiech). Jest tych obowiązków dużo, często nie ma mnie w domu, ale zdaję sobie sprawę, że pomagają mi one w karierze.

Dwie serie wyścigowe, testy, obowiązki marketingowe. Jak łączysz życie prywatne, szkołę ze sportem?

- Ze szkołą już nie łączę (śmiech). Szczerze, nie miałem czasu na szkołę. Ostatnio nie mam nawet czasu pomieszkać w domu, co bardzo nie podoba się mojej mamie. Verva Racing Team to tak duży projekt, że nie mogę zmarnować tej szansy, dlatego nie mogę zaprzątać sobie głowy szkołą. Nie mógłbym dopuścić do sytuacji, że jadąc na wyścig myślę o tym, czy po powrocie zostanę dopuszczony do jakiegoś egzaminu, albo czy go zdam. Muszę być skoncentrowany na wyścigach, a szkoła musi poczekać.

*Rozmowę przeprowadzono 7 kwietnia

Komentarze (0)