Button wygrywa w każdych warunkach - po wyścigu o GP Malezji

Wielu było takich, którzy po GP Australii mówiło, że jest jeszcze za wcześnie, by oceniać, czy sezon 2009 będzie należał do kierowców i zespołu Brawn GP. Po Malezji chyba już niewielu ma wątpliwości, że Button jest faworytem do mistrzostwa. Na Sepang drugiego wyścigu nie ukończył Robert Kubica.

Łukasz Czechowski
Łukasz Czechowski

Absolutna dominacja Brawn GP

Na torze Sepang Jenson Button ponownie wygrał kwalifikacje, wprawdzie Rubens Barrichello nie był tuż za nim, ale czwarty czas to również wyśmienity rezultat. Osiągnięty w dodatku bolidem, który nie do końca sprawował się tak, jak powinien. - Miałem dzisiaj małe problemy z podsterownością, których nie mogliśmy rozwiązać. Jednak osiągi bolidu w takich warunkach są świetne - mówił po czasówce Brazylijczyk. Wyścigu w Malezji Brawn GP mógł się obawiać, wszak większość prognoz pogody mówiła o opadach deszczu, a w takich warunkach bolid BGP001 nigdy nie jeździł!

Wyścig pokazał jednak, że to zupełnie nie ma znaczenia. Button wprawdzie stracił na starcie pierwsze miejsce na rzecz słabo zatankowanego Nico Rosberga, ale już po pierwszej rundzie pit-stopów był ponownie na czele. Nawet deszcz i wymuszone 4 pit stopy nie zagroziły Brytyjczykowi. Wygrał wyścig z 22-sekundową przewagą nad Nickiem Heidfeldem, który u swoich mechaników był tylko raz. Zadowolony może być także Barrichello, który dojechał na 5. miejscu.

Występ Buttona zasługuje na uwagę również z innego powodu - Brytyjczyk w Malezji wywalczył swoisty hat trick - wygrał wyścig, był najszybszy w kwalifikacjach, a dodatkowo wykręcił w niedzielę najlepszy czas. To pierwszy taki wyczyn w 10-letniej karierze Brytyjczyka w F1. Najwięcej hat tricków w historii ma oczywiście Michael Schumacher (22), z wciąż startujących kierowców cztery razy takim wyczynem popisał się Felipe Massa, dwa razy - Rubens Barrichello.

I drugie zero Kubicy

Na pewno nie tak wyobrażał sobie początek sezonu Robert Kubica. Miał walczyć o mistrzostwo świata, a po dwóch weekendach nie może pochwalić się nawet jednym ukończonym wyścigiem. Wprawdzie w obu imprezach wina Polaka nie była wielka, ale to nie ma znaczenia w kontekście walki o najwyższe cele. W Formule 1 liczą się punkty, a tych przy nazwisku krakowianina nie ma.

W niedzielę na Sepang zawiódł silnik. Przypomnieć jednak trzeba, że jest to pierwsza awaria jednostki napędowej w bolidzie BMW Sauber od 2006 roku, więc niezawodność tego elementu i tak jest imponująca. Po wyścigu Kubica miał jednak pretensje do zespołu. Nie o defekt, bo tego nikt nie mógł przewidzieć, ale o to, że po okrążeniu instalacyjnym nie został ściągnięty do boksów i musiał startować, co mogło zakończyć się wypadkiem. Polak bowiem ruszył z miejsca w żółwim tempie, na szczęście wszyscy kierowcy za nim zdążyli go ominąć.

Po dwóch wyścigach widać, że zaplanowana przez BMW Sauber walka o mistrzostwo świata, może się nie udać. Button ma już 15 punktów przewagi nad Kubicą, ale, co gorsze, ma zdecydowanie szybszy bolid. Mario Theissen liczy wprawdzie, że FIA zakwestionuje dwustopniowe dyfuzory Brawn GP, Toyoty oraz Williamsa i zmieni wyniki pierwszych wyścigów, ale wydaje się to coraz mniej prawdopodobne. BMW Sauber będzie więc musiało skoncentrować się na jak najszybszym zbudowaniu podobnego komponentu, ale zanim to zrobi i zainstaluje go w bolidach (co przy braku testów nie będzie łatwym zadaniem), Brawn GP będzie już daleko z przodu.

Lody Raikkonena

GP Melezji na długo zostanie w pamięci kibiców nie tylko z powodu licznych manewrów wyprzedzania, jakich byliśmy świadkami w pierwszej części wyścigu (czyżby nowe przepisy jednak działały?), ale głównie przez ulewny deszcz, który zmusił kierowców do zatrzymania się przed dojechaniem do mety. W efekcie niezaliczenia 75 proc. dystansu zawodnicy otrzymali połowę punktów przysługujących za zajęte miejsca. Poprzedni przypadek przerwania wyścigu z powodu złej pogody miał miejsce w 1991 roku w Australii.

Przed weekendem wielu kierowców narzekało, że przesunięcie startu z tradycyjnej godz. 14 na 17 może skończyć się właśnie takim scenariuszem, ale organizatorzy byli nieubłagani. Zmiana miała być wyjściem naprzeciw europejskim kibicom, którzy dzięki temu nie musieli wstawać w niedzielę o 9 rano (czy to naprawdę tak wcześnie?), by oglądać najszybszych kierowców świata. Dostali więc wyścig o późniejszej godzinie, ale wyścig niepełny, a w dodatku zakończony kuriozalną sytuacją.

O ile nikt nie kwestionuje decyzji o słuszności przerwania wyścigu, to już to, co działo się potem mało miało wspólnego z profesjonalizmem. Przez 20 min kibice przed telewizorami nie wiedzieli, jakie są plany organizatorów. Najśmieszniejsze jest jednak to, że i kierowcy wyglądali na zdezorientowanych. Niektórzy z nich czekali w bolidach na decyzję, inni - przechadzali się po prostej startowej i pit-line, jeszcze inni udzielali wywiadów, a najdalej poszedł Kimi Raikkonen, który przebrał się w cywilne ubranie i ze… smakiem konsumował lody. I to jest chyba obrazek, który będzie przychodził do głowy kibicom zapytanym o GP Malezji w 2009 roku.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×