Max Mosley już wcześniej przesłał własne pismo do szefów zespołów startujących w wyścigach F1, w którym zasygnalizował potrzebę zmian w tym sporcie, mającą być odpowiedzią na kryzys światowej gospodarki. Racjonalizacja budżetów miałaby być właśnie takim remedium, zapobiegającym skutkom oddziaływania zawirowań ekonomicznych na Formułę 1.
FIA potwierdziła w czwartek, że teamy przystępujące do mistrzostw będą miały budżety maksymalnie na poziomie 40 milionów funtów. W zamian za ograniczenia finansowe, zespoły będą miały większą swobodę w kwestiach technicznych. Dozwolone będą ruchome skrzydła oraz silniki bez ograniczeń obrotów. Zmiany te nie są akceptowane do końca przez niektóre stajnie, w tym Ferrari.
- Wszystkie aspekty proponowanych zmian powinny zostać zrewidowane - pisze w swoim liście Luca di Montezemolo. - Jestem sceptycznie nastawiony do kwestii wszelkich limitów, gdyż rodzi to poważne problemy techniczne związane z egzekucją takowych ograniczeń. Jakiekolwiek kontrowersje mogące się pojawić wokół respektowania takich przepisów mogłyby stanowić zagrożenia dla Formuły 1 jak i dla poszczególnych zespołów - dodał Włoch.
- Z drugiej strony pojawiają się wątpliwości, czy powinny zostać stworzone dwie grupy ekip startujących w wyścigach, co w sposób nieunikniony prowadziłoby do tego, ze jedna z tych grup miałaby przewagę na drugą. Mistrzostwa stałyby się wtedy niesprawiedliwe, a wręcz stronnicze - kontynuował di Montezemolo. - Mogłoby to w zakłopotanie wprowadzić opinię publiczną, co wpłynęłoby na obniżenie prestiżu sportu jakim są wyścigi Formuły 1 - zakończył.
Prezydent Ferrari zaznaczył także, że sytuacja nie jest na tyle poważna, żeby w pośpiechu podejmować zbyt pochopne decyzje i że wszelkie zmiany proponowane przez FIA powinny zostać przedyskutowane, a przede wszystkim przedstawione komisji F1.
Mosley w innym liście odpowiada, że sytuacja gospodarcza wymusza pilne zmiany i pośpiech jest jak najbardziej wskazany. Dodał, że propozycje te zostały przedstawione zespołom odpowiednio wcześnie, tak że każdy zainteresowany może się z nimi zapoznać. Natomiast Ferrari na własną odpowiedzialność postanowiło nie angażować się w sprawy nowych przepisów.
- Przemysł samochodowy oraz finansowy, to dwa podstawowe źródła przychodu w Formule 1. Oba są w poważnych tarapatach. Nie możemy siedzieć z założonymi rękami i mieć nadzieję, że nic złego się nie stanie. Dopiero, co straciliśmy jedną firmę z branży i mogą pojawić się kolejne - przekonuje Mosley.
- Wiemy, że obecny poziom wydatków jest zbyt niezrównoważony, szczególnie dla niezależnych drużyn. Jeśli chcemy zapobiec upadkowi Mistrzostw Świata Formuły 1, to musimy dopuścić do rywalizacji nowe zespoły. Musimy, także drastycznie zmniejszyć koszty - kontynuuje szef FIA. - Śpieszymy się, dlatego że te nowe drużyny muszą wiedzieć, jakie regulacje będą obowiązywały od sezonu 2010, by mogły się przygotować do startu. Właściwie już jest bardzo późno - z trwogą zakończył Mosley.