Mundial 2018. Serbia - Szwajcaria. Bałkańskie derby

Getty Images / Srdjan Stevanovic / Na zdjęciu: reprezentacja Serbii
Getty Images / Srdjan Stevanovic / Na zdjęciu: reprezentacja Serbii

Oba kraje dzieli około 1000 kilometrów. Jeszcze dalej im do stanu wojny. Mimo to mecz Szwajcarii z Serbią to najbardziej polityczna potyczka tegorocznego mundialu. Jeden z tamtejszych związków zakazał nawet komentowania losowania turnieju.

1986 rok. Mieszkanie w Prisztinie. W domu Ragipa, studenta inżynierii rolniczej, właśnie omawia się jedną z demonstracji przeciwko komunistycznemu reżimowi w Jugosławii. Ragip tam był. Wracał z uczelni, zobaczył po drodze znajomych i postanowił dołączyć. Matka wielokrotnie ostrzegała go przed tym ruchem. I miała rację. Tego wieczora do jego drzwi zapukała milicja. 23-latka zatrzymano na noc. Jak się okazało niejeden.

W więzieniu spędził następnych 42 miesięcy. Jedynym kontaktem z zewnątrz były wizyty jego żony Eli, która mogła spędzać z nim równo kwadrans co parę tygodni. Gdy w 1990 Ragip wychodził z więzienia, usłyszał od strażników, którzy notorycznie się nad nim znęcali: "Jesteś wolny". Mężczyzna postanowił wówczas, że przy pierwszej możliwej okazji ucieknie. Nieważne gdzie, najważniejsze aby z rodziną. Udało się. Ostatnim etapem okazała się szwajcarska Bazylea.

Niemal dwa lata później, kiedy wybuchły pierwsze starcia wojenne na Bałkanach, narodził się jego syn - Granit. Nazwisko: Xhaka.

Szwajcarzy na papierze

Po ponad 25 latach od swoich narodzin zawodnik Arsenalu oraz jeden z liderów szwajcarskiej kadry wyprowadzi swoją reprezentację naprzeciw serbskiej jedenastce (początek o godz. 20), czyli kraju, który ucieleśnia męki jego ojca. Z krewnymi piłkarza wyemigrowało wówczas do kraju nad Renem około 300 tysięcy mieszkańców byłej Jugosławii. Głównie z okolic dzisiejszej Albanii oraz Kosowa.

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Rozmowa Lewandowskiego z Nawałką podczas treningu

Oprócz Xhaki oba te państwa może reprezentować niemal połowa składu, która rozpoczęła w koszulce Helwetów niedzielny mecz przeciwko Brazylii (1:1). Pierwszym z nich jest Valon Behrami, który wytatuował sobie godło Albanii na lewym ramieniu. Oprócz niego Xherdan Shaqiri, na którego korkach widnieją flagi państw jego przodków. Listę uzupełniają Blerim Dzemaili oraz Haris Seferović. Wszystkich dzieli wiek czy miasto pochodzenia. Łączy jedno: nie mieli w rodzinnym kraju łatwego dzieciństwa.

Nazywa się ich tam "Secondos" (obcokrajowcy drugiej generacji) bądź też "Papierli-Schweizer" (Szwajcarzy na papierze): - Ludzie mają do nas pretensje za to z jaką czcią wypowiadamy się o naszych korzeniach. Tak naprawdę jednak nikt nigdy nie brał nas za Szwajcarów. Zamiast tego słyszeliśmy: "jesteście wszędzie pieprzeni Albańczycy" - tłumaczył Xhaka. Jeszcze ostrzejszy w swojej wypowiedzi był Shaqiri, który sam siebie określa: - Nie jestem Szwajcarem. Jestem kosowskim Albańczykiem.

Reprezentanci Kosowa

Takie wypowiedzi są traktowane na terenie piątkowego rywala tamtejszej kadry - Serbii - jak wypowiedzenie wojny. Zwłaszcza po tym jak równo 10 lat temu Republika Kosowa ogłosiła swoją niepodległość od bałkańskiego zwierzchnika. Belgrad wraz z pięcioma krajami Unii Europejskiej oraz Rosją konstytucji nowego sąsiada oczywiście nie uznał. Do dziś uważa się ich tam za separatystów, a kontakty dyplomatyczne między oboma państwami są mocno ograniczone, aby nie powiedzieć zerowe.

Finalnym etapem ostatecznego odłączenia Kosowa od Serbii miało być uznanie przez europejską i światową federację piłkarską tamtejszej reprezentacji. Lobby było jednak niskie. Przed meczem eliminacyjnym do mundialu między Szwajcarią a Albanią sprzed 6 lat postanowiono więc wykorzystać trzy najbardziej znane postacie "kosowskiego" futbolu. Mowa właśnie o Xhace, Shaqirim oraz Behramim.

Dwóch działaczy nowo powstałego związku futbolowego włamało się do hotelu gdzie przed samym spotkaniem przebywali reprezentanci Helwetów. Z ośrodka wrócili wraz z podpisami trzech zawodników na oświadczeniu, które nawoływało do uznania Kosowa jako przedstawiciela UEFA. W Szwajcarii wybuchła burza, w Kosowie euforia, a Serbowie? Oni uznali wymienionych piłkarzy jako wrogów publicznych. Na portalach społecznościowych można było wyczytać komentarze, iż do Belgradu powinny powędrować ciała trzech zawodników. I to bez głów.

Połamania nóg

Sami zainteresowani lekko mówiąc nie wzięli sobie tych słów do serca. Dwa lata od tamtego zdarzenia mecz eliminacyjny Euro 2016 przeciwko Albanii zatrzymał w stolicy Serbii dron. Flaga na obiekcie nawoływała do zabrania jeszcze kolejnych ziem orędownika Jugosławii i wzbudziła przy tym burze na poziomie dyplomatycznym. Shaqiri uznał iż to jedyna taka okazja, aby dorzucić nie łyżkę, ale całą butelkę oliwy do ognia w swoich relacjach z Serbią. Na portalach społecznościowych z uśmiechem na ustach wyraził poparcie całej akcji.

Kiedy w grudniu rozlosowano szwajcarską kadrę do jednej grupy z Bałkańczykami, tamtejsi działacze stanowczo zakazali mu oraz innym zawodnikom wypowiadania się o przeciwniku. Jak można było się spodziewać szybko został on złamany: - Gramy z Serbią? Mmmm podoba mi się ta grupa - mówił lakonicznie Shaqiri. Valon Behrami za pośrednictwem swojego wujka kazał za to przekazać, iż w piątek czuje "specjalną motywację do zwycięstwa".

Podobne odczucia panują w Serbii. Jeden z tabloidów nawoływał tam parę miesięcy temu do "połamania nóg". W przenośni i dosłownie. Według tamtejszych dziennikarzy doświadczeni i dość krewcy zawodnicy jak Aleksandar Kolarov oraz Branislav Ivanović mogą nie zareagować najlepiej na buty z flagą czy tatuaże z godłem Albanii. Shkumbin Sekiraqa, który jest jednym z najpopularniejszych kosowskich dziennikarzy, mówi więc wprost: - U nas fani będą cieszyli się z wygranej Szwajcarii mocniej niż oni sami.

Dla kogo grają?

Nie jest to nawet wyjątkowo kontrowersyjna wypowiedź: - Tak naprawdę ciężko nam kibicować tej reprezentacji, bo widzimy, że nie zależy im na naszym państwie - mówi mi jeden ze szwajcarskich komentatorów sportowych, który wolał pozostać anonimowy.

Takich opinii wcale nie policzy się tam na palcach jednej dłoni. Szwajcarskie społeczeństwo patrzy na imigrantów (przede wszystkim z państw dawnej Jugosławii) wyjątkowo wrogo. Władze Zurycha wprowadziły nawet regulację, które wspierają anonimową rekrutację na wolne miejsca pracy. Według badania państwowej komisji na rzecz rasizmu zdecydowana większość pracodawców z góry wyrzucała do kosza CV aplikantów o bałkańskim nazwisku.

Co ma do tego piłkarska ekipa? Wystarczy powiedzieć, iż 10 z 12 ofensywnych zawodników kadry Vladimira Petkovicia na mundial może reprezentować inny kraj niż Szwajcaria: - Wychowali się na naszym terenie, ale w innej kulturze. Trudno nam się tutaj identyfikować z kimś takim jak Shaqiri - dodaje mój anonimowy rozmówca.
Piłkarze nie pozostają przy tym niewinni. W Szwajcarii było głośno o tym jak Xherdan Shaqiri przed meczem z Albanią na Euro 2016 postanowił zaśpiewać hymn przeciwnika. Na swój reagował milczeniem. Przed samym mundialem Granit Xhaka opowiadał iż do Rosji jedzie po to, aby umierać za własny kraj. W Szwajcarii nawet nie zadają sobie pytania jaki miał na myśli. Sam parę lat temu zapowiadał: "Helvetia? Dla niej tylko gram w piłkę. Żyję jako Albańczyk".

Jak zapowiada przed piątkowym spotkaniem w Kaliningradzie prasa z bałkańskiego kraju: - Możemy więc spać spokojnie. Nienawiść do Serbii każdy z "nas" ma zapisaną we krwi.

Komentarze (0)