Mundial 2018. Dariusz Tuzimek: Zwycięstwo, które można sobie wsadzić... (komentarz)

Cała haniebna dla nas końcówka meczu z Japonią pokazała, że reprezentacja, w takim składzie personalnym i z tym trenerem, nie ma prawa dalej istnieć. W grze nie było żadnego przełomu, wcale nie poprawiły się nam humory, a zwycięstwo?

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek
piłkarze reprezentacji Polski przed meczem grupy H mistrzostw świata z Japonią PAP / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: piłkarze reprezentacji Polski przed meczem grupy H mistrzostw świata z Japonią
O zwycięstwie 1:0 - po tym niehonorowym i bojaźliwym zachowaniu Polaków przez ostatnich kilka minut meczu - krążą w Polsce głównie opinie, których nie da się publicznie cytować. Ale generalnie są o tym, gdzie może sobie wsadzić takie zwycięstwo. Dokładnie tam! To nie była walka o honor, to była walka o usprawiedliwienie, o alibi. Cholerni minimaliści. Miał być mecz o honor, a wyszedł mecz hańby. Co to w ogóle była za inscenizacja w końcówce meczu z Japonią? To chyba był spektakl pod tytułem "Drzewa umierają stojąc". Przypominało to sceny z "Krzyżaków", gdy przed bitwą pod Grunwaldem polskie wojska taktycznie czekały w lesie. A może był to pokaz tresury zwierząt płochliwych?

To aż wydaje się nieprawdopodobne, że selekcjoner Adam Nawałka namawiał piłkarza do symulowania (moment, gdy Grosicki usiadł na murawie i udaje, że go coś boli). Przecież ten mecz oglądały dzieci...

ZOBACZ WIDEO Gmoch: Przeceniliśmy naszą reprezentację po eliminacjach

Czy naprawdę nasza drużyna bała się utraty gola, jak na rywali ruszy Lewandowski, Grosicki i Peszko (bo pewnie tych trzech by wystarczyło do przerwania akcji)? Wstyd, pokaz tchórzostwa, kompromitacja w jednym. Nie nazywajmy tego kabaretem, bo to był dramat. Tu nie ma nic do śmiechu. Przed całym światem pokazaliśmy raz jeszcze, że opinia Polak to cwaniaczek, wcale nie jest taka niezasłużona.

Cała ta sytuacja pokazuje też nastawienie mentalne tej reprezentacji i jej trenera. Oni nie byli zdolni wygrywać. Strach siedział w ich głowach i zablokował wszystkie umiejętności.

Kamil Grosicki, którego naprawdę lubię, tłumaczy po meczu z Japonią, że symulował z szacunku do Kuby... Boże drogi... Kamilu! Trzeba było powiedzieć Nawałce, że jeśli on chce siedzieć dalej w okopach, to niech nałoży hełm na głowę i maskę przeciwgazową na twarz, a ty ruszasz na rywala! Trzeba było zaatakować Japończyków, wejść w któregoś faulem i przerwać grę! To byłby dowód szacunku, a nie jakieś jarmarczne, symulanckie komedie.

Dobrze, że są w tej drużynie tacy piłkarze jak Łukasz Fabiański, który przeprosił kibiców za zachowanie drużyny w końcówce meczu. Choć akurat sam Fabiański był tu kompletnie niewinny. On jedyny ruszyć na rywala nie mógł.

Jeśli mecz z Japonią miał być ostatnią szansą dla Nawałki, to - bądźmy szczerzy - on jej nie wykorzystał. I to kompletnie.

Stres, presja, nieporozumienia wewnątrz drużyny - wszystko to musiało odcisnąć piętno na psychice selekcjonera. Nie wytrzymał napięcia - tak jak np. Paweł Janas w 2006 roku, czy Franciszek Smuda w 2012. Patrząc na to, co się działo w meczu z Japonią i przede wszystkim słuchając tego, co mówi selekcjoner, nabieram przekonania, że stracił kontakt z rzeczywistością, przestał twardo stąpać po ziemi. Ba! Wytworzył sobie alternatywną rzeczywistość, która miała się nijak do tej prawdziwej, realnej. Widział świat (w tym mecze) inaczej.

Po żenującej i wstydliwej końcówce meczu z Japonią Nawałka mówi, że reprezentacja nie atakowało, bo stosowała... niski pressing? Nie no... I on tak poważnie? Dramat...
To co stosowała reprezentacja, gdy Nawałka kazał Kamilowi Grosickiemu symulować kontuzję, żeby na boisko wszedł Kuba Błaszczykowski? Jest jakaś nazwa tej taktyki, którą stosował leżący Grosik? Łomżing? Plażing? Leżing?

Adam Nawałka, dla własnego dobra, powinien na chwilę nie udzielać żadnych wywiadów. Przynajmniej dopóki nie wróci do równowagi mentalnej. To aż niewiarygodne, ale mundial jest dowodem, że Adam Nawałka nie miał żadnej koncepcji na ten turniej. Nie dlatego, że jest leniuchem i jej nie przygotował. Wręcz przeciwnie - on te mistrzostwa rozegrał w swojej głowie milion razy, na wszystkie możliwe sposoby, chciał znaleźć odpowiedzi na wszystkie możliwe scenariusze, na każde posunięcie rywala, na każdy wypadek we własnej drużynie. I wiecie, co? On się w tym wszystkim - mówiąc po piłkarsku - po prostu zakiwał.

Na każdy mecz wychodziliśmy w innym ustawieniu taktycznym i personalnym. Pierwsze spotkanie, z Senegalem, było hołdem oddanym tym jego wiernym żołnierzom, na których Nawałka zawsze stawiał, czego dobitnym przykładem było wystawienie Thiago Cionka, Arkadiusza Milika i Łukasza Piszczka. Każdy trener, który czyta grę, dobrze obserwuje swoich piłkarzy na treningach, musiałby zauważyć, że ci dwaj ostatni są kompletnie bez formy, że to nie jest ich moment, że trzeba postawić na innych, choćby Bereszyńskiego. Nawałka tego nie widział. Był zbyt blisko, żeby to dostrzec.

W drugim meczu selekcjoner wyszedł w innym ustawieniu i zrobił rewolucję w składzie. Efekt opłakany.

Na ostatnie spotkanie Nawałka znów dokonał kilku zmian i nagle na turnieju pojawił się Kurzawa, Jędrzejczyk, Fabiański (Peszki nie liczę). Każdy z nich pokazał, że mógł być opcją w pierwszych dwóch meczach dla słabiej dysponowanych kolegów. Nawałka tych opcji nie widział.

W meczu o wszystko z Kolumbią, gdy trzeba było ratować losy naszej drużyny na tym turnieju, Nawałka rzucił do gry niedoświadczonych zawodników, którzy mieli raptem po kilka występów w kadrze: Bednarek - 4, Bereszyński - 9, Góralski - 5, a Kownacki - 3. Ktoś chce mi wmówić, że to był nasz plan B? Że mieli nas nagle uratować ci piłkarze, na których Nawałka nie stawiał ani w eliminacjach, ani za mocno w sparingach?

Katowanie systemu z trzema stoperami to była jakaś obsesja selekcjonera na tym turnieju. Mniejsza z tym, że eksperci i kibice mieli inne przekonanie od Nawałki: że w tym wariancie taktycznym wcale nie wyglądamy lepiej, niestety. Mniejsza także z tym, że sami reprezentanci nie czuli się w tym systemie zbyt pewnie. Ale na jedno Nawałka powinien móc sobie odpowiedzieć obiektywnie: czy miał wystarczająco dużo czasu, żeby tej taktyki nauczyć drużynę? Zaczął po eliminacjach i ewidentnie nie zdążył. Zresztą, o tym co nie zagrało w tej drużynie, będziemy jeszcze rozmawiać przez kilka następnych tygodni. Jak mówi Nawałka, w jednym ze swoich wyświechtanych sloganów, od których robi się niedobrze: "na analizę przyjdzie czas".

Reprezentacja zawiodła na wielu polach. Boniek - co mnie cieszy - w pomeczowej wypowiedzi zwycięstwo z Japonią przyjął chłodno, wręcz lodowato. To by wskazywało, że los Nawałki jest przesądzony.

Zaraz zaczną się analizy źródeł naszej porażki na mundialu. Nie chce już tylko słuchać tego pieprzenia, że niepotrzebnie dmuchaliśmy (szczególnie my, media) balonik oczekiwań. Ten balonik to przecież nic innego jak wiara w drużynę i nadzieja na jej dobry występ. To jaka niby postawa byłaby w porządku? Gdyby kibic w tę kadrę nie wierzył? Gdyby mówił nie mam żadnych oczekiwań, nie liczę na żadne zwycięstwo, nie liczę na wyjście z grupy?

Co? Wtedy byłoby łatwiej piłkarzom? Wtedy graliby bez presji? No bądźmy poważni. Presja jest wszędzie i zawodowcy smak tej presji dobrze znają. Wszyscy, co do jednego. Tak samo się wymaga zwycięstw od Roberta Lewandowskiego w Monachium, jak i od - wyszydzanego - Sławomira Peszki w Lechii Gdańsk. Czy presja przed derbami Trójmiasta jest mniejsza? Oczywiście, że nie. Tam się nawet pojawiają groźby pod adresem piłkarzy. A rozczarowany kibic reprezentacji nikogo nie pobije, nie opluje, nie będzie straszył. Najwyżej wygwiżdże jeśli jest na stadionie, albo "pociśnie" w komentarzach w necie, jeśli mecz oglądał w telewizji.

Tu nie chodzi o to, że kilkunastu dziennikarzy jest niezadowolonych i piszą nieprzychylne recenzje występów kadry Nawałki w Rosji. Rozczarowanych jest kilkanaście milionów Polaków i warto, żeby sobie nasza drużyna zdała z tego sprawę. Wydaje mi się, że nie ma sensu analizować powodów porażki reprezentacji na mundialu 2018 zbyt długo. Bo tej drużyny już nie ma. W takim kształcie i z tym trenerem - to nie ma.

Trzeba się pozbierać do kupy to towarzystwo, zerwać z przywiązaniem do nazwisk, odbudować morale tej kadry i stosunki wewnątrz niej panujące.

Przecież chodzi o to, żeby - niezależnie od powodzenia czy niepowodzenia w jednym turnieju - nie stracić statusu, który reprezentacja sobie wypracowała przez ostatnie cztery lata. Żebyśmy teraz nie poszli w dół, ale wrócili na miejsce, jakie mieliśmy w futbolowym świecie po Euro 2016. I nie chodzi mi tu o ranking FIFA.

Reprezentacja potrzebuje iskry, bodźca, który pobudzi tę grupę ludzi. Na początek wystarczy nowy selekcjoner.

Dariusz Tuzimek,
Futbolfejs.pl
Zobacz inne teksty autora

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×