Mundial 2018. Polska - Kolumbia. Jan Bednarek. Szczęściu trzeba pomóc

Newspix / Paweł Andrachiewicz / Na zdjęciu: Jan Bednarek
Newspix / Paweł Andrachiewicz / Na zdjęciu: Jan Bednarek

- Na jego miejscu wielu by się załamało - mówi jego menadżer oraz przyjaciel Tomasz Magdziarz. Jan Bednarek był pewniakiem do gry z Senegalem, a jednak usiadł na ławce. W niedzielę z Kolumbią spełni już swoje marzenia.

Za kontuzjowanego Kamila Glika zagrał na stadionie moskiewskiego Spartaka Thiago Cionek i zaprezentował się katastrofalnie. Jan Bednarek wyszedł na drugą połowę i stał się jednym z winowajców przy drugim golu dla Senegalu. Zagapił się, nie widział że przy linii rywal wchodzi na boisko….

[b]

Nieszczęście jednego, szczęściem drugiego [/b]

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że ta historia wydarzyła się naprawdę. Nadal się zastanawiam, czy sobie tego tylko nie wyobraziłem - to jego słowa sprzed niemal pięciu lat po debiucie w Lechu Poznań. Urazu doznał wówczas Manuel Arboleda, sztab szkoleniowy z rezerw wyciągnął więc Bednarka. Miał 17 Lat, zagrał w pierwszym składzie w meczu z Piastem Gliwice, a jego ukochany Kolejorz nie stracił gola.

Teraz w kadrze, to on miał być nowym Kamilem Glikiem. Na zgrupowaniach przed mundialem prezentował się znakomicie, a gdy okazało się, że obrońca Monaco uszkodził sobie bark, to sami kadrowicze pompowali "młodego", bo wiedzieli że zagra. Przez tydzień na temat gry stopera usłyszeliśmy więcej pochwał, niż przez całą jego dotychczasową karierę. A Robert Lewandowski mówił: Fajnie, że jest ktoś, kto puka do drzwi kadry i może do niej szybko wejść.

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Marek Wawrzynowski: Lewandowski zdaje sobie sprawę, że traci życiową szansę

Tomasz Magdziarz z agencji Fabryka Futbolu, menedżer Bednarka mówi nam, że na miejscu chłopaka wielu załamałoby się, gdyby dowiedziało się, że debiut na mundialu jednak ucieka. - On jednak taki nie jest. Czasem wydaje mi się, że Janek jest grubo po 30-ce - dodaje.

W niedzielę 22-latka powinniśmy już zobaczyć na boisku od pierwszej minuty.

Zapomnieć o marzeniach

Zanim został najdroższym piłkarzem w historii Ekstraklasy po swoim zeszłorocznym transferze z Lecha do Southampton, męczył się na ławce rezerwowych… w Górniku Łęczna. Spędził tam cały sezon 2015/2016. Rok później działacze Świętych z południa Anglii wycenili go już na 6 milionów euro.

Pobyt na Lubelszczyźnie był dla nastolatka tą najprawdziwszą lekcją życia. Zespołowi nie szło, Janek nie czuł się gorszy od kolegów, lecz trener Jurij Szatałow konsekwentnie go pomijał. Zaskoczeni byli inni zawodnicy, bo przecież Bednarek wyróżniał się na treningach. Gdy przychodziło do meczu, próżno było jednak szukać jego nazwiska z pierwszej jedenastce.

- Po jednym z wyjazdów na kadrę do lat 20, dostałem telefon od trenera. Mówił, że na mnie czeka, że jestem potrzebny. Wróciłem do klubu i okazało się, że nie jestem nawet w osiemnastce na mecz. Coś we mnie pękło, zacząłem się zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi - opowiadał Bednarek. Jak dodaje Tomasz Magdziarz: - Janek wówczas zapomniał co to marzenia. Zamiast tego wolał wybrać koncentrację na najbliższych wyzwaniach.

Najdroższy, a zarazem najtańszy

O szybką ucieczkę wtedy nie prosił. Tak samo było w Southampton, gdy po przyjeździe okazało się, że na występy ma takie same szanse, jak klubowa sprzątaczka. - Janek rozumie, że jedynym wyjściem jest ciężka praca. W Anglii może jedynie trochę pomarudził. Wiadomo z nerwów. Wiedzieliśmy jednak do jak profesjonalnego klubu trafił i że po raz kolejny musi czekać. To tylko wzmocniło jego charakter - mówi agent zawodnika.

Southampton doskonale jednak wiedział, kogo bierze. Sam Polak krótko po transferze wspominał, iż w klubie wiedzieli o nim wszystko. Począwszy od tego co je, aż po dokładny typ dziewczyn, z którymi się spotyka. Jeśli ktoś zadaje sobie tyle trudu, aby spisać twoje życie na kartkach papieru, to znak iż cierpliwie liczy na twój rozwój.

Kibice w Anglii nie byli do niego przekonani. Trudno żeby byli, bo był anonimem. Wiedzieli tylko tyle, że jest najdroższym piłkarzem sprzedanym z polskiej ligi, ale na wyspach 5,5 mln funtów nie robi na nikim wrażenia. Tak samo jak tygodniówka w wysokości 20 tys. funtów. Tyle zarabiają tam młodzi wychowankowie.

Nie przekonywał nawet trenera

- Droga na szczyt nie jest prosta. Nie da się tam wejść bez problemów i to jest fajne w życiu - opowiadał Bednarek dla "Głosu Wielkopolski" w momentach swojego większego kryzysu. - Kiedy nie grał, myślał pan, iż jest szansa aby Janek pojechał na mundial? - pytam otwarcie Tomasza Magdziarza: - Mieliśmy pełną świadomość, że jeśli Janek nie dostanie takiej możliwości, to nie pojedzie na mundial. Trenował na 120 procent, bo był pewien, że każdy kolejny trening może zadecydować o jego przyszłości. Liczyliśmy na to, że w końcu otrzyma swoją szansę - mówi.

Ten moment nareszcie nadszedł. Na początku kwietnia podstawowy obrońca Świętych Jack Stephens dostał czerwoną kartkę w spotkaniu Premier League. Na Wyspach oznacza to zawieszenie na 3 najbliższe mecze. Naturalną opcją było więc postawienie na Bednarka. Szkoleniowiec zespołu Mark Hughes długo się jednak wahał. Był trenerem Southampton od miesiąca lecz Polak tylko raz znalazł u niego miejsce w meczowej kadrze. Z początku Walijczyk chciał nawet zmienić taktykę z trzema środkowymi obrońcami na grę z dwójką stoperów, po to aby tylko nie musieć stawiać na Polaka.

A jednak w meczu z Chelsea na chłopaka z Wielkopolski postawił. Bednarek zagrał, zdobył bramkę i mimo porażki pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie. Ba, grał już do końca sezonu , a Southampton utrzymał się w angielskiej ekstraklasie. Miejscowy dziennikarz Adam Leitch mówi nam dziś: - Klub chce budować swoją przyszłość wokół Jana Bednarka.

W kadrze będzie tak samo. Potwierdzenie ma mieć miejsce w niedzielę na Kazań Ariena.

Komentarze (0)