Bałtycki, kaszubski czy morski – tak zawodnicy i kibice od lat wołają na jedyną na Pomorzu tak poważną imprezę rajdową. Ja jestem zdania, że nieco tej morskości rajd utracił - niby rozgrywany nad morzem, bo w Gdańsku start i meta i jeszcze prolog na dokładkę, a jednak nie ruszając się poza programową trasę Bałtyckiego Morza człowiek nie uświadczy. Lat temu kilka, kiedy rajd nieco raczkował i swój początek miał na Skwerze Kościuszki w Gdyni, to jakoś tak bardziej było widać wakacyjny klimat, teraz to już nie to. Niby zrozumiałe są zmiany, bo gnać zawodników, fanów, dziennikarzy i oficjeli po oficjalnym starcie w Gdyni jak to miało miejsce kiedyś na drugi koniec Trójmiasta na Prolog czy też uroczystości związane z Solidarnością niczym najmądrzejszym chyba nie jest. Jednak przeniesienie na piękną gdańską starówkę wszystkich oficjalnych aspektów imprezy mimo dodania splendoru bo, a jakże, to w mojej skromnej opinii nieco tej bałtyckości rajd utracił - choć samej dyscyplinie woda morska jest przecież obca. Ale jaki to był widok, kiedy załogi między badaniami kontrolnymi, a oficjalnym startem najnormalniej w świecie rajdowe kombinezony zamieniały na stroje kąpielowe i raczyły się w zatoce. Cóż widać ząb czasu zrobił swoje i uznano, że tak będzie lepiej. I chyba było skoro w zeszłym roku rajd awansował do rangi mistrzowskiej i choć uznany za jedną z lepszych zeszłorocznych eliminacji Mistrzostw Polski to w tym roku nie trafił ponownie do tej najciekawszej rzekomo Ligii, choć dla mnie osobiście wizytacja tzw. drugoligowych załóg, a tych lepszy w klasie Gość jest rozwiązaniem nie mniej interesującym o ile nie bardziej. Kilka małych niedociągnięć było na pewno. Ja ze swojej strony nie mogę wprost nie zauważyć momentów pozytywnych jak i wielkiego rozczarowania.
Niby miejsce biura rajdu i biura prasowego to samo, niby obsługa ta sama, a jednak nie do końca. Miejsce pracy dla dziennikarzy stanowił jeden prywatny laptop i to bez dostępu do internetu - ja nie zwykłem wozić ze sobą komputera, bo od lat nie spotkałem się z problemem dostępu do jakiegoś komputerowego notatnika, żeby wrzucić w trakcie trwania rajdu jakiegoś newsa, a tu taka przykra niespodzianka. Do tego jakiś nieporadny człowiek zastępujący rzecznika prasowego potrafił tylko zasugerować, by sobie napisać na jednym komputerze newsa, przenieść go na pendrivie, którego nie było, do jedynego komputera mającego dostęp do internetu w głównym pomieszczeniu biura rajdu. Jak na mój gust to sytuacja mało komfortowa, tym bardziej, że żyjemy w czasach gdzie wiele dziedzin naszego życia bez komputera z internetem nie może istnieć. Także w tej kwestii zdecydowany minus dla organizatorów.
Kolejna wpadka i to nie mała, bo trudno małą wpadką nazwać sytuację, o której mowa za chwilę, a która miała miejsce przed samym prologiem. Nadgorliwi ochroniarze tak dbali o interesy klubu, że wszystkim bez reguły kazali kupować bilety wstępu na stadion. I nie chodzi tu bynajmniej o koszt samego biletu tylko samej zasady - dlaczego dziennikarze pracujący w sumie na opinię i samą promocję imprezy czy nawet sami zawodnicy płacący wpisowe do rajdu mieliby uiszczać kilka złotych za wstęp na stadion, na którym mieli pracować i rywalizować? Jak dla mnie sytuacja kuriozalna. Dobrze, że po kilku telefonach do władz rajdu udało się nad tym zapanować i tylko kibice oraz członkowie zespołów za oglądanie z trybun musieli płacić, choć to akurat nie jest nowością, a patrząc na frekwencję ciężko mówić o sukcesie. Może jednak czas pomyśleć o darmowych wejściówkach, żeby na trybunach było tylu kibiców ile parę lat temu.
Pan Lesław Orski za to próbował dziennikarzy aż nad to udobruchać proponując im nie najniższej jakości catering. Dziwi też jego zapraszanie do spożywania posiłku i trunków wszelakich w trakcie, a nie po samym prologu, czyli momentu, kiedy większość z nas fotoreporterów, operatorów kamer czy pismaków ma swoje zadania do wykonania właśnie przy trasie. Gest to na pewno miły tylko czy potrzebny? Czy wydawanie zapewne niemałej sumy na jedzonko, piwko i winko było potrzebne - pomijam tutaj fakt, że za pewne miało na celu zaskarbienie sobie naszych serc. Myślę, że może właśnie te pieniądze można było wydać na działający dostęp do sieci w biurze rajdu czy darmowe bilety dla większej rzeszy kibiców i chyba to odbyło by się z lepszym skutkiem dla całości imprezy, a nie wybranych osób.
Wypadek na trasie pierwszego odcinka zdarzył się, ale to rzecz niezaplanowana i zdarzyć się może na każdej imprezie, więc ten moment można organizatorowi zapomnieć bo swoje echa będą jeszcze w tej sprawie jeszcze nie raz rozbrzmiewać i swoje cięgi zbierze.
Na koniec napiszę jedno, że mimo pewnych niedociągnięć życzyłbym sobie, kibicom, zawodnikom i działaczom, żeby każdy z rajdów miał takie niedociągnięcia. Wtedy każdy z naszych rajdowych cyklów był niezwykle ciekawy, więc Panie Lesławie głowa do góry, małe popraweczki i będzie prawdziwa perełka, a może raczej prawdziwy bałtycki bursztynek.