- Gry w tym meczu ze strony reprezentacji Polski nie było w ogóle. Najsłabszą linią, nie po raz pierwszy zresztą była formacja defensywna. Przyznam szczerze, że jeszcze nie widziałem tak słabo grającej obrony w meczu eliminacyjnym - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Zygmunt Anczok. - Nie mogę też zrozumieć, dlaczego od początku na pozycji stopera nie grał Bartosz Bosacki, który jest wyróżniającym się w polskiej lidze zawodnikiem na tej pozycji, a występujący w Grecji na pozycji lewego obrońcy Michał Żewłakow. Powiem szczerze, że po tym co zobaczyłem w wykonaniu Polski w pierwszej połowie meczu, wyłączyłem telewizor - przyznał były obrońca polskiej kadry.
Zdaniem byłego reprezentacyjnego obrońcy punktem zapalnym w tym meczu była gra Artura Boruca: - Może lepiej byłoby gdyby Boruc w tym meczu nie zagrał. On był głównym źródłem agresji irlandzkich kibiców wobec innych zawodników. Może gdyby w tym meczu usiadł na ławce i na trybunach i na boisku to spotkanie wyglądałoby zupełnie inaczej – stwierdził Anczok.
- Od kilku lat śledzę uważnie poczynania reprezentacji Polski i nie mogę nie ulec wrażeniu, że największe kłopoty mamy z grą defensywną. Mogliśmy strzelić w ofensywie dwie bramki, ale to i tak za mało bo przez głupie błędy w obronie traciliśmy trzy. Podobnie było zresztą w tym meczu - zauważył były defensor biało-czerwonych.
- Rozumiem, że w Belfaście murawa była nierówna. Oczywiście, można zagrywać do bramkarza, ale trzeba to robić grając do boku. Żewłakow zrobił w tym przypadku błąd, bo miał w świadomości, że boisko jest nierówne, a zagrał wprost na bramkę i gdy ta piłka podskoczyła tuż przed nogą Boruca to on nie mógł już za wiele zrobić w tej sytuacji - ocenił 48-krotny reprezentant Polski.
Anczok poddał też pod wątpliwość słuszność powołań Leo Beenhakkera: - Nie wiem, dlaczego selekcjoner powołał taki, a nie inny skład. Nie wierzę w to, że w Polsce nie ma obecnie zawodników prezentujących wyższą formę od tych, którzy otrzymali powołania. Szczególnie w formacji defensywnej dziwi mnie ustawienie drużyny. W dzisiejszych czasach na bokach obrony żadna dobra drużyna nie ma zawodnika potężnie zbudowanego, bo tacy są wolniejsi i mało zwrotni. Zazwyczaj stawia się na takich, którzy są niżsi, ale przy tym szybsi i zwrotniejsi. Wasilewski i Wawrzyniak to jak dla mnie zbyt wysocy i ciężcy zawodnicy żeby ich wystawiać na boku obrony w tak szybkich spotkaniach, gdy drużyna przeciwna jest nastawiona na grę z kontrataku.
- Moim zdaniem selekcjoner powinien bardziej skupić się na wertowaniu polskiej ligi. Na pewno znajdzie tam bocznych defensorów, którzy będą spełniać wymogi do gry w takich spotkaniach. Nie wiem co z obecną kadrą zrobi Leo Beenhakker w środę. Nie wierzę osobiście, że wystawi taki sam skład jak w spotkaniu z Irlandią. Wiadomo, że z różnych powodów nie grali Garguła, Murawski czy Brożek. W nie najlepszej formie jest jeszcze Błaszczykowski, ale żeby nasi zawodnicy nie potrafili poradzić sobie z Irlandczykami, których w zdecydowanej większości kariery dobiegają końca? Wystarczy spojrzeć w metrykę, bramkarz Irlandii miał 38 lat, w obronie też grał zawodnik, któremu sypnął się siwy włos. Jeśli z taką drużyną nie potrafimy wygrać, to o czym my w ogóle rozmawiamy? - pytał retorycznie Anczok.
Były lewy obrońca m.in. Górnika Zabrze i Skeid Oslo obalił też twierdzenie, że polska reprezentacja lepiej radzi sobie wiosną: - Nie mogę się zgodzić z tym, co pisze prasa i głoszą media, że wiosną Polska grała dobre mecze. Z tego co pamiętam, to zawsze graliśmy słabe mecze czy to eliminacyjne czy ligowe, miało to miejsce zawsze wiosną. Powód tego był prosty, a mianowicie była nim długa przerwa w rozgrywkach. Ja myślę, że gdybyśmy poszperali w statystykach to forma polskich drużyn czy reprezentacyjna, czy w europejskich pucharach nigdy nie była wiosną zadowalająca. Brakowało też wyników, bo przecież wiosną nasze kluby od lat nie potrafią niczego konkretnego ugrać - zauważył popularny "Ana".
Gwiazdę reprezentacji Polski lat 1965-73 śmieszą tłumaczenia przyczyn porażki: - Śmieszą mnie tłumaczenia zawodników, którzy mówią, że nie wygrali bo boisko było nierówne, czy przeszkadzał im wiatr bądź słońce. To zawsze przeszkadzało, także za naszych czasów, a mimo to potrafiliśmy osiągać sukcesy. Trzeba być szczerym. To co w meczu z Irlandią zagrała Polska to było dno dna i teraz już może być tylko lepiej - zakończył Zygmunt Anczok.