Marcin Frączak: Czuje już pan presję przez zbliżającym się coraz większymi krokami Rajdem Dakar?
Krzysztof Hołowczyc : Mam świadomość, że presja jest coraz większa. I praktycznie tak w sporcie musi być. Nie da się wszystkiego robić na uśmiechu. Wszystko jest zorganizowane jak należy. Mam świetny sprzęt, świetny zespół, pozostaje tylko jechać. Trzeba zasuwać ile wlezie. Z drugiej strony to jest wspaniałe uczucie, że mam gdzie wrócić po rajdzie. Mam rodzinę, swoje miejsca. Nieważne czy tam wrócę z tarczą czy na tarczy, to są miejsca gdzie ja jestem potrzebny, gdzie naprawdę mnie chcą. Nie mam takiego poczucia, że jak się rajd nie potoczy jak należy, to się świat skończy. To jest taki rajd, w którym należy się liczyć ze wszystkim. Czasami kierowcę eliminuje zwykły pech. Zawsze sobie można powiedzieć, że będzie następny rajd, aczkolwiek presja, odpowiedzialność za wynik jest i ja to czuję.
Na co pan liczy w Rajdzie Dakar?
- W pierwszej kolejności na to, że przekroczę linię mety. Później na wysokie miejsce. Na Dakarze trzeba być cierpliwym. Trzeba cisnąć ile się da, ale z drugiej strony trzeba mieć świadomość, że nie można przeszarżować. Co z tego, że na jednym odcinku zrobi się świetny wynik, a dzień później to wszystko się straci.
Pojedzie pan nowym BMW X3 CC. Jak pan ocenia ten samochód?
- Na pewno już czuję auto i podstawowe rzeczy robię przyzwoicie. Gdy patrzę jak Stephane Peterhansel wymiata tym autem, to wiem, że mam jeszcze trochę do zrobienia. Ten rajd stworzy mi szansę już po kilku odcinkach na bardzo dobrą znajomość auta. Przekrój Rajdu Dakar pod względem ilości miejsc, trasy, różnych sytuacji, jak choćby przyczepności jest tak duży, że po paru dniach jazdy nie można powiedzieć, że się nie zna swojego samochodu. Jednak nigdy nie można powiedzieć, że się zna auto do końca. W Maroku wjechałem kilka razy w miejsca, gdzie myślałem wcześniej, że nie da się tak szybko pojechać, a tymczasem był margines pozwalający na jeszcze większą prędkość.
Nie jest pan trochę za wysoki do tego samochodu?
- Przystosowaliśmy go jak należy do naszych potrzeb. Wszystko jest jak trzeba. Choć muszę przyznać, że z przodu parę centymetrów by się jeszcze przydało.
Jacy są kierowcy zespołu BMW?
- Ja może nie będę zdradzał kto będzie wiózł części, kto kogo będzie wspomagał. Jak zobaczyłem jak ścisła czołówka zespołu BMW, a więc Peterhansel, komunikuje się z ekipą, z jaką lekkością to robi, to bardzo się cieszę się, że tam trafiłem. Wiele zmieniło się od strony inżynieryjnej. Trzeba mieć jednak świadomość, że zespół BMW do pewnych rzeczy też dochodził, że się rozwijał i czyni to nadal. Dysponuję bardzo dobrym samochodem, świetnie przygotowanym.
Dakar, to także spore niebezpieczeństwo. Czy to łączy na postojach, na przerwach, czy też każdy przede wszystkim dba o siebie?
- Zdecydowanie łączy. Atmosfera panująca na Dakarze jest najlepsza, jeśli porównuje się to w kontekście Rajdu Polski, mistrzostw Europy, czy świata. Jest poczucie, że jedzie się w innych warunkach. Nieraz jest świadomość, że wszyscy razem pokonaliśmy choćby wydmę, która wcześniej wydawała się nie do przejechania. Coś takiego łączy kierowców, mimo że panuje przecież ostra rywalizacja, bo każdy chce wygrać. Na mecie kolejnych odcinków kierowcy mają ze sobą o czym rozmawiać, znajdują na to czas, mimo że każdy przecież musi się przygotować do kolejnego odcinka. Trzeba jednak pamiętać, że jest to sport zawodowy, więc w jakimś stopniu każdy jest samolubem.
W poprzedniej edycji były narzekania, że faworyzowani są zawodnicy gospodarzy Rajdu Dakar. Czy nie obawia się pan tego w najbliższym rajdzie?
- Ja bardzo nie lubię tego typu opowieści. Wszyscy mają równe szanse, i raczej należy myśleć o tym jak zwyciężyć, niż zajmować się tego typu dywagacjami.
Organizatorzy już zapowiedzieli, że najbliższy Rajd Dakar będzie jeszcze trudniejszy od poprzedniego. Podoba się to panu? Może kiedyś trzeba wreszcie przystopować z wymaganiami?
- Trzeba sobie zadawać sprawę, że gdzieś są granice ludzkich możliwości i gdzieś mogą zostać one przekroczone. Są tam takie odcinki specjalne, które w połowie były przerywane. Organizatorzy nagle zdali sobie sprawę, że pierwsza piętnastka przejechała, ale co z pozostałymi. Rajd Dakar, to jest kolosalne wyzwanie, i okazywało się, że kolejne pięćdziesiąt ekip nie było w stanie tego przejechać. Organizator więc odwoływał dany odcinek i duża grupa jechała inną trasą. Chciałbym, aby rywalizacja była do końca taka sama, aby nie było tego typu niespodzianek.
Podczas obozu przygotowawczego miał pan sporo styczności ze śniegiem. Odpowiadało to panu?
- Ja lubię góry, śnieg. Pamiętam, że z poziomu 1900 metrów weszliśmy na 2800 metrów nad poziomem morza. To było dla mnie duże wyzwanie jeśli chodzi o kondycję. Ilość tlenu na samej górze jest tak mała, że było ciężko. Lata lecą i już zauważyłem, że aby osiągnąć formę jaką chcę, muszę się dłużej przygotowywać.
Co zmieniło się w pana podejściu do Rajdu Dakar przez te wszystkie lata?
- Myślę, że poczucie odpowiedzialności. Na Dakarze nie można chcieć za wszelką cenę, tu i teraz. Trzeba najpierw starać się w ogóle minąć linię mety. Nie można dać się wciągnąć w szał, tak jak to jest w rajdach WRC. Tam jeśli coś się spaprze, jeśli straci się minutę, to w zasadzie kogoś takiego nie ma w WRC. W Rajdzie Dakar minuta to w zasadzie nic. Tu trzeba myśleć perspektywicznie, cały czas o tym co będzie później.
Ma pan na Dakarze jakiś odcinek, przed którym czuje szczególny respekt?
- Ja się tym jakoś szczególnie nie zajmuję. Mój pilot dzień wcześniej mnie informuje, że może być wyjątkowo trudno. Mówi choćby, abym się wyspał dobrze, bo czeka nas wyjątkowo trudny odcinek specjalny. Ja wsiadam i jadę. Realizuję to co mówi mi pilot, skupiam się na tym co widzę przez szybę.
Kibice w kraju marzą, że kiedyś Polak wygra Rajd Dakar. Kto będzie miał spośród Polaków w najbliższej edycji największą szansę? Pan, któryś z motocyklistów, a może Rafał Sonik?
- Oby tak się stało. Trzeba mieć świadomość, gdzie jest jaka rywalizacja. U motocyklistów jest straszna rywalizacja, wśród samochodów podobnie, w quadach coraz większa, ale jeszcze trochę inna. Wszyscy chcielibyśmy, aby kiedyś Polak wygrał Dakar. Na razie wszyscy jeździliśmy gdzieś w pierwszej piątce.
Zanim wystartuje pan w Rajdzie Dakar, weźmie pan udział w Rajdzie Barbórki, a więc na odcinku na Karowej. Jak do tego doszło?
- Dostałem na to zgodę. Zawsze obecność na Karowej jest czymś wyjątkowym. Nie ukrywam, że bardzo lubię ten odcinek. To jest święto dla zawodników. Mamy wtedy trochę więcej czasu, aby się spotkać, porozmawiać. Choć jakieś ciśnienie też jest. Pamiętam gdy w przeszłości startowałem na Karowej, to były takie przypadki, że nie można było sobie na luzie pojechać. Nigdy wcześniej nie jechałem Fabią WRC, a nią pojadę na Karowej.
Czym dla pana jest Rajd Barbórki?
- Przede wszystkim wielkim show. Niektórzy zawodnicy strasznie przeżywają Rajd Barbórki. Ja jak byłem młodszy, to też tak reagowałem. Udało mi się wygrać Barbórkę i Karową. Wydaje mi się, że starczy. Mam tego typu zdanie, że jak byłem w danej rzece, to owszem przyjemnie jest wygrać kolejny raz, ale też nie jestem kolekcjonerem. Karowa, to jest przede wszystkim święto kibiców, ja tak to traktuję. W okolicy jest kilkadziesiąt tysięcy fanów, którzy obserwują każdy twój ruch. Na Karowej trzeba się wykazać dużą precyzją i dynamiką. Fajnie jest gdy się "płynie" w powietrzu, gdy samochód podnosi się do góry. Są oczywiście zawodnicy, którzy tego nie nadużywają, bo walczą o czas, i wtedy widowiskowość jest mniejsza. Ja bardzo lubię "płynąć w powietrzu", ale jednak wolę gdy czas na stoperze jest szybciej przyciśnięty.
Swoich sił w rajdach próbuje też Robert Kubica. Co pan myśli o jego jeździe?
- Idzie mu na pewno o wiele lepiej niż Raikkonenowi. Zobaczymy jak Robert będzie się spisywał w WRC na odcinkach szutrowych. Robert ma ogromy potencjał. Jednak zbyt wiele przypadków, że ktoś przeszedł z Formuły 1 do rajdów i był od razu bardzo szybki, nie ma.