Marcin Foltyn: Krajobraz po klęsce

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Reprezentacja Polski w marnym stylu przegrała sobotnie spotkanie z Irlandią Północną. W Belfaście przeciwko polskim piłkarzom było wszystko: historia, słońce, boisko i (o zgrozo!) ich własne nogi. Pokaz nieporadności znacznie ograniczył szanse awansu na mundial w RPA. Kolejne mecze dopiero jesienią. Co powinno się wydarzyć wokół reprezentacji, by tych eliminacji nie oddać walkowerem?

W tym artykule dowiesz się o:

Tragedia

Historia meczów reprezentacji Polski w Belfaście, przed sobotnim spotkaniem była niekorzystna, w pierwszej połowie Polacy grali pod słońce, boisko było grząskie i nierówne. Tyle, że to jeszcze nie są powody, by grać w sposób kompromitujący. Gospodarze byli lepsi w każdym elemencie gry. Przede wszystkim, Irlandczycy przewyższali Polaków zaangażowaniem, ambicją i wolą walki. Dla nich nie było straconych piłek. Ileż to razy Irlandczycy dobiegali do piłki szybciej niż polscy obrońcy, choć mieli z reguły kilka metrów dalej? Przed spotkaniem skład bloku defensywnego biało-czerwonych, był anonsowany jako zgrany kolektyw. Na murawie Windsor Park, polscy obrońcy zgrani byli jedynie w popełnianiu błędów. Rację miał kapitan reprezentacji Polski Michał Żewłakow mówiąc, że popełnionymi w tym spotkaniu błędami, można by obdzielić całe eliminacje. Piłkarze Ulsteru skrzętnie je wykorzystali. Przykre jest to, że podopiecznie Nigela Worthingtona wcale nie musieli się zbytnio starać w powstrzymywaniu akcji zaczepnych Polaków. Celnych podań było jak na lekarstwo, udanych akcji w zasadzie dwie. Kompletny brak pomysłu w konstruowaniu akcji ofensywnych, nie mógł przynieść Polakom jakichkolwiek punktów tego wieczoru. Bez ładu, składu, pomysłu, chęci i umiejętności nie da się wygrywać. Nawet z Irlandią Północną.

Macie co chcecie!

Wynik meczu w Belfaście może zaważyć na przyszłości Leo Beenhakkera w Polsce. Jeśli po meczu z San Marino, holenderski szkoleniowiec zostanie zwolniony z funkcji selekcjonera reprezentacji Polski, chyba nikogo to nie zdziwi. Od dawna pojawiają się pogłoski, że działacze PZPN tylko czekają na potknięcie Holendra. Teraz mogą czuć się ukontentowani. Polska ma niemalże iluzoryczne szanse na awans, ale to nieważne, ważne, że Beenhakker przegrał. Czyżby związkowi działacze przeczuwali, że to może być dla nich "wielki dzień"? Wybrali się do Belfastu w liczbie 100 (słownie: stu) osób. Cała ta pielgrzymka darmozjadów z pewnością kosztowała związek "nieco" więcej niż chociażby, kosztuje utrzymanie komórki PZPN, odpowiedzialnej za wyszukiwanie utalentowanej młodzieży polskiego pochodzenia za granicami kraju. Działalność jej zawieszono, gdyż zwrot pieniędzy za benzynę, a więc w tym praktycznie całych kosztów utrzymania skautów, którzy pracują niemalże społecznie, to zdecydowanie za dużo dla PZPN. Jak pieniądze zostały spożytkowane, każdy widzi.

Co dalej?

Przed reprezentacją Polski mecz z San Marino a następnie kilka miesięcy przerwy, przed najważniejszymi starciami w eliminacjach. Biało-czerwoni przystąpią do meczów ze Słowacją, Słowenią oraz Czechami z nożem na gardle. Można jedynie insynuować co mogą osiągnąć jesienią z Leo Beenhakkerem w roli selekcjonera, a co osiągną z kimkolwiek innym na jego miejscu. Nie ma żadnych gwarancji, że gra się polepszy, ale też nie ma gwarancji, czy "Orły" nadal nie będą nisko latać. Reprezentacji potrzebny jest przede wszystkim spokój. Medialny szum wokół osoby selekcjonera, nie odbił się dobrze na polskiej kadrze, co zresztą podkreślają sami kadrowicze. Jeśli media nadal będą tak nachalnie zainteresowane tym, co powiedział Leo Beenhakker o Antonim Piechniczku a Antoni Piechniczek o Leo Beenhakkerze, to niczego dobrego to nie wróży. Atmosfera i tak jest już mocno zatruta. Pozostaje mieć nadzieję, że do następnych meczów eliminacyjnych, Polacy solidnie przepracują letnią przerwę w rozgrywkach i jesienią będą w wysokiej dyspozycji, co już nie raz im się udawało w ostatnich latach.

Patrzmy w przyszłość

Mało kto o tym mówi, ale w przypadku odejścia Beenhakkera, który najprawdopodobniej sam by odszedł po ewentualnym występie na Mistrzostwach Świata w RPA, jego następca, najpewniej poprowadziłby Polskę podczas EURO 2012 w Polsce i na Ukrainie. Nie trzeba chyba nikomu mówić jak ważny jest to turniej z polskiego punktu widzenia. Ściany zawsze pomagają gospodarzom, a to tylko stwarza przed reprezentacją Polski niepowtarzalną szansę, na historyczny sukces podczas Mistrzostw Europy. By go osiągnąć, trzeba dobrze reprezentację przygotować do turnieju. Będzie o tyle trudniej, że przez ponad dwa lata, Polacy ani razu nie zagrają w meczu o stawkę. Reprezentacji nie może prowadzić ktoś z PZPN-owskiej łapanki wśród działaczy. Ci ludzie wypalili się w większości jeszcze w ubiegłym stuleciu. Potrzeba kogoś, kto wmówi polskim piłkarzom, że mecz z Irlandią Północną nie był prawdziwym obrazem ich umiejętności. Potrzeba kogoś, kto wmówi polskim piłkarzom, że na turnieju też można wygrywać, i to bynajmniej nie w meczu o pietruszkę.

Smutna zima, smutne lato

Po meczu ze Słowacją w Bratysławie, mówiło się, że piłkarzy i kibiców czeka smutna zima. Po meczu w Belfaście, jednoznacznie możemy stwierdzić, że czeka nas także smutne lato. W oczekiwaniu na kolejne mecze polskiej reprezentacji, pozostaje nam śledzić wydarzenia wokół kadry, jakich z pewnością będzie nie mało, gdy opadnie kurz po irlandzkiej zawierusze. Pozostanie także uzbroić się w cierpliwość i mieć nadzieję, że będzie lepiej. Choć nadzieja umiera ostatnia to wiadomo czyją jest matką...

Źródło artykułu: