Bramkarz Celticu Glasgow i reprezentacji Polski Artur Boruc zdradził, że jest szczęśliwy, że selekcjoner Leo Beenhakker ponownie mu zaufał i może ponownie występować w kadrze: - To co było jest już za nami i naprawdę nie ma do czego wracać. Rozmawialiśmy z selekcjonerem bardzo długo, wyjaśniliśmy sobie wszystkie nieporozumienia i chcemy znów współpracować ze sobą działając na korzyść polskiej reprezentacji, bo przecież to jest dla nas najważniejsze.
28-letni golkiper był raczej surowy w ocenie swojej gry w sobotnim spotkaniu z Czechami. Nie chciał się wyróżniać, z góry zaznaczając, że wygrała cała drużyna: - Zwycięstwo w takim spotkaniu na pewno bardzo cieszy i działa na nas mobilizująco. Ja sam nie uważam się za żadnego bohatera. Zrobiłem to co do mnie należało i wygraliśmy mecz. Wygrała drużyna. Nie sam Artur Boruc i takie zwycięstwo tym bardziej cieszy, gdy jest okraszone dobrą grą całej drużyny, a nie indywidualnościami.
Wychowanek Pogoni Siedlce do samego wyniku meczu z Czechami podchodzi bardzo asekuracyjnie: - Nie chcę oceniać naszego występu po jednym spotkaniu. Czeka nas teraz mecz ze Słowacją i jeśli to spotkanie zakończy się dla nas pomyślnie będziemy mogli pokusić się o jakieś oceny. Teraz jakiekolwiek byłyby nie na miejscu, bo jesteśmy dopiero po pierwszej połowie. Druga czeka nas w środę w Bratysławie, bo już mówiłem wcześniej, że my gramy mecz nie o trzy, a o sześć punktów.
Reprezentacyjny bramkarz nie chciał też skomentować bramki jaką Polska straciła na rzecz Czech w ostatnich minutach drugiej odsłony spotkania: - Ciężko mi powiedzieć na gorąco dlaczego to wpadło i czy była w tym moja wina. Na pewno będziemy tę akcję analizować i po obejrzeniu powtórki będę w stanie powiedzieć w pełni świadomie czy popełniłem w tej sytuacji błąd. Teraz naprawdę byłoby to ciężko rzetelnie ocenić.