Od czasu odzyskania niepodległości w 1962 roku Algierczykom tylko dwukrotnie udawało się wygrywać eliminacje mistrzostw świata. Podczas pamiętnych dla Polski finałów rozgrywanych na boiskach Hiszpanii reprezentacja z północy Afryki spisała się nieoczekiwanie korzystnie i choć w nieco pechowych okolicznościach nie zdołała zakwalifikować się do fazy pucharowej, to wygrana 2:1 nad RFN (która doszła wówczas aż do finału) zrobiła wrażenie na całym piłkarskim świecie. Kluczową postacią i niekwestionowanym liderem kadry był wtedy Rabah Madjer - uznawany za najlepszego algierskiego piłkarza w historii, wsławiony zdobyciem piętą niezapomnianej bramki w finale Pucharu Mistrzów w 1987, kiedy to jego FC Porto pokonało 2:1 Bayern Monachium. Rok wcześniej umiejętności Madjera nie pomogły Algierczykom w udanym występie w finałach MŚ rozgrywanych w Meksyku. Rywalizując wówczas już w fazie grupowej z takimi potentatami jak Brazylia i Hiszpania, musieli zadowolić się tylko jednym punktem wywalczonym po remisie z Irlandią Północną. Największy sukces w dotychczasowej historii Algierczycy osiągnęli w 1990 na ojczystej ziemi. W rozgrywanym na stadionach w Algierze i Annaby turnieju o Puchar Narodów Afryki byli bezkonkurencyjni, zwyciężyli we wszystkich pięciu spotkaniach, pokonując m.in. 5:1 Nigerię oraz 3:0 Wybrzeże Kości Słoniowej. Królem strzelców z czterema trafieniami został Djamel Menad dzielnie wspierany przez Madjera, piłkarza roku 1987 w Afryce, który powoli kończył swoją błyskotliwą karierę. Od tego czasu Algieria przestała być liczącym się piłkarsko krajem. Częste zmiany selekcjonerów (zespół prowadzili m.in. dwukrotnie Madjer oraz znani belgijscy szkoleniowcy) oraz brak wyróżniających się umiejętnościami piłkarzy z pewnością nie pomagały w rozwoju futbolu w opisywanym państwie. Dopiero od 2008 roku Algierczycy zdają się powracać do wysokiej dyspozycji.
Przed rozpoczęciem eliminacji do mundialu 2010 ekipę "lisów pustyni" objął już po raz 5. w trenerskiej karierze Rabah Saadane. Niespodziewanie prowadzony przez niego zespół stał się rewelacją eliminacji, pokonując teoretycznie silniejszych rywali, takich jak gwiazda MŚ sprzed ośmiu lat Senegal oraz Egipt. "Faraonowie", tryumfator trzech ostatnich turniejów o Puchar Narodów Afryki, łatwo się jednak nie poddali. W spotkaniu ostatniej szansy i decydującym o losach awansu pojedynku na wypełnionym po brzegi stadionie w Kairze gospodarze pokonali Algierię 2:0, drugie z trafień zaliczając dopiero w 95. minucie. Takie rozstrzygnięcie oznaczało konieczność rozegrania pojedynku barażowego na neutralnym terenie. Zarówno przed (trójka algierskich graczy została ranna w wyniku obrzucenia autobusu reprezentacji kamieniami), jak i po rzeczonym spotkaniu doszło do krwawych zamieszek pomiędzy sympatykami obu reprezentacji, których to rywalizacja od wielu lat nazywana jest "matką wszystkich meczów". Do eskalacji konfliktu doszło w 1989 roku, gdy kadry obu państw w podobnych okolicznościach walczyły o przepustkę na mundial. Wówczas spór przeniesiony został także na grunt polityczny, a w Egipcie sytuacje porównywano nawet do wojny z Izraelem z 1973 roku. O ile wówczas piłkarsko lepsi okazali się zawodnicy znad Morza Czerwonego, o tyle we wspomnianym barażu rozegranym w sudańskim Ondurmanie 18. listopada ubiegłego roku 1:0 po bramce defensora Anthara Yahii zwyciężyli Algierczycy. Wygrana wywołała wśród fanów zwycięskiej reprezentacji euforię, a nawet w Paryżu na ulice wyległo aż 12 tysięcy algierskiej mniejszości narodowej. Liczne i burzliwe zamieszki poskutkować mogły nawet wykluczeniem Algierii z finałów MŚ, jednak FIFA zdecydowała się na łagodniejsze sankcje. Egipcjanie z nawiązką zrewanżowali się rywalom w styczniu bieżącego roku; w półfinale PNA rozgrywanego w Angoli Mohamed Zidan i spółka rozbili Algierczyków (którzy ostatecznie zajęli niezłą 4. lokatę, potwierdzając coraz wyższe aspiracje) aż 4:0.
Przykład emocji i napięć jakie budzi rywalizacja z odwiecznym rywalem, Egiptem, pokazuje fakt, że Algierczycy żyją futbolem i przywiązują do niego ogromną wagę. Dotyczy to również rozgrywek ligowych, w których prym wiodą 14-krotni mistrzowie kraju Jeunesse Sportive de Kabylie oraz aktualny obrońca tytułu Entente Sportive de Sétif (obie ekipy wywalczyły już awans do czołowej "ósemki" rozgrywek o afrykańską Ligę Mistrzów). 18-zespołowa ekstraklasa Championnat d'Algérie cieszy się dużą popularnością wśród kibiców, a najwięcej fanów zasiada na trybunach w Algierze, Annabie oraz znanym ze słynnej powieści „Dżuma” Alberta Camusa, Oranie, gdzie w 1897 roku powstał najstarszy afrykański klub piłkarski. Ponadto, sytuacja polityczna i społeczna w ostatnich latach w republice wydaje być się względnie ustabilizowana. Władzę od trzech kadencji sprawuje cieszący się poparciem wojska Abdelaziz Buteflika, którego główne zadanie stanowi powstrzymanie ataków terrorystycznych, które nierzadko nawiedzają największe miasta Algierii. Za jedną z ich przyczyn uznaje się sprzeciw nacjonalistycznych ruchów arabskich, w tym Al-Kaidy wobec postępującej europeizacji Algierczyków. Nie jest tajemnicą, że chcą oni dorównać poziomem życia i rozwoju Francji, która to wciąż bardzo mocno oddziałuje na kulturę swojej kolonii do 1962 roku. Algieria stawia również na rozwój turystyki, by wykorzystać korzystne położenie w basenie Morza Śródziemnego i przegonić w tym elemencie sąsiednią Tunezję oraz wciąż przodujący Egipt. Problem władz stanowi natomiast wciąż wysoki poziom ubóstwa oraz nieustanna emigracja mieszkańców do bogatych krajów Europy Zachodniej.
Pomimo nie najgorszego poziomu rozgrywek krajowych, selekcjoner Saadane zdecydował się na powołanie jedynie trzech piłkarzy (w tym dwóch na pozycji bramkarza) z rodzimej ligi. Fakt, że pozostali zawodnicy reprezentują barwy klubów europejskich świadczy o ich wysokich umiejętnościach oraz dużych ambicjach. Liderem zespołu obwołano Karima Zianiego, byłą gwiazdę Olympique Marsylii, a obecnie filigranowego pomocnika niemieckiego VFL Wolfsburg, który prowadził grę drużyny w zwycięskich eliminacjach i którego trafienie z rzutu karnego zapewniło wygraną 1:0 w próbie generalną przed MŚ - pojedynkiem ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. W środku pola dzielnie powinni wspierać go Karim Matmour z Borussii Monchengladbach oraz narzekający na lekki uraz spadkowicz z Premier League z Portsmouth Hassan Yebda. Największym osłabieniem wydaje być się natomiast absencja urodzonego w Paryżu pomocnika Lazio Rzym, Mourada Meghniego. Przed dylematem wyboru reprezentacji stanął również urodzony we francuskiej stolicy wielce utalentowany Mehdi Lacen. Na co dzień zawodnik Racingu Santander wahał się tak długo, że selekcjoner Saadane nie zabrał go na tegoroczny turniej o mistrzostwo Afryki. Później jednak Lacen zadebiutował w biało-zielonej reprezentacji i powinien stanowić silny punkt formacji środka pola. Bramkarzy Anglii, USA i Słowenii straszyć będą z kolei, wyróżniający się skutecznością w pojedynkach eliminacyjnych, Abdelkader Ghezzal z włoskiej Sieny oraz snajper AEK Ateny Rafik Djebbour. Jak jednak zwraca się uwagę, nie wykorzystują oni wielu dogodnych okazji do zdobycia gola, co na boiskach RPA może okazać się dramatyczne w skutkach.
Pomimo nie najlepszych rokowań ekspertów dobrej myśli jest obrońca Madjid Bougherra: - Zostało powiedziane, że nie możemy awansować do fazy pucharowej, mając w grupie Anglię i USA. Jestem przekonany, że możemy przejść fazę grupową i awansować do 1/8 finału. Algieria posiada prawdziwych wojowników i chcemy napisać nową historię dla naszego kraju i dla naszych fanów - ocenił obrońca Glasgow Rangers. Oczekiwania kibiców z Algieru tonować może niedawna przegrana w spotkaniu sparingowym aż 0 do 3 z nie najsilniejszym zespołem Irlandii. Handicap dla 30. reprezentacji świata wg rankingu FIFA stanowić może fakt, że rozgrywki odbędą się na świetnie im znanym Czarnym Lądzie, gdzie ich sympatycy z pewnością stworzą wybuchową atmosferę, trudną do zniesienia dla przeciwników takich jak Słowenia, a niekonieczna będzie aklimatyzacja oraz zmiana strefy czasowej. Gdyby 13. czerwca w Polokwane Algierczycy odnieśli zwycięstwo nad eliminacyjnymi pogromcami Polaków, ich kolejne spotkanie z faworyzowanymi Anglikami byłoby zapowiadane jako prawdziwy szlagier. "Lisy Pustyni" bez wątpienia łatwo się nie poddadzą i nie wydaje się, by mogli powtórzyć fatalny występ sprzed 4 lat innych afrykańskich reprezentacji: Angoli, Togo i Tunezji. Oby tylko nie starali być się zbyt waleczni i nie walczyli nazbyt ambitnie, tak jak podczas wspomnianego półfinału PNA, gdy otrzymali aż trzy czerwone kartki, ulegając jednocześnie Egiptowi 0:4.