Dla Adama Nawałki najbliższe tygodnie będą największym wyzwaniem w zawodowej karierze. I nie chodzi o sam fakt prowadzenia zespołu podczas najważniejszej imprezy czterolecia. Selekcjoner z pietyzmem przez kilkadziesiąt miesięcy stawiał piłkarską budowlę, a gdy wydawało się, że wszystko jest na najlepszej drodze, ostatnia prosta przyniosła mu szokującą wieść. Z układanki wypadł mu jeden z najważniejszych elementów. Kamil Glik podczas całej kadencji Adama Nawałki rozegrał 23 na 25 możliwych meczów o stawkę. Nie był w składzie tylko w meczach z Gruzją oraz Rumunią w eliminacjach Euro i mundialu. Co ważne, wszystkie zaliczone występy to mecze w pełnym wymiarze czasowym.
Nikt jeszcze tego oficjalnie i wprost nie powiedział, ale wszyscy w drużynie zdają sobie sprawę - zarówno piłkarze, jak i sztab trenerski - że czekanie na ostateczną diagnozę i wyniki przeprowadzanych we Francji badań barku jest jak czekanie na wyrok i egzekucję.
Selekcjoner nie pokazuje nerwów na zewnątrz, szczególnie osobom spoza kadry. Gdy przychodził na konferencję prasową, podczas której zaprezentował ostateczny skład na mundial, uśmiechał się, zagadywał znajome twarze. W dniu doznania urazu przez Kamila Glika wszyscy jego współpracownicy starali się jednak krążyć w bezpiecznej odległości od przełożonego. Napisać, że selekcjoner był zły, to jak nic nie napisać. Był wściekły, ale w jego przypadku to szybko mija. Słownik Nawałki słowa "problem" nie zawiera, natychmiast rozpoczęło się poszukiwanie nowych rozwiązań. Kadra podczas treningów momentalnie wróciła do bazowego, pewniejszego i łatwiejszego ustawienia z czterema obrońcami. Obok Michała Pazdana stawiano na Jana Bednarka.
Stawiano i obserwowano, a Bednarek na treningach imponował nie tylko solidną grą. Jest niezwykle pewny siebie. Tak, jakby na zgrupowania przyjeżdżał od lat. Dyryguje, nie boi się krzyknąć na kolegów. I między innymi to sprawiło, że zaimponował nawet Robertowi Lewandowskiemu, który pochwalił młodszego kolegę w wywiadzie opublikowanym na naszych łamach. Młody zawodnik Southampton to zdecydowanie największy wygrany ostatnich tygodni. Bo o ile wciągnięty do 23-osobowej kadry Rafał Kurzawa może się po całym, świetnym sezonie w Górniku Zabrze w ogóle cieszyć z wylotu do Rosji, o tyle 22-letni środkowy obrońca po długim oczekiwaniu na szansę w klubie, wskoczył do składu, zaliczył kilka solidnych występów w Premier League, by najpierw trafić do kadry, a następnie - jest to wielce prawdopodobne - do wyjściowej jedenastki.
Czy dźwignie ten ciężar? Nie sposób na to pytanie odpowiedzieć. Ciężar to jednak ogromny, szczególnie gdy sięgnie się pamięcią do pierwszych dni zgrupowania. To, co działo się w Arłamowie, przechodziło momentami wszelkie pojęcie. Kibice stosujący najdziwniejsze sposoby, by tylko zdobyć autografy od piłkarzy, zrobić sobie zdjęcie. Goście hotelowi spuszczali koszulki i piłki na linach na balkony zawodników, przyjezdni kibice forsowali płot i szturmowali strefę SPA, w której wypoczywali piłkarze, a grupa kilkunastu osób nieprzerwanie, przez co najmniej kilkanaście minut skandowała pod zasłoniętym oknem jadalni piłkarzy: "LE-WAN-DOWSKI! LE-WAN-DOWSKI!".
Lewandowski do nich nie wyszedł, bo kilka godzin wcześniej rozdał dziesiątki autografów. Zresztą, zawodnicy podpisów podczas tego zgrupowania musieli złożyć tysiące. Przed posiłkami do znudzenia składali autografy na reprezentacyjnych gadżetach. Ludzie kadry zresztą już wiedzą, że do Roberta po autografy dla "kuzyna kuzynki albo szwagra z Ameryki" już się nie podchodzi. Bo Robert się na to denerwuje.
Wszystko to pokazuje tylko, jak wielkie ciśnienie powstało wokół narodowego zespołu, jak wielkie zainteresowanie wzbudza kadra Adama Nawałki. Ba, wystarczy przytoczyć wyniki jednego z sondaży: trochę ponad 10 procent ankietowanych uważa, że Polska zostanie mistrzem świata. Lewandowskiemu zadano zresztą podobne pytanie w specjalnym wydaniu "Faktów po Faktach". Że naród wierzy, że wiele osób już widzi nas w finale mundialu. "Lewy" się tylko zaśmiał i rzucił: - No, to bardzo, bardzo optymistyczne podejście...
Piłkarze muszą się z tym zmierzyć. I znakomicie się stało, że ostatnie dni w Arłamowie były - już po ostatecznym ogłoszeniu mundialowej kadry i zniknięciu atomowego grzyba po przymusowym wyjeździe do Francji Kamila Glika - wręcz nienaturalnie spokojne. Zapanowała cisza, temperatura spadła. Piłkarze, którzy nie mogli tu wcześniej zrobić dwóch większych kroków bez przystanku na selfie, na finiszu przygotowań mogli wziąć głębszy wdech bieszczadzkiego powietrza. W środę ostatni trening Biało-Czerwonych w Arłamowie, w czwartek trzeba będzie ruszyć w drogę. Najpierw Poznań i Chile, później Warszawa i Litwa. A później - niech się dzieje wola nieba.
ZOBACZ WIDEO Ile straci kadra pod nieobecność Glika? Rząsa: Był mentorem dla młodych chłopaków. Odczujemy jego brak
Do tego mamy najtrudniejsza grupę , najbar Czytaj całość
afrykańskim w którym sport to woj Czytaj całość