Dziesięć to spektakularna liczba - rozmowa z 9-krotnym zwycięzcą Rajdu Dakar, Stephanem Peterhanselem

Ostatni Rajd Dakar wygrał w 2007 roku. Wcześniej wygrywał go sześć razy na motocyklu i dwa za kierownicą Mitsubishi Pajero. Stephane Peterhansel zjawił się jak meteor, na kilkadziesiąt godzin w Polsce, ale zdążył opowiedzieć portalowi SportoweFakty.pl o swoich wyczynach sportowych. Dał nawet dobą radę Robertowi Kubicy i... wyjechał do Maroka na ostatnie testy przed startem w styczniowym, przeniesionym z Afryki do Ameryki Południowej, rajdem.

W tym artykule dowiesz się o:

Wojciech Potocki: Wszyscy wciąż wyliczają pana niesamowite sukcesy w rajdzie Paryż - Dakar, ale przecież nie tam rozpoczęła się kariera Stephane Peterhansela.

Stephane Petrhansel: To prawda rozpoczynałem moją przygodę z motoryzacją w wieku 7 lat, kiedy po raz pierwszy wsiadłem na motor, a skończyło się jedenastu tytułach mistrza Francji. Dwa razy zdołałem wywalczyć także mistrzostwo Świata.

Czemu więc przesiadł się pan do samochodu. Chyba nie dlatego, że jest tam wygodniej?

- Starty na motocyklach wymagają bardzo dużej sprawności i siły. Tu już nie da się oszukać wieku. Po prostu uznałem, że nie jestem w stanie utrzymać odpowiedniej kondycji i formy. Poza tym ja, nawet jeżdżąc na motorach, interesowałem się rajdami samochodowymi, więc to przejście było naturalną koleją rzeczy.

Mówi pan o mijających latach, ale 41 lat, to przecież wspaniały wiek. Niektórzy dopiero w tedy zaczynają wielką karierę.

- Jeśli chodzi o motor to tu powrotu już niema. A Rajd Dakar? Rzeczywiście jest kliku kierowców starszych ode mnie, więc myślę, że jeszcze parę lat pojeżdżę i coś dorzucę do moich sukcesów (śmiech).

Aż 9 razy wygrał pan Rajd Dakar, z czego sześć zwycięstw odniósł pan na motorze. Który sukces ceni pan najbardziej? Ten pierwszy motocyklowy, czy ostatni, sprzed roku, na Mitsubishi Pajero?

- Najszczęśliwszym człowiekiem byłem 1991 roku, kiedy po raz pierwszy wygrałem Dakar na motocyklu. Zawsze marzyłem o starcie w tym morderczym rajdzie i kiedy już wystartowałem, to postawiłem sobie za cel zwycięstwo. Pierwszy trumf samochodowy w 2004 roku też mnie bardzo cieszył, ale tu radość dzieliłem z kimś jeszcze. Mam oczywiście na myśli pilota.

Mówi się, że Rajd Dakar, albo inaczej - pustynia, działa jak narkotyk i uzależnia kierowców. Każdy chce tam wrócić. To prawda?

- Coś w tym jest. Pierwsze wrażenia nie są jednak najlepsze. Człowiek czuje się w tych górach piasku, bardzo mały i zagubiony. Po jakimś czasie chce jednak zobaczyć co będzie za horyzontem. Tak, pustynia potrafi wciągać.

Piasek potrafi też odebrać wszystkie siły. Czy, albo raczej kiedy przychodzi taki moment, że ma pan już wszystkiego dość i mówi sobie: Stop Stephane, prysznic i spać!

- Oczywiście są takie chwile. Przede wszystkim wtedy gdy zaczyna brakować wody (śmiech). Najtrudniej jest jednak na odcinkach bardzo miałkiego i sypkiego piachu. Wtedy po prostu babrasz się w nim i w ogóle nie czujesz, że posuwasz się do przodu. Wówczas rzeczywiście chciałbyś uciec z tej przeklętej pustyni.

Dakar stawia przed kierowcą wciąż nowe wyzwania. Samochody mają to do siebie, ze się psują. Co pan potrafi naprawić w swoim Mitsubishi? Wszystko?

- Potrafię, wspólnie z pilotem, wymienić i naprawić napęd, pewne elementy układu kierowniczego oczywiście także koła, i opony. Czasami, kiedy trzeba, sami naprawiamy układ chłodzenia.

W styczniu wystartuje pan w rajdzie, który został przeniesiony z Afryki do Ameryki Południowej. Wystartujecie już 3 stycznia z Buenos Aires. To będzie inny rajd?

- Myślę, że rajd będzie dalej morderczy, a etapy bardzo długie. Mam nadzieję, że duch samej imprezy nie zmieni się. Dojdzie za to zasadnicza trudność związana z wysokościami. W Ameryce Południowej będziemy jeździć na trasach położonych dużo wyżej, a do tego trzeba przygotować zarówno maszyny jak i kierowców,

Mówiło się, że odwołany w tym roku rajd, miał być pana ostatnim. Ile w tym prawdy?

- Nic nie jest pewne. Mam na koncie 9 zwycięstw, to dużo, ale dziesięć brzmi bardziej spektakularnie. Wystartuję więc w styczniu. A potem? Może zrezygnuję ze ścigania? Sam jeszcze nie wiem

Co pana motywuje do kolejnych startów. Trudności trasy czy chęć udowodnienia że jest się ciągle najlepszym?

- To trudna pytanie, bo szczerze mówiąc nie wiem skąd czerpię jeszcze motywację. Jedno jest pewne, zwycięstwo to wspaniałe uczucie. Wygrywasz i potem, za rok, chcesz koniecznie powtórzyć trumf. Można powiedzieć, że sukces uzależnia (śmiech).

W styczniu pojedzie pan na nowym modelu Mitsubishi – Racing Lancer. Ile jest pańskiego udziału w przygotowaniu tego modelu do startu?

- Najważniejszą decyzje pojęli inżynierowie w Japonii. W odróżnieniu od Pajero, nowy wóz będzie miał silnik diesla. A ja? No cóż, spędziłem ponad sto dni na testach. Sprawdzaliśmy wszystko co tylko możliwe, niezawodność, wytrzymałość, ale to jeszcze nie koniec. Już za kilka dni czeka nas kolejny etap, tym razem sprawdzimy samochód w Maroku.

Ma pan już patent na zwycięstwa? Co jest najważniejsze? Umiejętności kierowcy, doświadczony zespół, czy może niezawodny samochód?

- Sukces zależy przede wszystkim od pracy zespołu. Nawet jeśli za kierownicą siedzi najlepszy kierowca i obok ma świetnego pilota, to bez doskonałego serwisu, który pracuje nocą po zakończeniu etapu nie ma żadnych szans na końcowe zwycięstwo. Drugi element to niezawodny samochód - silny i wytrzymały, a to jest właśnie atut Mitsubishi.

Zostawmy na chwilę Rajd Dakar. Lubi pan wyścigi Formuły 1?

- Oczywiście, oglądam wszystko co związane jest z motoryzacją. Nie tylko Formułę 1, ale wyścigi motocyklowe, uliczne - słowem wszystkie sporty motorowe.

Robert Kubica mówi, że jego marzeniem są starty w rajdach samochodowych. Co może mu poradzić taki mistrz rajdowy jak pan?

- Oczywiście znam waszego świetnego kierowcę. Rajdy to jednak zupełnie inna dyscyplina niż wyścigi Formuły 1, a sposób jazdy różni się diametralnie. Na torze kierowca zna praktycznie na pamięć każdy zakręt. W rajdzie, a szczególnie na pustyni, czekają na niego same niespodzianki. Jedyna moja rada dla Roberta brzmi: zachowaj duży, bardzo duży margines bezpieczeństwa.

A czy pan chciałby zamienić się z Kubicą i pościgać się na torze?

- Raz w życiu brałem udział w wyścigu na torze i muszę powiedzieć, że nie zachwyciło mnie to. Kręciłem się w kółko po tej samej trasie. Wydawało mi się to bardzo nudne.

Po trudach rajdu trzeba odpocząć. Jak pan spędza wolny czas?

- Bardzo aktywnie, a sport to moja pasja. Nie tylko motorowy. Lubię skutery wodne, carting, skateboarding, który jednak zaniedbałem, czy jazdę na rowerze. Prawdę mówiąc uprawiam wszystkie dostępne dyscypliny. Nawet tu, w Warszawie zdążyłem już "zaliczyć" hotelową siłownię. W zimie często zakładam narty.

Komentarze (0)